Reklama

Wdzięczna pamięć serca

Ks. prof. Julian Michalec

W latach 1954-1962 młodzież przemyskiego LO im. Juliusza Słowackiego katechizował ks. dr Julian Michalec. Kapłan wielkiego formatu - katecheta, kaznodzieja, wykładowca i spowiednik. Wszystko co robił - robił perfekcyjnie. Zawsze wymagający od siebie oraz od uczniów i słuchaczy. Swoją osobowością przyciągał do katedry przemyskiej tłumy parafian i sympatyków z całego miasta.

Niedziela przemyska 29/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Urodził się 3 czerwca 1922 r. w Binarowej k. Biecza jako czwarte dziecko Jana i Bronisławy z Lenardów. Pierwsze 3 klasy ukończył w miejscowej szkole. Po śmierci ojca sytuacja się skomplikowała. Edukacją małego Juliana zajął się jego starszy brat Franciszek - był wówczas kapłanem diecezji przemyskiej. Julian wędrował razem z nim po różnych parafiach, do których przenoszono Franciszka. W związku z tym kształcił się w Rudniku, Rzeszowie, Przemyślu i Trześni k. Sandomierza. Maturę zdał 1 lipca 1941 r. przed Komisją Tajnego Nauczania w Sandomierzu. Pozostałe lata wojennej zawieruchy spędził w Binarowej jako rolnik na ojcowiźnie i jako żołnierz Armii Krajowej.
W styczniu 1945 r. wstąpił do przemyskiego Seminarium Duchownego. Po 4-letnich studiach 19 czerwca 1949 r. przyjął święcenia kapłańskie z rąk ordynariusza ks. Franciszka Bardy. Był wyróżniającym się alumnem. Po święceniach został zaraz skierowany na Katolicki Uniwersytet Lubelski. Studiował na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej. W 1951 r. ukończył studia uzyskując stopień magistra filozofii. W Lublinie pozostał jeszcze rok uczęszczając w charakterze młodszego asystenta na studia doktoranckie. 28 czerwca 1952 r. otrzymał stopień doktora. Wrócił do diecezji i podjął pracę w parafii św. Stanisława w Łańcucie. We wrześniu 1954 r. zjawił się w przemyskiej parafii katedralnej, w której pozostał przez 8 lat. Był wikarym, katechetą szkół średnich, wykładowcą w Seminarium Duchownym, spowiednikiem i kaznodzieją. Potrzebny był katedrze i młodzieży. Taki kapłan nie odpowiadał ówczesnym władzom polityczno-administracyjnym. Wszczęto na niego nagonkę. W 1962 r. podjął decyzję opuszczenia naszego miasta. Przeniósł się do Wrocławia, gdzie pracował jego brat ks. Franciszek. Opinia wspaniałego duszpasterza, wybitnego kaznodziei poszła za nim. Abp Bolesław Kominek przyjął go do parafii katedralnej. W październiku rozpoczął wykłady z filozofii chrześcijańskiej na Studium Katechetycznym. Zaangażował się w pracę duszpasterstwa akademickiego. 1 sierpnia 1963 r. został wykładowcą homiletyki w Arcybiskupim Seminarium Duchownym i etatowym kaznodzieją katedralnym. W październiku otrzymał nominację na spowiednika alumnów.
1 czerwca 1966 r. abp Kominek ustanowił go referentem diecezjalnego duszpasterstwa kultury masowej. Następnie ks. Julian skorzystał z urlopu naukowego odwiedzając uczelnie Wiednia, Linzu, Salzburga, Innsbrucku i Rzymu. 1 czerwca 1969 r. przyjął obowiązki rektora, a następnie proboszcza kościoła Panny Maryi na Piasku. W 1975 r. otrzymał nominację na profesora nadzwyczajnego Papieskiego Fakultetu Teologicznego we Wrocławiu. Nagła śmierć przyszła 18 lipca 1988 r.
Krótka biografia nie oddaje całej prawdy o tym wielkim Kapłanie. Jakim zapamiętali go jego uczniowie? Kim był dla nich? Czy w swoim dorosłym życiu są wierni zasadom, które im wpajał? Niech na te pytania każdy z jego uczniów sam sobie odpowie. Dla mnie ks. Julian był niedoścignionym wzorem. Imponował mi swoją erudycją. Podziwiałam go. Zawsze był świetnie przygotowany do wykładu. Nigdy nie posługiwał się notatkami. Miał wspaniałą pamięć i podzielną uwagę. Był żywą encyklopedią i słownikiem wyrazów obcych. Darzył jednakowym szacunkiem ludzi o różnych poziomach intelektualnych. Codzienne bardzo późnym wieczorem pojawiał się przy katedrze przemyskiej mężczyzna z piłą i siekierką odziany w łachmany nasączone naftą. Był postrachem dla nas wszystkich. Klęczał codzienne przy drzwiach świątyni i półgłosem się modlił. Często jego łachmany zamieniały się w czyste ubranie. To właśnie ks. Julian okazywał mu miłość bliźniego. Brał go na wikarówkę, aby go umyć i podzielić się swoim jedzeniem i ubraniem. Dotykał nędzy, której nikt nie chciał dotknąć.
W kazaniu Kapłan i laikat na wspólnej drodze życia powiedział: „...o każdym czasie i na każdym kroku wszystko wykonać dobrze. Dobrze przygotować się do lekcji w szkole, do pracy w biurze projektów, do wygłoszenia kazania. Dbać o czystość mieszkania...”. Żył w zgodzie z tym, co mówił. Wszystko co robił - robił dokładnie. Pedantycznie dbał o przybory do pisania, o swoją fryzurę, o czystość salki katechetycznej, swojego mieszkania. Przygotowywał wspaniałe kazania i wykłady. Był słowny, punktualny, obowiązkowy, uczynny, taktowny i dyskretny. I tego swoim przykładem starał się nas nauczyć. Dużo czasu spędzał w konfesjonale. W jednym z kazań powiedział: „Kapłanowi potrzeba cierpliwości, o jakiej wy kochani naprawdę nie wiecie. Cierpliwości większej niż wytrzymałość matki, która ma dużą gromadkę dzieci”. I takim był. Cierpliwie słuchał spowiedzi po wieczornej Mszy św. Mijała pora kolacji - on spowiadał. Penitentów nie brakowało. Cierpliwie stali w kolejce. Często brakowało cierpliwości kościelnemu. Dzwonił wówczas ogromnym pękiem kluczy, dając znak spowiednikowi, że pora kończyć.
W życiu codziennym i na ambonie posługiwał się pięknym językiem literackim. Od swoich słuchaczy wymagał idealnej ciszy i skupienia jako wykładowca i jako kaznodzieja. Na ambonie czekał aż wszyscy się wyciszą. Stać go było na przerwanie kazania, gdy zauważył drzemiącą osobę. Ten brak uwagi nie był spowodowany nudnym kazaniem - raczej wiekiem lub zmęczeniem słuchacza - a może zbyt trudnym tematem?
Jak oceniali jego pracę rządcy diecezji przemyskiej? Wiedzieli, że jest potrzebny młodzieży i katedrze. Dlatego nie proponowali mu przeniesienia. Biskup sufragan Wojciech Tomaka tak napisał do abp. Kominka: „Ks. Michalec był doskonałym kaznodzieją, posiadał specjalny dar wpływania na młodzież. Jego kazań wszyscy bardzo lubią słuchać”. Wyjazd z Przemyśla ks. Juliana dla parafian był ogromną stratą. Skierowali list do Księdza Arcybiskupa wrocławskiego, w którym napisali: „Polecamy ojcowskiemu sercu i opiece naszego nieodżałowanego, niezapomnianego duszpasterza, przewodnika naszej młodzieży, niezastąpionego spowiednika i kaznodzieję, którego niestety tracimy...”.
Wrocław serdecznie przyjął kapłana, który wybrał sobie to miasto na dalsze lata swego posługiwania. Oto jak wspomina swój pierwszy kontakt z ks. Julianem ówczesny student I roku Uniwersytetu Wrocławskiego - obecny profesor tej uczelni Jan Miodek: „Nie zapomnę do końca życia swojej pierwszej studenckiej niedzieli we Wrocławiu w październiku 1963 r. Wraz z kolegą ze szkolnej ławy, z którym zamieszkałem na stancji przy ul. Szczytnickiej, poszliśmy do katedry. Po ewangelii wszedł na ambonę niezwykłej urody ksiądz, o czarnych lekko falistych włosach, przenikliwym spojrzeniu i ascetycznej twarzy. Zaczął kazanie. Osłupieliśmy z wrażenia. Z takim kunsztem oratorskim jeszcześmy się w swoim życiu nie zetknęli. Takiej głębi teologicznej myśli nikt nam do tej pory nie pokazywał. Takiej mistrzowskiej gry językiem nie słyszeliśmy. Przeżycia z pierwszej niedzieli powtarzały się w następnych tygodniach. W końcu dowiedzieliśmy się... że fascynujący nas kaznodzieja to ks. Prof. Julian Michalec, czyli właśnie ten duszpasterz akademicki, do którego skierowali nas tarnogórscy katecheci. Z ich polecającym pismem nigdy do ks. Michalca nie poszedłem, ale i tak stał się on moim duchowym mistrzem i przewodnikiem na ćwierć wieku. Z czasów studiów najsilniejszym przeżyciem były dla mnie - oprócz niedzielnych kazań - prowadzone przez niego akademickie rekolekcje w latach 1965-1968, wykłady o II Soborze Watykańskim (...) oraz cotygodniowe wykłady z filozofii w centrum duszpasterstwa akademickiego (...) Potem od września 1969 roku, gdy byłem już nauczycielem akademickim, a on został mianowany proboszczem kościoła Najświętszej Panny Maryi na Piasku, wysłuchałem niezliczonej ilości jego kazań - wykładów głoszonych w tej olbrzymiej świątyni w niedziele i dni powszednie. W lipcu 1976 roku ochrzcił w nim mego syna. 12 lat później, też w lipcu tam go pożegnałem w czasie mszy św. pogrzebowej”. Jakim był ks. Julian? „A przecież był (...) człowiekiem gorącego serca, którego potrafiła wzruszyć do łez taka czy inna scena ewangeliczna, któremu odbierało głos takie czy inne wspomnienia. Był jak ogień w każdej posłudze kapłańskiej - nie tylko kaznodziejskiej: od chrztu - przez świecenie koszyczków wielkanocnych - do pogrzebowych egzekwii. Może dlatego wypalił się tak szybko”.
I na koniec wspaniałe publiczne wyznanie prof. Miodka: „Księdzu Julianowi Michalcowi zawdzięczam wszystko w zawodowej pracy wykładowcy uniwersyteckiego i telewizyjnego. To on przede wszystkim nauczył mnie najważniejszej prawdy o działaniu oratorskim: «jeśli chcesz, by twoi odbiorcy płonęli, sam musisz płonąć». Jestem w tej materii jego niewypłacalnym dłużnikiem uczuciowym...”.
Wróćmy do Przemyśla. Ks. Michalec potrafił nas niejednokrotnie mile zaskoczyć; wyjątkową notatką w zeszycie z oceną okresową, przyniesieniem lektury obowiązkowej, o którą wówczas było trudno. Jego wyjazd z Przemyśla w lipcowe południe 1962 r. był również zaskoczeniem - bardzo smutnym. Ostatnie bolesne zaskoczenie nastąpiło w lipcowy upalny wieczór 26 lat później - to nekrolog przy katedrze przemyskiej informujący o jego odejściu po nagrodę do Pana.
39 lat kapłaństwa - czas służby Bogu i ludziom: 8 lat w Przemyślu - ćwierć wieku we Wrocławiu. To pracowity czas tego niezwykłego kapłana i człowieka. Dzisiaj po tylu latach przywołałam wspomnienia z pamięci licealistki oraz studenta i nauczyciela akademickiego. W naszych umysłach i sercach ten niezwykły kapłan pozostawił trwały ślad.

Reklama

Bodaj jednak najpiękniej nikt nie musiał o sobie pisać ani mówić sam. Niech to raczej inni żyjący uczynią, niech życzliwie wspomną ci co zostaną, kiedy już człowiek ostatecznie odejdzie.
(Ks. Julian Michalec „Aby życie mieli”)

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

„... o każdym czasie i na każdym kroku wszystko wykonać dobrze. Dobrze przygotować się do lekcji w szkole, do pracy w biurze projektów, do wygłoszenia kazania. Dbać o czystość mieszkania...”.
(Z kazania „Kapłan i laikat na wspólnej drodze życia” wygłoszonego przez ks. prof. Juliana Michalca)

„Księdzu Julianowi Michalcowi zawdzięczam wszystko w zawodowej pracy wykładowcy uniwersyteckiego i telewizyjnego. To on przede wszystkim nauczył mnie najważniejszej prawdy o działaniu oratorskim: «jeśli chcesz, by twoi odbiorcy płonęli, sam musisz płonąć». Jestem w tej materii jego niewypłacalnym dłużnikiem uczuciowym...”.
(Prof. Jan Miodek)

2006-12-31 00:00

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Heleny Kmieć

2024-05-10 14:00

[ TEMATY ]

Helena Kmieć

BP Archidiecezji Krakowskiej

Uroczystość w kaplicy Domu Arcybiskupów Krakowskich rozpoczęła się krótką modlitwą. Abp Marek Jędraszewski, metropolita krakowski powołał trybunał do przeprowadzenia procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożej Heleny Kmieć, wiernej świeckiej. W jego skład weszli: ks. dr Andrzej Scąber – delegat arcybiskupa, ks. mgr lic. Paweł Ochocki – promotor sprawiedliwości, ks. mgr lic. Michał Mroszczak – notariusz, ks. mgr lic. Krzysztof Korba – notariusz pomocniczy, ks. mgr Adam Ziółkowski SDS – notariusz pomocniczy.

Następnie postulator sprawy, ks. dr Paweł Wróbel SDS zwrócił się do arcybiskupa i członków trybunału o rozpoczęcie i przeprowadzenie procesu oraz przedstawił zgromadzonym postać Sługi Bożej. – Wychowanie w głęboko wierzącej rodzinie skutkowało życiem w atmosferze stałego kontaktu z Bogiem – mówił postulator przywołując zaangażowanie Heleny w życie wspólnot religijnych od wczesnego dzieciństwa. Zwrócił uwagę na zdolności intelektualne i różnorodne talenty kandydatki na ołtarze. Studiowała inżynierię chemiczną na Politechnice Śląskiej w języku angielskim oraz uczyła się w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Gliwicach.

CZYTAJ DALEJ

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

2024-05-10 13:22

[ TEMATY ]

Raymond Nader

Karol Porwich/Niedziela

Raymond Nader pokazuje ślad, który zostawił mu na ręce św. Szarbel

Raymond Nader pokazuje ślad, który zostawił mu na ręce św. Szarbel

W Duszpasterstwie Akademickim Emaus w Częstochowie miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Raymond Nader, który przeżył niezwykłe doświadczenie mistyczne w pustelni, w której ostatnie lata spędził św. Szarbel, podzielił się swoim świadectwem.

Raymond Nader jest chrześcijaninem maronitą, ojcem trójki dzieci, który doświadczył widzeń św. Szarbela. Na początku spotkania Raymond Nader podzielił się historią swojego życia. – Przed rozpoczęciem studiów byłem żołnierzem, walczyłem na wojnie. Zdecydowałem o rozpoczęciu studiów, by tam zrozumieć istotę istnienia świata. Uzyskałem dyplom z inżynierii elektromechanicznej. Po studiach wyjechałem z Libanu do Wielkiej Brytanii, by tam specjalizować się w fizyce jądrowej – tak zaczął swoją opowieść Libańczyk.

CZYTAJ DALEJ

Przegląd Niedzieli Wrocławskiej na 12 maja 2024 roku

2024-05-10 20:37

mat własny.

Co znajdziemy w najnowszym numerze "Niedzieli Wrocławskiej"? Zapraszamy do posłuchania przeglądu prasy

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję