Kilka tygodni temu odwiedził mnie mój mały sąsiad i poprosił
o pomoc w odrobieniu lekcji z języka polskiego, bo nie umiał sobie
sam poradzić. - Nie wiem, czy ja sobie poradzę - zażartowałam, nie
przeczuwając wcale, że zadanie w podręczniku dla klasy VI przerośnie
wszelkie moje umiejętności. Polecenie brzmiało: "Zredaguj zestaw
porad pt. Jak być policjantem w serialu kryminalnym". Zapewne dla
ułatwienia, w dalszej części czytamy: "Pamiętaj o tempie zdarzeń,
nagromadzeniu niesłychanych przeciwności, podziale bohaterów na dobrych
i złych, udziale pięknych kobiet". Wstrząśnięta stopniem trudności
tego zadania oraz porażona tematem i pomocniczymi sugestiami (zwłaszcza
o udziale pięknych kobiet) powiedziałam małemu sąsiadowi, że nie
tylko nie umiem mu pomóc, ale też i nie chcę, bo uważam, że pisanie
takiego "zestawu porad" nie powinno dotyczyć szóstoklasistów.
Poczułam ogromny dyskomfort z kilku powodów: po pierwsze
- nie pomogłam, choć dziecko na to liczyło, po drugie - pomyślałam
o nauczycielce, która nie waha się zadawać do domu takich prac, po
trzecie - uświadomiłam sobie, że ten uczeń korzysta z podręcznika
opracowanego przez metodyków, którzy przecież mają jakąś koncepcję
kształtowania w młodych głowach obrazu świata. Z niepokojem zaczęłam
wertować podręcznik autorstwa Haliny Mrazek i Iwony Steczko zatytułowany
To lubię... Książka podzielona na XIII tematycznych rozdziałów zawiera
m.in. takie: Wybory do samorządu klasowego, Potęga prasy, Słuchacz
ma swoje wymagania, z którego dowiadujemy się, jak powinny wyglądać
notatki redaktora prasowego o sporcie, relacja z meczu sportowego,
jak zorganizować radiowy plebiscyt na sportowca roku. Kolejny rozdział
pt. Niech będzie naprawdę uroczyście uczy, jak robić zakupy, sporządzać
listę gości, układać menu uroczystego obiadu, jak nakrywać do stołu.
Rozdział Z biletem i bez opowiada o planowaniu wycieczek, o kasie
biletowej, informacji; pokazuje wzór biletu i poucza, jak zredagować
ogłoszenie, gdy coś nam zginie.
Niewątpliwie wszystkie umiejętności prezentowane w podręczniku
To lubię... bardzo są przydatne w życiu, ale dlaczego dzieci uczą
się tego właśnie na lekcjach języka polskiego? Gdzie jest obecna
literatura piękna? Gdzie jest kształtowanie w dziecku wrażliwości
na słowo, na piękno, na sztukę, na historię i kulturę? Chyba te wartości
- według twórców nowego programu nauczania - powinny iść do lamusa.
Teraz ma być nowocześnie, to znaczy przyjemnie i koniecznie
pożytecznie - oto recepta na życie człowieka w XXI wieku. To przerażające,
że nowe pokolenie Polaków dostaje taką dawkę nihilizmu, nie tylko
oglądając telewizję, ale także w szkole. Czy zagonieni rodzice wiedzą,
czego uczą się w szkołach ich pociechy? A jeśli nawet wiedzą, to
co mogą z tym zrobić? To dramatyczne pytania. Tym bardziej dramatyczne,
że wolna Polska okazuje się coraz bardziej wolna od polskości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu