Reklama

Rola Karola Wojtyły, to mój Mount Everest

Urodził się pierwszego dnia wiosny, świetnie pływa, jeździ konno, mówi po angielsku, nie pali i nienawidzi dymu papierosów, jest aktualnie najpopularniejszym aktorem polskim

Niedziela w Chicago 52/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Piotr Adamczyk w ostatnim czasie aż dwukrotne przebywał w Chicago, jako gość XVIII Festiwalu Filmu Polskiego w Ameryce. Podczas festiwalu odbyła się amerykańska premiera filmu „Karol, papież, który pozostał człowiekiem”. Owacyjnie przyjęto zarówno obraz, jak i obecnego na premierze odtwórcę głównej roli. Na zaproszenie rektora Jezuickiego Ośrodka Milenijnego Piotr Adamczyk spotkał się z publicznością, która szczelnie wypełniła aulę Jana Pawła II w Jezuickim Ośrodku Milenijnym.
W trakcie tego spotkania najczęściej pytano Piotra Adamczyka o:.

- Jak to się stało, że dostałeś rolę Jana Pawła II?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Kiedy Giacomo Battiato, reżyser i scenarzysta, napisał 17. wersję scenariusza, bo żadna poprzednia nie zyskała pełnej przychylności Watykanu i o tej w końcu zaczęto dobrze mówić, postanowiono rozpocząć pracę nad filmem. Reżyser zdecydował, że film, który także opowiada historię Polski, musi być realizowany w Polsce i aktorem, który ma zagrać Karola Wojtyłę musi być Polak. W poszukiwaniu odpowiedniego polskiego aktora pomagała reżyserowi jego żona, która zresztą przyznała, że nie znała wtedy ani jednego polskiego aktora. Zadzwoniła do Krakowskiej Szkoły Teatralnej i porozmawiała sobie z sekretarką, której, jak się okazało, byłem ulubionym aktorem…

- Pierwszy telefon i pierwsza rozmowa z reżyserem…

- Byłem ogromnie zaskoczony, kiedy zadzwonił do mnie producent wykonawczy, zajmujący się wyszukiwaniem aktorów i powiedział: „Przyjechał twój przyjaciel z Włoch”. „Jaki przyjaciel?” - pytam. „No, twój. Ma kartkę z twoim nazwiskiem”. Pierwsza rozmowa z reżyserem była bardzo krótka, właściwie mało aktorska, bo można powiedzieć o życiu. On chyba próbował mnie poznać, jako człowieka. Nawet mi nie powiedział, że szukał odtwórcy głównej roli, po prostu, mówił, że jest robiony film i są różne role do obsadzenia. Kiedy dowiedziałem się jaki to film, i że jest książka na podstawie, której powstał scenariusz, od razu poszedłem do księgarni i kupiłem książkę. Na okładce zobaczyłem zdjęcie młodego Karola Wojtyły i to był ten moment, od którego zacząłem marzyć właśnie o tej roli. Potem zrozumiałem, że istniej jakieś fizyczne podobieństwo, z którego się bardzo cieszę.

- Jak wypadłeś na zdjęciach próbnych?

- Myślałem, że na korytarzu spotkam setkę aktorów, z którymi będę musiał się ścigać, tymczasem ścigałem się z samym sobą, bo zdjęcia próbne były przygotowane dla mnie. Krótka rozmowa z reżyserem i oczekiwanie na decyzję. Trochę się niepokoiłem, ale gdzieś w głębi czułem, że ta rola jest dla mnie. Kierowca, który mnie woził na plan popatrzył na zdjęcia, poklepał mnie po plecach i powiedział po włosku „Actore perfecto”. Po jakimś czasie otrzymałem wiadomość, że zostałem zaproszony do pracy. Pojawiło się, oczywiście, zdenerwowanie, ale też i świadomość odpowiedzialności za tę rolę.

- Jak wyglądała praca na planie?

- Było mnóstwo sytuacji, które świadczyły o tym, że Ktoś nam z góry pomagał. Pamiętam taki moment, kiedy podczas kręcenia pierwszej części filmu, kręciliśmy scenę exodusu ludności z Krakowa na początku II wojny światowej, 600 statystów, konie, śpiewy pieśni. Zaczął padać deszcz, było bardzo zimno. Wszyscy ubrani w autentyczne ubrania z czasu wojny. Włosi byli niezwykle zdziwieni, że 600 osób stoi w deszczu i nikt nie narzeka, nikt się nie buntuje, nie prosi o przerwę. Ja też byłem zdziwiony, bo bardzo rzadko zdarza się tego rodzaju dyscyplina, zwłaszcza w takim tłumie ludzi. Nawet dzieci płakały jakoś cichutko. Zrozumiałem, że biorący udział w filmie wyobrażają sobie przeżycia swoich rodziców, dziadków, którzy brali udział w wojnie. Wytłumaczyłem to reżyserowi, miał łzy w oczach. Ta praca, którą włożyli ludzie z trzeciego, czwartego planu była bardzo ważna. Pamiętam ich zasłuchane twarze, kiedy jako kardynał Wojtyła mówiłem do robotników. Oni nie pracowali jako statyści, oni chcieli zrozumieć to, co ja mówię. Im najwięcej zawdzięczam.

- Najtrudniejsze sceny?

- Zamach na Ojca Świętego. Jako jedynej ekipie udało nam się kręcić tak blisko realnego miejsca zamachu na Placu Świętego Piotra. Widziałem, że ruszyła się firanka w papieskim oknie. Papież Benedykt XVI zaglądał, by zobaczyć kto strzela na Placu. Dla mnie było to wyjątkowe przeżycie. W pewnym momencie znalazłem się w białej sutannie na takim samym papamobile, jakim jeździł Papież, w tłumie gapiów. To było bardzo trudne dla mnie, zwłaszcza wtedy, kiedy już padły strzały i miałem całą sutannę we krwi. Próbowałem się gdzieś schować, a tu ktoś zaczepia, czy może sobie zrobić zdjęcie, a to ktoś inny żartuje, że poplamiłem sobie sutannę. I choć wiedziałem, że to tylko film, ja sam chciałem przenieść się w czasie i w mojej wyobraźni. W pewnym momencie zobaczyłem zapłakaną twarz kobiety, która stała gdzieś w tłumie zrozumiałem, że samo przypomnienie tamtego wydarzenia jest ważne i dzięki tamtej kobiecie mogłem znaleźć skupienie.

Drugą bardzo trudną sceną była ta, kiedy Ojciec Święty traci głos. Wszyscy pamiętamy te chwile. Byłem zdziwiony, kiedy znalazłem ją w scenariuszu. Bardzo się jej obawiałem, kiedy oglądałem dokumentalne zdjęcia widziałem Papieża tracącego głos, słyszałem jak z jego krtani wydobywa się rzężenie. Za każdym razem, kiedy widziałem ten dokument, a widziałem go tysiące razy, miałem dreszcze i łzy w oczach. Niezwykle wzruszająca chwila, którą wszyscy pamiętamy. Pamiętam, że od początku bałem się, że nie udźwignę tej sceny. Pierwszego dnia pomogła mi charakteryzacja nakładana przez sześć godzin dziennie. Musiałem na nią bardzo uważać. Było gorąco, więc zaczęła się odklejać. Musieliśmy przerwać zdjęcia. I to uratowało tę scenę. Następnego dni postawiono kamerę w innym miejscu, scena się udała.

- Sporo mówi się o rekwizytach użytych w filmie.

- Podczas kręcenia używaliśmy nie tylko rekwizytów, ale często przedmiotów autentycznych, których używał sam Papież. I tak miałem na sobie ornat i rękawiczki, których używał Karol Wojtyła podczas konsekracji na biskupa. Pływałem tym samym kajakiem, którym on pływał - nie zapomnę stresu, kiedy musiałem pływać pomiędzy kamieniami, miałem jego brewiarz, podobnie było z Toyotą, którą jeździł Papież.

Reklama

- Jak wspominasz spotkanie z prawdziwym Papieżem?

- Kiedy spotkałem się z nim, aby prosić o błogosławieństwo, pamiętam jak emocje odebrały mi wszystkie pytania, które miałem do niego przygotowane i mówiłem tylko: „Ojcze Święty jestem taki szczęśliwy, jestem taki szczęśliwy”, a Papież popatrzył na mnie uśmiechniętymi oczyma i spytał: „Dlaczego?”.

- Czy rola Jana Pawła II jest dla Ciebie rolą życia?

- Dla mnie rola Karola Wojtyły była moimi Mount Everestem. Każdy wspinacz, który osiągnie szczyt, marzy jednak o tym, by się wspinać dalej. I mniej ważne dla mnie jest, że kolejne role, to mniejsze górki, ważne jest by się wspinać i szukać nowych podejść.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież zachęca Polaków do obrony życia ludzkiego

2024-05-15 11:03

[ TEMATY ]

Franciszek

PAP/EPA/Riccardo Antimiani

O potrzebie ochrony życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci przypominał Franciszek pozdrawiając Polaków podczas dzisiejszej audiencji ogólnej.


Podziel się cytatem

Pozdrawiam serdecznie wszystkich Polaków.

CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników.
Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę...
Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego.
W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: dziękczynienie za dar przyjęcia I Komunii Świętej

2024-05-15 17:34

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Pierwsza Komunia św.

Karol Porwich/Niedziela

Przyjeżdżają, aby podziękować za dar przyjęcia I Komunii Świętej. To czas dziękczynienia dzieci, ale i rodziców, katechetów, duszpasterzy - docierają na Jasną Górę ze wszystkich stron Polski.

- Tworzymy piękną rodzinę, bo jesteśmy tu wspólnie z dziećmi, ich rodzicami, opiekunami, nauczycielami - zauważył proboszcz parafii św. Jana Chrzciciela z Chełma z diec. tarnowskiej ks. Jerzy Bulsa.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję