Po wielu dniach dżdżystych, chłodnych i wietrznych, kiedy trudno
było wystawić nos z domu i nawet ptaki przestały latać, nie mogąc
poradzić sobie z porywistym wiatrem, wreszcie wyszło słońce. Najpierw
ostrożnie prześwitując przez blade i rzadkie chmury, później już
bardziej odważnie, zalewając blaskiem cały niemal Rynek Wieluński,
tak że mokry asfalt zaczął szybko parować i tylko w cieniu, koło
drzew i tuż przy krawężnikach, stały większe kałuże, w których zażywały
kąpieli szare wróble.
Tym razem wiosna przyszła naprawdę, przynajmniej ludzie
chcieli w to wierzyć. Stare kobiety w otwartych oknach obserwowały
bacznie najmniejszy ruch na Rynku, wspierając się na parapetach,
na których wcześniej położyły grube poduchy. Dwa w jednym - wietrzenie
połączone z komfortem obserwacji.
Wydawało się, że samochody jeździły dzisiaj szybciej,
nie zważając na ograniczenie prędkości, wprowadzone na ulicy św.
Rocha po wypadku, który miał miejsce w zeszłym roku. Zresztą wszystko
ruszało się dzisiaj szybciej. Ludzie nie przemykali już chyłkiem
pod parasolami, lecz chodzili z wysoko podniesionymi głowami, mrużąc
jedynie oczy z powodu wielkiej jasności, gdyż zbliżało się właśnie
południe. Z pobliskich drzew świecących jeszcze nagimi gałęziami
zaczął dochodzić szczebiot szpaków, które powróciły niedawno z ciepłych
krajów, a na rozgrzanej oponie wielkiego TIR-a, stojącego na parkingu
niedaleko przystanku, wylegiwał się bury kocur. Kot co chwilę otwierał
leniwie jedno oko, przyglądając się bacznie ptakom, które dziobały
wywleczoną ze śmietnika zeschłą kromkę. Ptaki trzymały się jednak
cały czas w bezpiecznej odległości od kota.
Słońce zawisło nad samą wieżą jasnogórską, oczekujący
na przystanku ludzie wystawili twarze do promieni słonecznych niczym
rośliny szukające światła. Robiło się coraz cieplej. Niektórzy zdjęli
nawet kurtki i płaszcze, gdyż pod osłoną wiaty temperatura wydawała
się prawie letnia.
- Ale się ta zima wlekła tego roku - powiedziała starsza
pani do mężczyzny w średnim wieku.
- Lekka była, to i odchodzić się jej nie chciało - odparł
mężczyzna.
- Cieszy się starzec, jak przeżyje marzec - zaśmiała
się starsza pani. - Najgorsze mam już za sobą, następny rok życia
przede mną - dodała łagodnie.
- Co też pani mówi! - oburzył się mężczyzna. - Przecież
pani będzie jeszcze żyła długie lata.
- Może będę - odpowiedziała kobieta - a może nie będę.
Pan Bóg jedyny wie tylko, ile mi pisane, a ja się cieszę z każdego
roku przeżytego, no i że jeszcze silna jestem, sama chodzić mogę
i nikogo do pomocy nie potrzebuję.
Oczy kobiety osadzone głęboko między licznymi zmarszczkami,
przecinającymi jej twarz we wszystkich kierunkach, zabłyszczały młodzieńczym
blaskiem.
- No,ale że pani tak spokojnie o takich strasznych rzeczach
- dziwił się mężczyzna, bojąc się nawet wymówić słowo "śmierć".
- A co w tym strasznego? - spytała kobieta. - Przecież
to rzecz naturalna, każdego to czeka.
- Nooo, prawda - wykrztusił mężczyzna. - Ja jednak wolę
o tym nie myśleć.
- A szkoda - odparła kobieta z uśmiechem. - To pomaga
w życiu.
- Pomaga? - wykrzyknął mężczyzna. - W czym niby to pomaga?
Tylko się człowiek stresuje niepotrzebnie.
- No właśnie o to chodzi - wtrąciła niedbale starsza
pani.
- Niby o co chodzi? - mężczyzna już się trochę uspokoił.
- Jak się człowiek trochę postresuje poważnymi sprawami,
to już żadne ziemskie sprawy mu niestraszne.
- A po co ja się mam martwić cały czas śmiercią, skoro
i tak nie mam na to wpływu. To strata czasu - mężczyzna wyglądał
na zadowolonego z siebie, że udało mu się znaleźć sprytną odpowiedź.
- Ale to nie śmierci trzeba się bać, tylko tego, czy
zasłużymy na życie wieczne - wyjaśniła starsza pani.
- Życie wieczne - powtórzył mężczyzna, jakby pierwszy
raz o nim słyszał. - O tym nie pomyślałem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu