18 maja 1944 r. Monte Cassino wzięli Polacy! Po tym zwycięstwie nastąpiło kilka wielkich dni 2. Korpusu, dni pełnych chwały i dumy. 4 czerwca oddziały sprzymierzonych wkroczyły do najstarszej stolicy
Europy i uwolniły siedzibę Ojca Świętego Piusa XII, który 20 czerwca na prywatnej audiencji przyjął gen. Władysława Andersa i wyraził radość z powodu zdobycia Monte Cassino przez wojsko polskie. „Mówił
z najgorętszym uczuciem o narodzie polskim, a jednocześnie nie ukrywał wielkiego niepokoju o jego przyszłość”. Kilka dni później rozpoczęła się nowa, zażarta bitwa, nazwana „adriatycką”,
bo toczyła się wzdłuż Morza Adriatyckiego. Trwała długo, była trudna i krwawa. W związku z oddalaniem się od południowych baz włoskich (Tarent, Brindisi, Bari i Neapol) dla lepszego zaopatrzenia wojsk
alianckich trzeba było zdobyć duże porty na północy - Ankonę nad Adriatykiem i Livorno nad Morzem Liguryjskim. Korpusowi Polskiemu wyznaczono nowe zadanie - „ścigać jak najszybciej nieprzyjaciela
i uchwycić port Ankona”. W ciężkich walkach Polacy zdobyli Loreto, Castelfidardo, Osimo i całe pasmo wzniesień nad doliną rzeki Musone. 18 lipca o godz. 14.00 Karpacki Pułk Ułanów wkroczył do Ankony.
Główny cel - zdobycie miasta i portu - został osiągnięty za cenę życia 496 poległych i cierpień 1789 rannych naszych żołnierzy. To wspaniałe zwycięstwo przyczyniło się do opanowania tzw. linii
Gotów i przyspieszyło wyzwolenie całej Italii spod okupacji armii niemieckiej.
Jednym z tych, którzy w walce o Ankonę na polu chwały oddali swe życie, był 35-letni porucznik Adolf Maria Bocheński, najmłodszy z trzech sławnych braci Bocheńskich: Józefa Franciszka Emanuela, w
zakonie o. Innocentego Marii Józefa (1902-95) - dominikanina, filozofa oraz Aleksandra Adolfa Marii (1904-2001) - pisarza i publicysty. Przyszedł na świat 13 kwietnia 1909 r. w pięknej
Ponikwie koło Brodów, majątku odziedziczonym przez matkę Marię Małgorzatę z hrabiów Dunin-Borkowskich Adolfową Bocheńską (1882-1931), siostrę Teresę od Jezusa III Zakonu Karmelitańskiego. W siódmym dniu
życia sakramentu chrztu udzielił mu w złotym salonie pałacu miejscowy proboszcz ks. Emil Kobierzycki. Rodzicami chrzestnymi byli ciotka Wanda Jaworska i liczący niespełna siedem lat najstarszy brat, zwany
Runiem.
W Ponikwie Adzio spędził pięć lat szczęśliwego dzieciństwa i po okropnej wojennej tułaczce tam się wychowywał. Był ślicznym, drobnym, szczupłym, wątłym, zawsze uważanym za malutkiego, bardzo grzecznym,
wesołym, miłym, dobrym chłopcem, z twarzą o regularnych rysach, okoloną kędzierzawą jasną czupryną. Wszyscy w domu kochali go najbardziej i on kochał każdego bardziej niż inni siebie nawzajem. Lubił bawić
się żołnierzykami. Pewnego razu późnym wieczorem matka zastała go klęczącego w łóżeczku. Modlił się za księcia Józefa Poniatowskiego. Mając cztery lata, sam nauczył się czytać na książce Mariana Kukiela
Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej.
Tak jak rodzeństwo, Adzio uczył się w domu, zdając egzaminy roczne jako ekstern. Nauczycielowi nie pozwolił się zmusić do systematycznej nauki szkolnej. Interesowała go historia i strategia wojskowa.
Leżąc na podłodze, otoczony rozłożonymi mapami i szkicami, całymi dniami studiował wojnę rosyjsko-japońską (kilka tomów po francusku), a także O wojnie (po niemiecku) pruskiego generała Karla von Clausewitza
(1780-1831). Do rocznych egzaminów przygotowywał się około trzech miesięcy. W wieku szesnastu lat z bratem Aleksandrem opublikował we Lwowie pierwszą książkę Tendencje samobójcze narodu polskiego. W 1927 r.
otrzymał świadectwo dojrzałości.
W latach 1929-31 Adolf Bocheński studiował w Paryżu na prestiżowej École de Politiques et Economiques, gdzie inteligencją i erudycją zadziwiał profesorów, którzy nieraz mówili do niego z katedry:
Allons cherches lumičre chez monsieur Bocheński (zwróćmy się po światle wskazówki do pana Bocheńskiego). „Pisał i mówił po francusku równie dobrze jak po polsku”. Uzyskany w 1930 r. dyplom
ze złotym medalem tej uczelni uzupełnił dwa lata później magisterium z prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Mocno przeżył śmierć matki. Wiele dni ją opłakiwał.
„W historii był tak biegły, że znał nazwiska chyba wszystkich ambasadorów”. W 1936 r. został urzędnikiem w poselstwie polskim w Pradze, lecz jego kariera dyplomatyczna trwała krótko.
Przekreśliło ją publiczne skrytykowanie postępowania władz polskich wobec Wincentego Witosa, który w Czechosłowacji schronił się przed prześladowaniem, a także śmierć ukochanego ojca Adolfa Józefa Bocheńskiego
(1870-1936). Mimo nieotrzymania urlopu z powodu jego choroby, przyjechał do domu i był przy jego śmierci. Rok później, 22 kwietnia 1937 r. w Rzymie został przyjęty w poczet Kawalerów Honorowych i
Dewocyjnych Zakonu Maltańskiego.
Już w czasie lwowskich studiów Bocheński należał do tamtejszego Klubu Zachowawczego i wydawał Głos Zachowawczy. Współpracował także z innymi czasopismami, m.in. z redagowanym przez Jerzego Giedroycia
Buntem Młodych (od 1937 Polityka), sanacyjną Drogą, monarchistycznym Słowem. Z przyjacielem Ksawerym Pruszyńskim wydawał pismo Problemy. W 1937 r. w Warszawie opublikował swą najobszerniejszą pracę
Między Niemcami a Rosją, która jeszcze dziś może służyć jako przykład erudycyjnej rozprawy politycznej. Jej naczelną tezą jest przekonanie, że największym zagrożeniem interesów państwa polskiego jest
sojusz Rosji z Niemcami, który może powstać niezależnie od ideologicznych różnic. Opowiedział się za współpracą z Niemcami.
Kiedy ten „bez wątpienia jeden z najzdolniejszych publicystów politycznych młodej generacji” przekonał się, że jego koncepcja sojuszu z Niemcami poniosła klęskę, postanowił wstąpić do
wojska. Gdy w 1939 r. ze względu na zły stan zdrowia nie został zmobilizowany, wkupił się do 22. Pułku Ułanów, ofiarowując mu rodzinny samochód osobowy. Po kampanii wrześniowej przez Budapeszt, Turyn
i Mediolan dotarł do Paryża. W Coëtquidan (Bretania) ukończył Szkołę Podchorążych. „Swoje osiągnął i został żołnierzem”. „Nie palił, nie pił i żył jak mnich surowej reguły”. Miał
wrażenie, że „na emigracji jest właściwym cierpieć”. Jego religijność była wyjątkowa, „nie była podobna do niczego, co spotykamy zwykle w tej dziedzinie” (brat Runio, kapelan wojenny
w armii gen. Andersa). Zawsze nosił przy sobie obrazek Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Mimo wątłego zdrowia - „długi szkielet pokryty skórą” - zdumiewał gorliwością w służbie i szaleńczą odwagą. Walczył m.in. pod Narwikiem, Tobrukiem, Monte Cassino. Stał się
„specjalistą w wojnie minowej”. Brał udział w każdym patrolu, rozbrajając miny (szczególnie niebezpieczne były sprzężone miny-pułapki, zmontowane w ten sposób, że przy rozbrajaniu pierwszej
wybuchała druga) odruchowo, „jak wiejska kobieta pieląca grzędę”. Pod Tobrukiem odniósł 12 ran, pod Monte Cassino - następne. Odznaczono go Orderem Virtuti Militari i dwukrotnie Krzyżem
Walecznych.
Z zasady zgłaszał się „na ochotnika do skrobania kartofli, na wartę, do służby na ćwiczeniach, zawsze był gotów do zastąpienia kolegi w niesieniu karabinu maszynowego”. Żołnierze kochali
go bardzo, „bo pan, choć straszyli, że hrabia, jest swoim człowiekiem i ma do nas serce”.
W wolnych chwilach czytał, pisał artykuły (jeden z nich poświęcił ojcu - „człowiekowi światowemu, bardzo zharmonizowanemu i pięknemu, wybitnemu jako uczony, sportsmen, rolnik, marszałek
powiatowy”), godzinami deklamował wiersze, zwłaszcza ulubionego Słowackiego (Duma o Wacławie Rzewuskim, Beniowski), Tuwima, Słonimskiego, Broniewskiego. Ze wzruszeniem wspominał rodzinną Ponikwę,
brata Ola (prosił, by jego syn Franek nie „porzucał idei patriotycznych”) i siostrę Olusię (żyje, dobiega 99 lat). Tęsknił za Polską, bo na wojnie znalazł się „tylko z powodu miłości
do Ojczyzny”. Wiedział, że choć „nasza walka wzbogaci dawne sławne osiągnięcia oręża polskiego, co wcale nie oznacza, że Polska odniesie z tego jakieś realne korzyści”.
Wierzył w przeznaczenie. Powiedział kiedyś: „W tej wojnie wypada zginąć”. „Jeżeli mam zginąć (...), chciałbym zginąć tu, we Włoszech. I tu pozostać na zawsze, leżeć pośród tego krajobrazu
i śnić o Polsce!”. Dwa miesiące później właśnie tam rozerwała go mina, którą rozbrajał, torując drogę plutonowi w bitwie o Ankonę. Jako jeden z pierwszych został pogrzebany na założonym przez brata
Runia polskim cmentarzu w Loreto... i śni o Polsce. O jakiej? Czy za taką poległ?
Porucznik Adolf Bocheński od 25 maja 1991 r. jest patronem Zespołu Szkół Samochodowych w Olsztynie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu