Pogodny poranek, który nastąpił po wielu pochmurnych i deszczowych
dniach, nastrajał optymistycznie. Promienie słoneczne rozgrzewały
skórę przywykłą do wilgotnego powietrza, a niebo oszałamiało swym
błękitem nie zmąconym ani jedną chmurą. Przez jego środek biegła
biała smuga pozostawiona przez lecący wysoko odrzutowiec. Smuga zaczynała
się na jednym krańcu nieba pędzącym srebrnym punktem, by rozpłynąć
się szeroką przezroczystomleczną rzeką na drugim krańcu. Ludzie na
przystanku stali z zamkniętymi oczami, wysuwając twarze w kierunku
promieni słońca, którymi zdawali się upajać, tak jak spragnieni upajają
się wodą.
- Na wczasy pani jedzie? - mężczyzna w średnim wieku
zapytał stojącą obok znajomą.
- Nie, gdzie tam, panie Janku, wydatków tyle, że nie
wiadomo, co ważniejsze. Chciałam nawet pojechać, bo pieniędzy trochę
wpadło mojemu mężowi za nadgodziny, ale szkoda ich na takie fanaberie,
jak wczasy - odpowiedziała kobieta, spoglądając na zegarek.
- O, nie ma pani racji, wczasy to nie fanaberie, to jest
obowiązek. Rozumiem, gdyby w ogóle pieniędzy nie starczało na najpotrzebniejsze
rzeczy, ale jak się, dzięki Bogu, parę groszy znalazło, to nie należy
oszczędzać na wypoczynku - wyjaśniał mężczyzna.
- Ale tyle rzeczy trzeba kupić do domu! Dzieci we wrześniu
idą do szkoły. Pan wie, ile to kosztuje, panie Janku? - tłumaczyła
się kobieta.
- Wiem, przecież też mam dzieci i też żona mi wypomina,
że mało zarabiam, no bo rzeczywiście w mojej fabryce nie dzieje się
ostatnio najlepiej. Prywatyzacja, rozumie pani. Ale zawsze muszę
gdzieś wyjechać na urlop i to koniecznie z rodziną. W ciągu roku
nie ma wcale czasu na to, żeby pobyć trochę z dziećmi, a nawet z
żoną nie ma kiedy porozmawiać - mężczyzna wyjął z kieszeni niewielki
plik zdjęć i zaczął pokazywać kobiecie. - To jest mój syn podczas
ostatnich wakacji na wsi. Złapał wtedy na wędkę pierwszą w życiu
rybę. A to moja córka podczas zwiedzania zamku krzyżackiego. A to
moja żona, jak się zajada lodami w Ciechocinku, gdzie musieliśmy
się zatrzymać po drodze do domu, bo nam się nasz maluch zepsuł -
mężczyzna objaśniał znajomej zdjęcia z tonem nostalgii w głosie.
- No rzeczywiście, ładne ma pan wspomnienia. Mój mąż
wyciąga mnie właśnie na jakiś wyjazd - mówiła znajoma.
- To jechać, koniecznie. Wypoczynek to podstawowa reguła
higieny psychicznej - powiedział mężczyzna nieco mentorskim tonem.
- Jakiej higieny? - zdziwiła się kobieta. - Pan mi sugeruje,
że z moją głową jest coś nie tak, że może muszę się leczyć? Ja sobie
wypraszam - zdziwienie kobiety zmieniło się w oburzenie.
- Źle mnie pani zrozumiała - tłumaczył się mężczyzna.
- Niedawno przeczytałem na temat zdrowia w gazecie, którą moja żona
kupuje, że o samopoczucie psychiczne trzeba tak samo dbać, jak o
czyste ręce. No na przykład nie denerwować się z byle powodu.
- Nie denerwować się? Ha, ha, ha - śmiała się kobieta.
- Jak ja mam się nie denerwować, skoro życie takie ciężkie i w dodatku
niesprawiedliwe. Jedni właściwie bez wysiłku mają prawie wszystko,
a inni, jak ja, męczą się całe życie i ledwie wiążą koniec z końcem.
- No widzi pani, sama pani jest najlepszym przykładem
braku higieny psychicznej. Niepotrzebnie pani sobie życie komplikuje.
Widziałem już ludzi dużo bogatszych od pani i ode mnie razem wziętych
i też byli nieszczęśliwi, bo inni mieli jeszcze więcej niż oni. "
Nie należy narzekać na życie, bo jest darem od Pana Boga, a darowanemu
koniowi się w zęby nie zagląda" - zakończył sentencją mężczyzna.
- To mówi pan, że nie można narzekać? - dziwiła się kobieta.
- A przecież wszyscy to robią.
- Jasne, trzeba się nawet z życia cieszyć, jakie by nie
było. Na pewno ma pani wiele powodów do radości, choćby pani dzieci.
Może być pani z nich dumna, ale żeby cieszyć się życiem, trzeba nabrać
do niego nieco dystansu, moje dzieci mówią "luzu". Krótki wyjazd
na wakacje bardzo temu sprzyja. To jest po prostu inwestycja w zdrowie
- mężczyzna urwał nagle, bo zbliżał się jego autobus. - Miłych wakacji!
- krzyknął już ze stopni pojazdu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu