Jest oczywiste, że prawdziwym "interesem", a więc dobrem Polski byłoby doprowadzenie do trwałego pokoju na świecie. Wojny można było uniknąć jeszcze w ostatniej chwili. Lecz bez ujawnienia rzeczywistych
intencji obu stron pokojowe negocjacje byłyby bardzo trudne. Wypowiedzi Ojca Świętego, tego niewątpliwie najwyższego Autorytetu moralnego świata, ale i najwybitniejszego Męża Stanu na światowej arenie
politycznej, wskazują, że nie może być mowy o winie tylko jednej strony konfliktu za rozpętanie wojny. Z kolei ONZ po raz kolejny udowodniła, że nie można pokładać w tej instytucji nadziei w sytuacjach
trudnych. Zabrakło woli politycznej, by zażegnać wojnę metodami dyplomatycznymi. Działania na rzecz pokoju były pozorowane. Wiele do życzenia pozostawiały inspekcje urzędników ONZ w Iraku.
Skoro jednak jako Polacy nie mieliśmy szansy na faktyczne wspieranie sprawy pokoju, to wypadałoby przedstawić motywy opowiedzenia się przez polskie władze po stronie Stanów Zjednoczonych. Czy jest
to wynik jakiejś strategii, czy tylko wąsko pojętej taktyki politycznej? Mimo że większość Polaków sympatyzuje z Ameryką, która była przez cały czas trwania komunizmu światłem nadziei dla nas, z powodu
niejasności co do prawdziwych przyczyn wojny oraz faktycznych intencji władz wysyłanie naszych żołnierzy do Iraku budzi sprzeciw wielu ludzi. Z drugiej strony - zarzuca się nam, że Polacy nie wypowiadają
się publicznie przeciwko wojnie, nie uczestniczą w masowych demonstracjach. Trudno demonstrować, gdy nie zna się prawdziwego tła wybuchu wojny oraz gdy widać gołym okiem, że za tymi demonstracjami na
świecie stoją środowiska lewackie. Polacy oczekują prawdy, gdyż dobrze wiedzą, że za współczesnym pacyfizmem kryje się cała sfera interesów politycznych, którą się utajnia, odwołując się do emocji tłumu.
Znamienne, że zarówno prasa liberalna, jak i część prawicowej nie starały się wskazać na te środowiska - działające również w Polsce - określić ich tożsamość i wyciągnąć wnioski.
Ale to dopiero początek pytań. W przyszłej Unii Europejskiej ma być w 2005 r. 25 państw (wraz z tymi, które obecnie ubiegają się o członkostwo). Dziś (a piszę to 24 marca) 13 z nich popiera Amerykę,
12 ją krytykuje. Na czele opozycji stoją Niemcy i Francja, dołącza do nich Belgia. Amerykę popiera - oprócz Anglii, Hiszpanii, Włoch - Europa Środkowa i Wschodnia (z wyjątkiem Białorusi). Swego terytorium
i infrastruktury udzielają Stanom niektóre kraje arabskie, choć z kolei Liga Krajów Arabskich sprzeciwia się wojnie. Co to wszystko znaczy?
Na pewno mamy do czynienia z zarysowującym się nowym podziałem świata. Jałta już nie obowiązuje. A Unia Europejska okazuje się tworem sztucznym.
Jaka jest wizja nowej, pojałtańskiej Europy, która objawiła się w dniach bezpośrednio poprzedzających wybuch wojny? Jest już więcej danych, by próbować odgadywać, kto dziś jest kim w Europie. Rozjaśniają
się interesy geopolityczne. Zarysowująca się oś: Moskwa - Berlin - Paryż stanowi dowód na to, czym może się skończyć dla Polski udział w strukturach UE. Okazało się, że powstaje - i działa już prawdopodobnie
od dłuższego czasu - wspólnota interesów dwóch największych mocarstw: Unii z Rosją. Wspólnota, którą bardzo starano się ukryć przed opinią publiczną w Polsce. Można więc mówić o zmienionej sytuacji geopolitycznej
Polski. Wielkie państwa, które walczyły ze sobą w II wojnie światowej, są dziś razem. Jakie to może mieć skutki dla nas?
Celem Niemiec i Rosji jest niewątpliwie zacieśnianie współpracy gospodarczej. Być może również całkowite uwolnienie Europy z wpływów amerykańskich. Polska może dla państw nowej osi stać się przeszkodą
w realizowaniu ich interesów geopolitycznych i gospodarczych. O tym również trzeba zacząć publicznie mówić. Przedstawiać problemy w prawdziwym ich wymiarze. Tymczasem propaganda prounijna robi wciąż w
tej materii uniki. Widać teraz, jak pozbawione sensu było hasło: "Jeśli nie Unia, to Białoruś". Przecież Grecja ogłosiła publicznie, że partnerem strategicznym Unii jest Rosja. Staje się więc jasne, że
"jeżeli Bruksela (z Niemcami i Francją jako hegemonami) - to właśnie Białoruś".
Jeżeli jednak utrzymają się obecne, wywołane przez wojnę linie podziału, UE przejdzie do historii jeszcze przed rozszerzeniem. 21 marca Liberation ogłosiła, że Unia się nieuchronnie rozpada.
Ta tragiczna wojna w pewien sposób, czy chcemy tego, czy nie chcemy, rozjaśnia sytuację polityczną w Europie. Musimy o tym dyskutować. Musimy zrozumieć, jakimi przyszłymi interesami kierują się państwa
tej nowej, podzielonej już przez wojnę Europy - i świata.
Co jeszcze ujawni wojna? Na razie bezskutecznie oczekujemy na poważne, dalekie od doraźnej propagandy i od lokalnej perspektywy, stanowiska przedstawicieli głównych sił politycznych w Polsce - zwłaszcza
prawicowych. Przecież teraz, w gwałtownie zmieniającej się sytuacji politycznej powinna mieć miejsce prawdziwa ofensywa ich myśli programowej. Myśli propaństwowej, propolskiej - we wszystkich środowiskach
politycznych. Przypomnijmy wielką pracę intelektualną, ale także dyplomatyczną i polityczną, jaką prowadzili dla Ojczyzny w czasach bezpośrednio poprzedzających I wojnę światową i w jej trakcie ludzie
z tak różnych środowisk, jak Józef Piłsudski, Roman Dmowski, Wincenty Witos, Wojciech Korfanty. Byli wielkiej klasy politykami i byli patriotami. Wiedzieli, że ten czas - choć trudny, tragiczny, pełen
cierpienia i niepokoju o przyszłość - wymaga od nich aktywnego uczestnictwa. Potrafili to wykorzystać dla Polski.
Najprawdopodobniej nikt nie zdawał sobie wówczas sprawy z tego, jak tragicznie potoczą się losy I wojny światowej. Ile zada ona cierpień narodom. Jak okrutne będzie jej żniwo nie tylko na polach bitewnych.
Ale skoro Polska nie mogła się wówczas przyczynić do sprawy pokoju, mogła - w związku z nowym podziałem świata, jako kraj o trudnym położeniu geopolitycznym - wszystko postawić na kartę niepodległości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu