Pełne ogólnikowych haseł (żeby nie powiedzieć wprost: frazesów politycznych) sejmowe exposé premiera Belki nie pozostawia cienia złudzeń: rząd Belki i koalicja SLD-SdPl-UP jest już tylko kiepsko maskowaną
próbą dotrwania skompromitowanej aferami i prywatą lewicy do jesieni, a kto wie - może nawet do końca sejmowej kadencji.
Rząd Belki jest próbą pogodzenia tej lewicy, która po aferze Rywina tak bardzo skłóciła się między sobą, że niemal zatraciła instynkt samozachowawczy. Teraz zatem przychodzi interesowne opamiętanie:
trzeba zewrzeć szeregi, by ratować twarz...
W tym sensie można powiedzieć, że rząd Belki jest drugim „okrągłym stołem”, tyle że w bardziej już „kieszonkowym” wymiarze. Jego drugim, „cichym” zadaniem jest,
jak się wydaje, ponowne wintegrowanie Unii Wolności w układ rządzący, za pośrednictwem SdPl p. Borowskiego. Może się to odbyć w ten sposób, że SdPl wchłonie Unię Wolności, przez co bez konfrontowania
się w wyborach z innymi partiami i bez pokonywania 5-procentowego progu wyborczego jej działacze wejdą w skład rządu - może się to też dokonać poprzez powoływanie przez p. Belkę działaczy UW na
ważne stanowiska w biurokracji państwowej. Zresztą - pierwsze nie wyklucza drugiego.
Na taką rolę SdPl w tym rządzie - rolę „wprowadzającego” - wskazuje fakt, że nie widać żadnych, najmniejszych nawet, różnic ideowych ani programowych, które odróżniałyby SLD
od SdPl, a zwłaszcza - uzasadniających dokonany rozłam... Nie da się zresztą ukryć, że „ideowość” lewicy, jej „społeczna wrażliwość”, skompromitowana została doszczętnie
w oczach opinii publicznej jednym wielkim pasmem afer i korupcji, których zwieńczeniem była afera Rywina, ukazująca prawdziwy charakter rządów lewicy, nieformalne układy, rządzące za fasadą „demokratycznego
państwa prawa idącego do Unii Europejskiej”.
Nic też dziwnego, że gdy wszelka ideowość lewicy uległa kompromitacji, pogrzeb zmarłego Jacka Kuronia stał się pretekstem dla politycznego zamanifestowania „nowej jedności lewicy” na gruncie
politycznie poprawnej frazeologii. Bo jakiż inny „grunt” wchodzi w rachubę? Jak to napisał publicysta Maciej Rybiński w Rzeczpospolitej z 28 czerwca w artykule: Królowie pogrzebu - „W
blasku trumny (...) grzali się zwolennicy przyznania specjalnych rent i emerytur weteranom SB”. W ten sposób z trumny Kuronia uczyniono nowy blat nowego „okrągłego stołu”, bo stary mocno
już się zużył, spaczył, rozkleił, powypadały mu nogi i na gwałt trzeba go poddać renowacji...
Wszystko to jednak o wiele za mało, aby uzyskać społeczną wiarygodność; nawet gorzej - bo słychać opinie, że przekroczono granice dobrego smaku. Łagodnie powiedziane... Toteż jesteśmy świadkami
rozmaitych kokieteryjnych gestów pod adresem Lecha Wałęsy. Ostatnio nawet p. Cimoszewicz z p. Geremkiem nie mogli się go nachwalić. Intencja jest dość czytelna: gdyby Lech Wałęsa zechciał kandydować w
wyborach prezydenckich w roku 2005 (na co - jak się wydaje - ma rosnącą ochotę), byłby wymarzonym wprost „zwornikiem” nowego „okrągłego stołu”. Czy Wałęsa przyjmie
tę oferowaną mu rolę? Czy nagłaśniany jako „ratunek przed Lepperem” - stanie przeciw Kaczyńskiemu lub Giertychowi?...
Tymczasem dług publiczny Polski przekracza już 100 miliardów dolarów, bezrobocie sięga 20 procent, dramatyczna agonia państwowego systemu opieki zdrowotnej przybiera coraz bardziej drastyczne i dramatyczne
objawy, a słychać, że system rentowo-emerytalny trzeszczy w szwach. Jesienią nastąpi bez wątpienia „efekt kuli śnieżnej”, czyli kumulacja szybko narastającej drożyzny. Organizm państwowy jest
głęboko i ciężko chory - a exposé p. Belki przypomina co najwyżej kurację lewatywą albo puszczeniem krwi. W tej sytuacji konsumpcja władzy przez nowy „okrągły stół” lewicy przypominać
może „ucztę kanibali”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu