Kościół w Polsce przez swoich przedstawicieli, biskupów i kapłanów,
patrzy dzisiaj życzliwie na Unię Europejską i wyraża swoje zainteresowanie,
bo widzi ją jako dobro społeczne, widzi wiele korzyści dla narodu,
np. łatwy dostęp do nowej technologii, ale i dostrzega negatywne
zjawiska, patrząc ze zdumieniem na protesty rolników krajów Unii,
co świadczy, że nie znaleziono idealnego rozwiązania narosłych tam
trudności. Nie może nim być przecież propozycja dla krajów wstępujących,
by otworzyły swoje rynki dla towarów unijnych i jednocześnie likwidowały
lub ograniczyły rodzimą produkcję. Podobnie patrzymy na takie zjawiska,
jak: bezrobocie, korupcja, przestępczość zorganizowana itp. Kościół
nie może nie podzielać lęku niektórych osób co do wizji ograniczonej
suwerenności i pewnego dyktatu ze strony unijnych urzędników. I niech
Unia Europejska nie dziwi się tym lękom, za którymi stoją bolesne
doświadczenia, bo naród nasz na własnej skórze poznał, czym jest
czyjś dyktat, i dlatego "dmucha na zimne". Wiele jest w Unii Europejskiej
tajemnic. Nie wszystko jest wiadome. Stąd ogromna ostrożność u polskich
rolników. Dobrze, że podnosi się tu i ówdzie te obawy, bo one wyostrzają
czujność. Zło jest nieraz ukryte i występuje pod pozorami dobra.
Tak jest z każdą pokusą: zło przybiera twarz miłego anioła, a sięganie
po dobro jawi się nam jako pokonanie kolosalnych trudności i niebezpieczeństw.
Rolnicy są zdziwieni, że w tak nowoczesnej gospodarce
nie zdołano uporać się z nadwyżką żywności i postuluje się ograniczanie
jej produkcji, podczas gdy jednocześnie pokazuje się nam w telewizji
obrazy z przerażającym widokiem ludzi głodnych w Afryce czy w Ameryce
Południowej. I myśli sobie polski rolnik, że nie jest dobrze z naszą
moralnością, skoro u nas jest nadprodukcja, a ludzie w innym miejscu
na kuli ziemskiej umierają z głodu. Nie jest też dobrze ze światową
organizacją. Kiedy 1 maja br. jechałem z Watykanu na uroczystość
pierwszomajową do Tor Vergata, gdzie było spotkanie świata pracy
z Ojcem Świętym, w autokarze rozmawiałem z monsiniorem watykańskim
na temat nadprodukcji żywności i jednocześnie występującego głodu
w niektórych częściach globu. Powiedział mi krótko: "C´eO una vergogna
- to jest hańba, wstyd...". Trzeba nam będzie apelować do rządów
i międzynarodowych instytucji charytatywnych, by skupowały nadwyżki
żywności i przeznaczały ją dla głodujących, bo głód jest rzeczywiście
hańbą dla sytych, zwłaszcza jeśli ludźmi sytymi są chrześcijanie...
Sprzedawać trzeba nie broń, by się ludzie zabijali, ale chleb, bo
konsumenci są nadzieją rolników. Ziemia jest przecież stołem zastawionym
przez Stwórcę dla wszystkich istot żywych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu