Reklama

Wilamowice - kolebka bł. Józefa Bilczewskiego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

- Chcę jechać do Wilamowic. Pokłonić się bł. Bilczewskiemu.
- Renia, ty się zastanów, co chcesz zobaczyć - mówi moja koleżanka. - To bardzo specyficzne środowisko. Oni mieli nawet własny język. I żenili się tylko między sobą. To hermetyczne towarzystwo. Jak dziewczyna nie miała chałupy i posagu, nie akceptowali jej. Moja koleżanka wyszła za mąż za jednego z nich. Na początku było jej naprawdę trudno! Oni są samowystarczalni: mają swoje stroje, zwyczaje, no, teraz nawet swojego świętego.
- Józef Bilczewski jest błogosławionym - prostuję - ale już w październiku będzie świętym.
- No właśnie, przecież mówię, że prawie świętego - nie zraża się Agnieszka. - Tam jest specyficzna architektura. To już jedź tam, jedź.
Tego prawie wiosennego styczniowego dnia (temperatura plus 10 stopni) zagaduję siedzące przy drodze kobiety.
- Czy oprócz kaplicy błogosławionego abp. Bilczewskiego jest coś ciekawego do zobaczenia w tych Wilamowicach?
- Portretu błogosławionego Biskupa się nie ogląda. Do Niego się modli. Zawsze wysłucha - akcentuje starsza pani. - Niech pani spróbuje - dodaje łagodniejszym tonem.
- Może ona nie potrzebuje... - zastanowiła się inna.
- Takie wstawiennictwo zawsze się przyda! - trwała przy swoim pierwsza z pań - no, chyba, że się nie ma naprawdę czegoś ważnego do załatwienia... Bo głowy jakimiś drobiazgami nie będzie człowiek Arcybiskupowi zawracał.
Idę dalej. Rzeczywiście architektura ładna, nieco inna od bielskiej, ale czy aż taka niezwykła? Foremne, otynkowane budynki, sprawiają wrażenie wygodnych. Miasteczko naprawdę piękne, zadbane, jeszcze świątecznie przystrojone, co kilkadziesiąt metrów jakiś religijny akcent. Nad wszystkim góruje wieża kościoła.
- Nie wiedzą panowie, jak dotrzeć do rodzinnego domu Arcybiskupa?
Młodzież czekająca na autobus macha w lewo ręką.
- Widzi pani tę uliczkę? Nazywa się Bilczewskiego. Dojdzie pani?
- A Bilczewscy jeszcze żyją? Przecież Błogosławiony był jednym z dziewięciorga rodzeństwa... - mówię coraz niepewniej. Chłopcy uśmiechają się porozumiewawczo.
- Żyją, a jakże. Przecież właśnie pani mówimy! Na tej samej ulicy mieszkają! Ludzi się pani zapyta!
Po spacerze ulicą Bilczewskiego pora na dokładniejsze przyjrzenie się najważniejszej budowli Wilamowic. Kościół jest imponujący, wzorowany na słynnej wiedeńskiej katedrze, zwieńczony strzelistą wieżą, wewnątrz ozdobiony przez tamtejszego artystę ludowego Kazimierza Danka. Jednak najtłoczniej jest przy bocznym ołtarzu, gdzie umieszczono wizerunek bł. Józefa Bilczewskiego. Podkreślmy, namalowano dwa portrety Arcybiskupa lwowskiego i zostały one poświęcone przez Jana Pawła II w 1981 r., w czasie pielgrzymki z Wilamowic do Watykanu. Jeden z nich został Papieżowi od razu ofiarowany. Natomiast drugi przywieziono do Polski i umieszczono na początku na bocznej ścianie kościoła, dopiero po beatyfikacji można było w bocznym ołtarzu ulokować wizerunek Bilczewskiego.
- Gdyby nie było arcybiskupa Bilczewskiego, nie stałyby się Wilamowice takie znane. Zwłaszcza kościół parafialny - wspomina proboszcz parafii Świętej Trójcy, ks. prał. Michał Boguta. - Ale śmiem twierdzić - dodaje po długiej chwili - że gdyby nie było Wilamowic, Jego Eminencja musiałby na wyniesienie na ołtarze jeszcze trochę poczekać. Przecież to tutaj zdarzyły się pierwsze udokumentowane cuda! W Wilamowicach! Myśmy się do niego już od lat modlili. Prosili o pomoc, łaski... I tak to biegło... Przede mną kult tego Błogosławionego obecnie szerzyli ks. Józef Dowsilas i ks. Franciszek Piela, który był proboszczem przede mną. - Tak... Największa łaska mego życia to to, że Bóg posłużył się mną do zrealizowania swoich dzieł. To jest tajemnica Boga przez wstawiennictwo Świętych. Ale niewiele zdziałałyby Wilamowice, gdyby nie największy czciciel wielkości bł. Józefa Bilczewskiego, ks. dr Józef Dowsilas. On był kapelanem kard. Wojtyły i jego przyjacielem do końca życia. Zmarł w Watykanie 16.04.1993 r., bo tam pojechał na beatyfikację siostry Faustyny. Mszę pogrzebową odprawił Jan Paweł II w kościele św. Anny w Watykanie. Następnie ciało ks. Dowsilasa zostało przewiezione do Wilamowic i pochowane na tutejszym cmentarzu, bo pragnieniem jego było zostać pochowanym w ziemi rodzinnej sługi Bożego Józefa Bilczewskiego. Za życia Prałat zachęcał wszystkich do modlitwy o beatyfikację a zarazem sam cytował często fragmenty kazań abp. Bilczewskiego, ukazując tym samym Jego mądrość, wielkość i świętość. Kult Józefa Bilczewskiego był więc naprawdę w Wilamowicach szerzony. Ludzie modlili się do tego Sługi Bożego, prosili o wstawiennictwa.
- Cuda zdarzały się zresztą przez cały czas budowania świątyni. To było przecież wielkie marzenie Bilczewskiego, by wybudować nowy kościół. On tego nie doczekał. Później nastały nieprzychylne czasy. No, ale gdy stara świątynia uległa spaleniu, trzeba było dokończyć budowę nowego kościoła. Ja razem z parafianami pamiętamy wiele niezwykłych, niezrozumiałych dla racjonalisty zdarzeń. To Sługa Boży nad nami czuwał.
- Skończyliśmy budować wieżę. Widziała pani, jest ogromnie wysoka. I w niedzielę odprawiłem dziękczynną Mszę św. w intencji zakończonej budowy. Trzy dni później, we środę rozbieraliśmy rusztowanie i nagle ono runęło. Legary spadały z wysokości 15 m.
Zaczęliśmy uciekać, ale ja nie zdążyłem. Nagle widzę, że wokół mnie leżą deski, tak wąsko, że ja nie potrafiłbym ich tak ułożyć i sam nie wszedłbym do takiego kręgu, a mnie nawet nie drasnęło! Nic się nikomu nie stało! Zaraz się pozbieraliśmy i poszliśmy do kościoła podziękować Słudze Bożemu.
Ksiądz prałat zamyśla się: - Tak, ks. Dowsilas nam dużo pomógł. To jego ogromna praca, bardzo chciał doczekać wyniesienia abp. Bilczewskiego na ołtarze. Ja mu pewnego dnia, gdy tak się niepokoił, że to wszystko tak długo idzie, mówię, niech się ksiądz nie martwi, bo może trzeba będzie popchnąć tę sprawę w drugiej strony? I rzeczywiście zaraz po jego śmierci zdarzył się ten pierwszy cud, a miesiąc po beatyfikacji drugi - w Kozach. Tak, jakby chciał powiedzieć, zabierajcie się szybko za proces kanonizacyjny. To jeszcze nie koniec! I już niedługo, bo w październiku, nasz rodak zostanie kanonizowany!
Wilamowice, miasteczko znane ze słynącego cudami portretu błogosławionego arcybiskupa lwowskiego Józefa Bilczewskiego, do którego z prośbą o wsparcie przyjeżdżają ludzie nawet z odległych stron. Trzeba dokładnie zwiedzić kościół parafialny Trójcy Świętej, ale nie tylko, warto pospacerować po wilamowickim rynku, pomodlić się przy jednej z okolicznych kapliczek, uklęknąć na, orędownika wyniesienia na ołtarze abp. Bilczewskiego, ks. Józefa Dowsilasa, wybrać na wycieczkę po pobliskich górach, czy najzwyczajniej rozgrzać herbatą w restauracji, gdzie, w drugiej sali, znajdziemy informacje o pochodzeniu tej niezwykłej miejscowości. Powstała w XIII w., założyli ją uciekinierzy z Flandrii, którzy nazwali siebie Wilamowiczanami, od imienia założyciela - Wilhelma. Prawa miejskie kupili sobie w 1809 r. Już wtedy była to znaczący w Europie Wschodniej ośrodek tkacki. Wilamowiczanie dbali o utrzymanie tradycji i języka miejscowego. Posługiwali się nim aż do początków XX w. Ponieważ jednym z priorytetów było kształcenie uzdolnionej młodzieży męskiej, zwłaszcza, gdy chłopcy mieli powołanie kapłańskie, utworzono w miasteczku fundację pomocy zdolnej, ubogiej młodzieży. Jednym z takich chłopców był obecny błogosławiony, abp Józef Bilczewski. On później zbudował ochronkę dla najmłodszych dzieci i zadbał, żeby do Wilamowic w 1908 r. przyjechały siostry służebniczki. Dzisiaj można również usłyszeć dźwięki orkiestry dętej, którą prowadzi kapelmistrz Mariusz Płonka. Niekiedy orkiestra uświetnia uroczystości kościelne. Działa tu też Akcja Katolicka i zespół folklorystyczny.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

64. rocznica obrony krzyża w Nowej Hucie

2024-04-28 09:40

[ TEMATY ]

Ryszard Czarnecki

Archiwum TK Niedziela

Dokładnie teraz mija rocznica wydarzeń które przed laty poruszyły katolicką Polskę . Chodzi o obronę krzyża, którego mieszkańcy nowej, przemysłowej dzielnicy Krakowa postawili na miejscu budowy przyszłego kościoła. Zgoda na jego powstanie została wymuszona na komunistach w wyniku dwóch petycji , podpisanych w sumie przez 19 tysięcy osób.

Gdy rządy „komuny” trochę chwilowo zelżały nowy „gensek” kompartii Gomułka obiecał delegacji z Nowej Huty, że kościół powstanie. Jednak komuniści , jak zwykle nie dotrzymali słowa : cofnięto pozwolenie na budowę, a pieniądze ze składek mieszkańców Nowej Huty (a właściwie Krakowa bo dawali pieniądze również ludzie spoza nowego „industrialnego"osiedla”) zostały skonfiskowane.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Powiedzieć Bogu „tak”

2024-04-29 09:09

[ TEMATY ]

modlitwa o powołania

Rokitno sanktuarium

Paradyż sanktuarium

piesza pielgrzymka powołaniowa

Katarzyna Krawcewicz

W pielgrzymce szło ponad 200 osób

W pielgrzymce szło ponad 200 osób

27 kwietnia z Paradyża wyruszyła kolejna piesza pielgrzymka powołaniowa do Rokitna – w tym roku pod hasłem „Powołanie – łaska i misja”. Szlakiem wędrowało ponad 200 osób.

Pielgrzymi przybyli do Paradyża w sobotni poranek z kilku punktów diecezji. Na drogę pobłogosławił ich bp Tadeusz Lityński, który przez kilka godzin towarzyszył pątnikom w wędrówce. – Chcemy dziś Panu Bogu podziękować za wszelki dar, za każde powołanie do kapłaństwa, do życia konsekrowanego. Ale także chcemy prosić. Papież Franciszek 21 stycznia po zakończeniu modlitwy Anioł Pański ogłosił Rok Modlitwy, prosząc, aby modlitwa została zintensyfikowana, zarówno ta prywatna, osobista, jak też i wspólnotowa, w świecie. Aby bardziej stanąć w obecności Boga, bardziej stanąć w obecności naszego Pana – mówił pasterz diecezji. - Myślę, że pielgrzymka jest takim czasem naszej bardzo intensywnej modlitwy. Chciałbym, żebyśmy oprócz tych wszystkich walorów poznawczych, turystycznych, które są wpisane w pielgrzymowanie, mieli również na uwadze życie modlitwy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję