Zbliżają się Święta Wielkanocne, okres radości i nadziei spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem. Na ziemi łowickiej zwyczaje wielkanocne często bardzo różniły się w zależności od konkretnej wsi, ale
zawsze wierny lud wkładał w ich kultywowanie wiele serca i głębokiej wiary. Tak niedawno minęła połowa Wielkiego Postu i chociaż obecnie nikt nie wybija „półpościa” glinianymi garnkami rozbijając
je o drzwi domów i malując wapnem okna, oznajmiając, że wyrzuca się garnki z postnym żurem, bo zbliża się koniec postu, to wiele starszych osób (szczególnie kobiet) do dziś wspomina z rozrzewnieniem ten
rodzaj adoracji.
Przed nami Niedziela Palmowa. Co prawda łowickie palmy nie są może tak pokaźne jak kurpiowskie, ale na pewno nie mniej kolorowe i gustownie przyozdobione. Dawniej w dekorowaniu palm wielkanocnych
brały udział całe rodziny, tworząc barwne dzieła sztuki ludowej, które po poświęceniu w Niedzielę Palmową stawiano w oknach domów lub wkładano w poszycie dachu, by chroniły przed pożarem. Okres przedświąteczny
dawnej łowickiej wsi, to czas wielkiego sprzątania i bielenia zabudowań. Dziś nie wszyscy już wiedzą, że po kolorze chałupy, nie tylko można było poznać, że jest tu panna na wydaniu, ale także jak długo
może jeszcze pozostać w panieństwie. Miłym i pożytecznym nawet dzisiaj zwyczajem, było mycie się o świcie Wielkiego Piątku w rzece. Według tradycji zapewniało to nie tylko zdrowie, ale i urodę. Mieszkając
przez wiele lat w Łyszkowicach, do dziś wspominam szczególny nastrój związany z dniem poprzedzającym Zmartwychwstanie Pana. W tym dniu święcono pokarmy, a po południu podczas liturgii Wielkiej Soboty
także wodę, ogień i ciernie. Pokarmy święcono w kościele, ale bywało, że jeżeli dom był bardziej oddalony, kapłan przyjeżdżał święcić na miejsce. Od wczesnego ranka cała rodzina szykowała stół „do
święcenia”. Stawiano wszystkie pokarmy spożywane w czasie świąt. Na honorowym miejscu chleb, dalej szynka, pieczone mięsa, kiełbasy, w tym koniecznie biała, ser, masło, chrzan, oczywiście barwione
wywarem z oziminy, kotek wierzbowych i kolorowych bibułek jajka, piękne i pyszne mazurki i koniecznie wielkanocne lukrowane baby. Nie mogło zabraknąć posianego wcześniej na miseczkach, kuszącego świeżą
zielenią owsa. O wyznaczonej godzinie sąsiedzi przynosili swoje koszyczki ze święconką i przy kanonadzie strzałów z „kalichlorku” zajeżdżał bryczką ksiądz dobrodziej. Najpierw święcił pokarmy,
potem była wspólna modlitwa, życzenia i zawsze wiele serdeczności. Wieczorem przyniesioną z kościoła wodą święconą skrapiano dom, nie zapominając o studni - aby zawsze dawała zdrową wodę, a błogosławieństwo
nie opuszczało zagrody. Wieczór upływał na ostatnich pracach porządkowych, jednak wszyscy już czuli, że za kilka godzin stanie się coś niezwykłego. O tym w następnym numerze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu