Poniższy tekst, wyraz wdzięczności dziecka dla matki dedykujemy
wszystkim mamom i ich dzieciom.
2 lutego to święto Ofiarowania Jezusa. Maryja z Józefem
przynoszą małego Jezusa do świątyni. Jakże to przypomina podobne
starania naszych mam.
Niech te refleksje zaowocują naszymi wspomnieniami o
matce, o tym czego nas nauczyła i czy żyjemy jej naukami. Dla młodych
mam tekst może być drogowskazem w trudzie wychowania.
Ósmy grudnia - odbyły się imieniny mamy! To ważna data
w naszym rodzinnym kalendarzu. Im więcej przybywa lat mnie, najstarszemu
dziecku Marii i Michała, im bardziej zmienia się świat wokół mnie,
z tym większym wzruszeniem powracam pamięcią do atmosfery tego dnia
z czasów mego dzieciństwa. W tych wspomnieniach odnajduję wciąż nowe
wartości, w które wyposażyła nas mama - nie tylko słowami, ale przede
wszystkim własnym przykładem.
Imieniny mamy przypadały na odpust w naszej nehrybeckiej
parafii, której patronką jest Matka Boża Niepokalanie Poczęta. Grubo
przed ósmym grudnia zanudzałam tatę, by nie zapomniał obudzić mnie
raniutko, żebym mogła złożyć mamie życzenia:
Gdy się rano obudziłam, anioł przyniósł mi nowinę,
Ja się pytam "Co takiego?" To dziś mamy imieniny.
Żyj nam mamo długie lata, niech ci anioł wieniec splata,
Wieniec z białej róży.
Żyj nam, mamo, jak najdłużej!
W latach mego dzieciństwa tekst życzeń był co roku taki
sam, bo bardzo podobał mi się ten wierszyk. Wyobrażałam sobie mamę
w wianku z białych róż, a obok niej, w białej sukni, stojącego uśmiechniętego
Anioła.
Na odpust mama zapraszała swojego ojca, mieszkającego
w Nakle. Po odpustowej Sumie jedliśmy obiad, na którym obowiązkowo
był barszcz, ulubiona potrawa dziadzia. Po śmierci babci Anny dziadzio
Jan mówił, że tak dobry barszcz umie ugotować tylko moja mama, Marysia.
Kochany dziadzio miał sumiaste jasne wąsy, zrudziałe na końcach,
i tubalny głos, który napełniał nasz dom radością oraz mądrością
opowiadanych historii. Nie pamiętam z tego odpustu kramów czy zabawek
odpustowych, ale zapamiętałam zawsze radosny nastrój rodzinnego świętowania.
W mojej rodzinie do osób starszych zwracano się używając
formy "wy" np. wy mamo czy wy dziadziu. Od lat 70. forma ta została
zaniechana, ale mama tak mówi do tej pory zwracając się do osób starszych
lub wspominając swoich najbliższych, np.: "Kiedyś mama upiekli na
blasze dwa placki, jeden wzięli tato, gdy szli na dniówkę do lasu"
.
"Zacznijcie wargi nasze chwalić Pannę Świętą - zacznijcie
opowiadać cześć Jej niepojętą...", słowa Godzinek o Niepokalanym
Poczęciu Najświętszej Maryi Panny budziły mnie zazwyczaj w zimie,
bo w ramach oszczędności ogrzewane były tylko dwa pomieszczenia i
głos mamy śpiewającej Godzinki słychać było dobrze w pokoju obok,
gdzie spałam. Mama tym pieśniom nadawała własną linię melodyjną;
śpiewała krzątając się przy porannych czynnościach i dlatego śpiew
brzmiał raz głośniej raz ciszej, a czasami urywał się w połowie słowa
- bo mama schylała się po coś lub dmuchała w ogień pod kuchnią i
po chwili kontynuowała śpiew. Lubiłam to poranne śpiewanie mamy,
leżałam pod cieplutką pierzyną i słuchałam. A gdy głos mamy urywał
się, próbowałam odgadnąć, co mama robi w tym czasie. Czasem mama
wychodziła po coś do sieni lub do komory, a po chwili wracała wciąż
śpiewając. Cieszyłam się, gdy obie śpiewałyśmy równo te same słowa.
Słuchanie i włączanie się do śpiewu mamy traktowałam wtedy jako rodzaj
zabawy, która od rana wprawiała mnie w dobry nastrój. W ten sposób
zapamiętałam słowa tej modlitwy.
"Niech cię Bóg chroni", albo "Niech Cię ręka Boska broni"
... - te wypowiadane przez mamę słowa budziły niepokój a na ciele
pojawiała się "gęsia skórka". Słowa brzmiały majestatycznie i groźnie
zarazem.
"Niech cię Bóg broni" - zapamiętałam tę maminą interpretację
Dekalogu. Jej treść dostosowana była do konkretnej sytuacji: "Niech
cię Bóg broni, żebyś miała sięgać po cudze, żeby ktoś z tego powodu
miał przykrości, żebyś poszła spać bez pacierza". Tę domową katechezę
prowadziła mama przy wykonywaniu codziennych obowiązków gospodarskich
lub prac polowych; siedziałam wtedy wraz z mamą przy kuchennym stole;
jechaliśmy wozem do pracy na któryś z odległych zagonów albo też
rozmawiałyśmy z mamą podczas jej odpoczynku w niedzielne popołudnie.
Dzień kończył się zawsze modlitwą. Na głównej ścianie
w pokoju wisiały duże obrazy w ramach z jasnego drewna, od okna na
prawo widniało Najświętsze Serce Jezusa, a obok Niepokalane Serce
Maryi. Pamiętam zadumę na twarzy Pana Jezusa i uśmiechnięte oblicze
Matki Bożej. Ale ja najbardziej lubiłam modlić się w alkierzu, bo
tu na ścianie nad łóżkiem wisiał obraz z dziewczynką i chłopcem w
ładnych ubrankach, którzy przechodzili przez most nad wodą, a po
prawej stronie obok nich unosił się niebieski Anioł. Lubiłam wszystkie
obrazy z Aniołami. Jeden z nich w rzeźbionych czarnych ramkach przedstawiał
Matkę Bożą z Dzieciątkiem, a po obu stronach głowy Maryi unosiły
się Aniołki. Mama kiedyś powiedziała mi, że to Matka Boża Nieustającej
Pomocy. Szukaliśmy często u Niej pomocy.
"Pod Twoją obronę uciekamy się..." - słyszałam stłumiony
głos mamy a ręce jej tak drżały, że nie mogła zapalić gromnicy. W
domu było ciemno, a na dworze szalała burza, po niebie przelatywały
błyskawice, po których dudniło jakby ziemia się zapadała. Mama była
bardzo zmartwiona, bo tato nie zdążył przed burzą wrócić do domu
z pola. W pokoju zrobiło się jaśniej - to mama postawiła zapaloną
gromnicę w oknie. Klęknęła i mnie pociągnęła za rękę. Modliłyśmy
się do Matki Bożej o szczęśliwy powrót taty i o zachowanie nas od
nieszczęść.
Nie miałam jeszcze ukończonych 7 lat, gdy rozpoczęłam
naukę w klasie pierwszej Szkoły Podstawowej w Nehrybce. Religii uczył
mnie Ksiądz Proboszcz, który przygotował mnie do Pierwszej Komunii
Świętej - po raz pierwszy przyjęłam Pana Jezusa 26 czerwca 1955 r.
Miałam białą sukienkę przystrojoną zielonymi gałązkami asparagusa
a we włosy mama wpięła mi żywe białe kwiatki - bardzo mi się to uczesanie
podobało, żadna inna dziewczynka nie miała wianka z żywych kwiatków.
Niedziela była słoneczna, po uroczystej Mszy św. wszystkie dzieci
pierwszokomunijne - 22 dziewczynki i 16 chłopców - z rodzicami poszły
na plebanię. Czekał tu na nas długi stół nakryty białym obrusem.
Nasze mamy przygotowały dla nas wspólne śniadanie, upiekły pyszne
drożdżowe rogaliki i ugotowały kakao.
Miłości Boga i ludzi mama uczyła i uczy nas nadal własnym
przykładem. Wyrośliśmy na mocnym fundamencie dobrego przykładu życia
obojga rodziców. Ostatnie, ubiegłoroczne imieniny mamy były trochę
inne od wszystkich, jakie znam - nie było już z nami taty. Pożegnaliśmy
go w Wielką Środę - po trudach życia spoczął na parafialnym cmentarzu.
Ale mama ma nas, oraz nasze rodziny. Naszej kochanej mamie - Marii
Rychlik, składaliśmy najserdeczniejsze życzenia, łącząc tradycyjne
powinszowanie:
Żyj nam mamo długie lata
Niech Ci anioł wieniec splata,
Wieniec z białej róży.
Żyj nam mamo jak najdłużej!
Pomóż w rozwoju naszego portalu