Gdybyśmy chcieli graficznie przedstawić życie człowieka, to
na pewno nie dałoby się wrazić tego za pomocą linii prostej. Byłaby
to raczej sinusoida, która raz unosi się do góry, raz opada na dół.
Dotyczy to zarówno jego sfery fizycznej, psychicznej, jak i duchowej.
Los człowieka charakteryzuje się pewnym rytmem: nawzajem przeplatają
się sobą chwile radości i smutku. Z jednej strony przeżywamy radości
płynące z sukcesów życiowych, dobrych kontaktów z innymi ludźmi i
obcowania ze światem natury, z drugiej strony istnieją dramaty klinik
i szpitali, dramaty ludzi bezdomnych i bezrobotnych, nieuleczalnie
chorych oraz życiowe zawody, lęki i niepokoje, zazdrość innych z
powodu naszego powodzenia i radość z powodu niepowodzenia, niewdzięczność
zamiast wdzięczności po wyświadczeniu komuś dobra. Są również cierpienia
moralne związane choćby z niezgodą w małżeństwie, zdradą, sieroctwem
dzieci niekochanych i porzuconych, śmiercią bliskich, alkoholizmem
bliskich osób, z pobytem ludzi starszych w domach starców.
W październiku w naszych świątyniach i kaplicach odprawiają
się nabożeństwa różańcowe. Może wielu z nas częściej sięga po różaniec
w tym miesiącu, niż w innych. Jest to bardzo dobry odruch. Różaniec
jest modlitwą związaną bardzo ściśle z naszym życiem. Można powiedzieć,
że w tej modlitwie, jak w zwierciadle odbite są najważniejsze tajemnice
naszego życia, które jak powiedzieliśmy są radosne, ale są także
smutne, bolesne i te nas najbardziej przygniatają, kładą się ciężkim
kamieniem lęku na naszym sercu, niemożnością zmrużenia powiek w nocy,
niekiedy słoną łzą w oku oraz związane z tak zwanymi rzeczami ostatecznymi
człowieka: śmiercią, sądem Bożym, nagrodą lub karą wieczną, czy też
może, jak twierdzą niewierzący, ostatecznym unicestwieniem osoby
ludzkiej zarówno w wymiarze fizycznym, jak i duchowym.
Rozważając tajemnice z życia Chrystusa i Jego Matki instynktownie
schodzimy z dróg przebytych przez Nich i wchodzimy na drogi naszego
życia. Szukamy analogii między tajemnicami radosnymi, bolesnymi i
chwalebnymi Pana Jezusa i Najświętszej Maryi Panny oraz obecnością
tych tajemnic w naszym życiu, zarówno indywidualnym, społecznym i
narodowym. W chwilach kiedy jesteśmy usposobieni radośnie łatwiej
jest nam rozważać tajemnice radosne, kiedy chorzy, smutni i zatroskani
łatwiej jest nam rozważać tajemnice bolesne. Byłyby one naznaczone
piętnem fatalizmu, gdyby nie było tajemnic chwalebnych. One odpowiadają
na pytania egzystencjalne człowieka, a szczególnie te najważniejsze,
dotyczące jego śmierci i życia pozagrobowego. Ukazują sens życia,
które jak powiedzieliśmy jest naznaczone sinusoidą tajemnic radosnych
i bolesnych. Również w życiu społecznym czy narodowym były momenty,
kiedy Polacy chętnie modlili się tajemnicami bolesnymi np. w czasach
rozbiorów i okupacji z myślą o tajemnicach chwalebnych. Różaniec
i modlitwa różańcowa towarzyszyła im w oddziałach partyzanckich,
obozach koncentracyjnych oraz na zsyłkach. Różańce pozostały jako
niemi świadkowie bestialsko pomordowanych na Wschodzie. W muzeach
martyrologii, w niemieckich obozach koncentracyjnych, można do dzisiaj
oglądać różańce zrobione z chleba. Nie były one robione dla tzw.
zbicia czasu. Chleb wtedy był dosłownie na wagę złota. Jednak ten
kto otrzymywał skromną jego rację miał świadomość, że "nie samym
chlebem żyje człowiek" (Mt 4, 4) i zamiast zaspokoić głód robił z
niego różaniec. Wiedział, że on jest siłą, którą nie tylko pomoże
mu zachować godność w "piekle dwudziestego wieku", ale przede wszystkim
uniknąć tego rzeczywistego. Z relacji więźniów politycznych okresu
stalinowskiego wynika, że różaniec w ręku więźnia był solą w oku
dla komunistycznych ubeków. Często go niszczyli i znieważali.
Kilka miesięcy temu udzielałem sakramentu namaszczenia
pewnemu lekarzowi, mojemu przyjacielowi. Chory był nieprzytomny,
ale podświadomie reagował na mój głos. Po skończeniu obrzędów zapytałem
go w czym mu mogę jeszcze pomóc. Chory wziął za przewód od kroplówki
i zaczął przebierać po nim palcami. Zarówno dla mnie, jak najbliższej
rodziny, nie było żadnej wątpliwości, że prosi o różaniec i modlitwę
różańcową. Jego życzenie zostało spełnione. Różaniec, który towarzyszył
mu w ciągu życia, był obecny także w ostatnich tajemnicach bolesnych
jego życia oraz był zapowiedzią spełnienia się tajemnic chwalebnych.
Jednak, żeby prosić o różaniec w godzinie śmierci, trzeba po niego
sięgać przez całe życie, także wtedy, gdy przeżywamy tajemnice radosne.
Wytwarza się w tedy w nas pewnego rodzaju nawyk. Nie tak dawno zwierzał
mi się inny lekarz, znany w Zamościu chirurg, że kiedy nie odmówi
modlitwy różańcowej, nie może zasnąć. Stąd też zamiast wieczorem
siedzieć przed telewizorem, wychodzi na taras swego domu i modli
się. Warto w sobie taki nawyk wypracować. Wtedy różaniec nie będzie
dla nas tylko pamiątką po Pierwszej Komunii św., ale rzeczywistym
towarzyszem w wędrówkach naszego życia wśród tajemnic radosnych i
bolesnych, by wreszcie dojść do chwalebnych.
Jest zwyczaj, że po śmierci człowieka oplata się jego
palce różańcem. Jest to bardzo dobry i wymowny zwyczaj, pod warunkiem
jednak, że te palce trzymały różaniec za życia, bo tylko wtedy może
być skuteczną pomocą w fascynującej przeprawie z życia ziemskiego
do bram niebios. Jest on jakby liną lub drabiną, która pozwala się
tam wznieść. Z tym, że trzeba go mieć w ręku za życia. Włożony do
trumny może tylko uspokoić sumienie rodziny. Zmarłemu prawdopodobnie
niewiele pomoże. Dlatego nie czekajmy, aż włożą go nam do trumny.
Bierzmy go teraz w swoje dłonie. Przesuwajmy jego paciorki. W nich
przesuwają się także tajemnice naszego życia. Tak jak mówi jedna
z religijnych piosenek: "Jak paciorki różańca przesuwają się chwile.
Nasze smutki, radości i blaski. A ty Bogu je zanieś, połączone w
różaniec. Święta Panno Maryjo, pełna łaski".
Pomóż w rozwoju naszego portalu