Rozpoczynam tę rubrykę z nadzieją, że mojej nieudolności przyjdą
z pomocą Czytelnicy. Każdy z nas, kapłanów, codziennie odprawia rozmyślanie,
modli się modlitwą Kościoła, jaką jest brewiarz, odprawia czytanie
duchowne, pogłębia swoją wiedzę teologiczną i stara się nadążać za
wydarzeniami świata. Każdy tydzień przynosi dla wszystkich obdarowanie
obcowania ze słowem pisanym, mówionym, zasłyszanym. Są takie słowa,
które z różnych powodów pozostają w nas jak okruchy po mnogości literackiego
pokarmu. Nieraz zakreślone w przeczytanych książkach umierają, bo
nie zostaną dane innym. Postanowiłem zatem dzielić się tym, co w
pewnym momencie mojej drogi uderzyło mnie, zafascynowało, zawstydziło,
lub zwyczajnie spowodowało, że zamknąłem książkę i pozostałem w zadumie
nad przeczytanym słowem. Zapraszam do tej rubryki wszystkich, dla
których książki są przyjacielem dnia, a ich myśli mogą stać się pokarmem
dla innych.
"Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech zaprze samego siebie,
niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje". Taką drogę wyznacza
dziś Jezus tym, którzy chcą i uważają się za Jego uczniów. Trudna
to droga. W chwilach doświadczeń wydaje się, że niemożliwa dla przeciętnego
człowieka. Trwamy w dziękczynieniu za dar beatyfikacji ks. Jana Balickiego.
Człowieka, który doświadczał Bożej miłości w doświadczeniu krzyża
właśnie. Jest fenomenem niezgłębionym, że ta umiejętność brania krzyża
zrodziła u niego postawę niesienia krzyża innych. To dla mnie frapująca
rzeczywistość. Wczytując się w jego życiorys podziwiałem, z jakim
spokojem przyjmował kolejne krzyże swojego życia: śmierć przyjaciela
Waldka, potem brata Józia, potem w dalekim Rzymie wieść o odejściu
matki. Niedługo dane mu było się cieszyć obdarowywaniem innych swoją
wiedzą i darem Słowa. Choroba uniemożliwiła głoszenie rekolekcji,
sprawowanie zaszczytnego urzędu rektora. Czytając życiorys, człowiek
nie znający życia Błogosławionego oczekiwałby załamania, apostazji.
Zostaje jednak zaskoczony: oto bowiem zbolały Jan podejmuje krzyże
innych. Najpierw nocnymi godzinami przesiaduje u drzwi umierającego
socjalisty Regera. Potem przygarnia do serca zbuntowaną, zdemoralizowaną
Julię Łabę, uczestniczkę zbójeckiego napadu na plebanię w Zaczerniu.
Ratuje ją od samobójczej śmierci. Wprowadza na drogę życia z Bogiem.
Jak wyznała sama Julia, zadał jej po spowiedzi pokutę dozgonnego
odmawiania dziesiątka Różańca dziennie. Kiedy po wojnie, wracając
z obozu śmierci, przyjechała do Przemyśla, pierwszą osobą, którą
spotkała był ksiądz Jan. Rozpromieniona ucałowała jego starcze kapłańskie
ręce i wyłkała: "Jak się cieszę. Mimo obozu, cały czas codziennie
odmawiałam ten dziesiątek, który mi Ojciec zadał". Ksiądz Jan odczekał
chwilę i spokojnie odrzekł: "Ja także, Julio, odmawiałem go codziennie
w twoim imieniu".
Wzruszała mnie zawsze ta scena. Wielokroć czytałem kilkustronicowe
świadectwo Julii, napisane na prośbę ks. inf. Momidłowskiego, któremu
należy się wielka wdzięczność za to, że niedługo po śmierci ks. Balickiego
podjął wysiłek zbierania świadectw od ludzi, którzy wówczas jeszcze
dobrze pamiętali postać Błogosławionego. Skąd miał tyle sił? Przecież
nasza bohaterka nie była, jak należy sądzić, jedyną, za którą podejmował
czyny pokutne. Skąd zatem tyle sił? To pytanie dręczyło mnie nieustannie.
Ten obraz ekspijatora stawał mi przed oczyma, ilekroć posługiwałem
w konfesjonale. Czasem było trudno. Aż wreszcie z pomocą przyszedł
św. Barnaba, który w czytanym w brewiarzu kapłańskim fragmencie jego
listu pouczał: "Nie ociągaj się w dawaniu. Gdy dajesz - nie narzekaj,
a dowiesz się, kim jest Ten, kto udziela hojnej zapłaty. Strzeż tego,
co ci powierzono, bez dodawania, ani ujmowania. Miej zawsze w nienawiści
zło. Wydawaj sprawiedliwe sądy. Nie przyczyniaj się do rozłamów,
ale wprowadzaj pokój, jednając zwaśnionych. Grzechy swe wyznawaj.
Nie rozpoczynaj modlitwy z nieczystym sumieniem. To właśnie jest
droga światła".
"Nie rozpoczynaj modlitwy z nieczystym sumieniem" - wydaje
się to dziś prawie niemożliwe. Ale zostawmy już lektury. Pozostańmy
przy tej myśli. Czyste sumienie. Kiedy patrzę na letnie czy wiosenne
kreacje mężczyzn i kobiet uczestniczących w Eucharystii, zastanawiam
się nad tą czystością. Czy taka prowokacja nie brudzi sumienia? Cóż
znaczy twoja obecność na Mszy św., która jest bardziej prowokacją,
niż budowaniem wspólnoty?
Na koniec tej refleksji kilka myśli o modlitwie z książki
Sługi Bożego, ks. Franciszka Blachnickiego - Rekolekcje więzienne (
tak przy okazji, przychodzi na myśl pytanie: ilu księży i animatorów
prowadzących tegoroczne rekolekcje oazowe zapoznało się z tą nadzwyczajną
pozycją?). "Zrozumiałem tutaj (w więzieniu - Z.S.) - jakby namacalnie
i doświadczalnie - jaki zachodzi związek pomiędzy modlitwą a oczyszczeniem
serca. Poznałem funkcjonowanie ´mechanizmów´ roztargnień na modlitwie.
Polegają one w istocie swej na tym, że świadomość nasza zwraca się
ku sobie, że napełnia się sobą. Ilekroć następuje ´spięcie´, skontaktowanie
się naszej świadomości ze sobą, natychmiast gaśnie w nas światło
Boże. (...) widzę wyraźnie, że działa tu po prostu jakieś metafizyczne
prawo, że świadomość nie może być równocześnie zwrócona ku sobie
i ku Bogu. Zwrócenie się w jedną stronę wyklucza ´patrzenie´ w drugą"
.
Przystępując do posługi jednania, bł. ks. Jan Balicki
patrzył oczyma Boga, nie czynił się arbitrem ludzkich mądrości. To
Bóg oczekiwał jego posługi i on ją przez modlitwę dobrze rozumiał.
Idąc do kościoła, nie zaspokajam swoich upodobań, ale ubieram się
i zachowuję tak, aby Bóg był zadowolony, aby spełniły się Boże plany
i abym został obdarowany łaskami, które Bóg dla mnie na tę niedzielę
przygotował. Jednocześnie staram się ułatwić obdarowanie przez Boga
innych. Wtedy zarówno w konfesjonale, jak i na Eucharystii tworzę
prawdziwą eklezję - wspólnotę.
* * *
Mam nadzieję, że z każdym tygodniem ta rubryka będzie bogatsza, przystępniejsza. Zapraszam do dzielenia się okruszynami, które pozostają w naszych myślach z bogactwa tygodniowego obcowania ze słowem. Obdarujmy się nawzajem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu