Codziennie umiera wielu ludzi. Śmierć każdego człowieka przynosi
ból i smutek. Śmierć Krzysia Romana napełnia nas bólem szczególnym,
bo był wyjątkowym człowiekiem i wiele dobrego mógł jeszcze uczynić
w życiu, choć i tak w ciągu 20 lat życia dokonał bardzo dużo, niekiedy
nawet więcej niż człowiek żyjący lat 80. Obok śmierci Krzysia nie
można przejść obojętnie. Trzeba pokazywać ludziom przykłady dobroci
i miłości ludzkiej, a szczególnie wskazywać je naszym rówieśnikom.
Na świecie panuje przekonanie, że młodzież jest zła.
Dziś jednak trzeba je zmienić, bo ktoś taki jak Krzysiek to nie tylko
zaprzeczenie tego, ale także konkretny przykład młodego człowieka,
z którego życia wielu może czerpać wskazówki.
Poznałam go, jak wielu moich kolegów, w szkole - Liceum
Katolickim św. Tomasza z Akwinu w Gorzowie Wlkp. Od razu dało się
zauważyć, że jest to życzliwa osoba. Brał udział w tzw. dniach otwartych
szkoły - oprowadzał nas po niej i opowiadał, kładąc akcent na jej
plusy. Gdy rozpoczęłam naukę w tej szkole, mogłam wraz z moimi kolegami
dostrzec jego wielką aktywność, zaangażowanie w życie liceum. Zawsze
uczestniczył czynnie we Mszy św. - grał na gitarze w scholi, służył
jako ministrant; działał w teatrze szkolnym "Akwinek", samorządzie
szkolnym, KSM-ie. Cieszył się autorytetem wśród nas i zyskał sobie
naszą sympatię. Wielu może znać jego głos z Drogi Krzyżowej ulicami
Gorzowa w Wielki Piątek.
Krzysiek to niezwykła osobowość, to człowiek, od którego
biło ciepło, wrażliwość i dobro. Cenili go sobie nie tylko nauczyciele,
księża, szkolni rówieśnicy, przyjaciele, ale także osoby, które mimo
krótkiego z nim kontaktu odebrały go jako wybitną osobowość.
Cieszył się z kontaktów z ludźmi, był otwarty, kochał
świat i ludzi, był pogodny, miał mnóstwo planów na przyszłość. Wypełniał,
wprowadzał w życie słowa Nazima Hikmeta: "Raduj się dobrami ziemi,
ciesz się cieniem i światłem, raduj się każdą porą roku, lecz przede
wszystkim raduj się tym, że jest człowiek".
Był zdolnym, inteligentnym uczniem, miał zawsze zapał
i chęci do działania w szkole, a nade wszystko do pomocy drugiemu,
potrzebującemu.
Ogrom cierpienia przez ostatni czas jego życia nie poszedł
na marne. Od roku walczył z tak okrutną chorobą, jaką jest rak. Nigdy
nie zadawał pytania: dlaczego? Dlaczego ja? Choć bólu, jaki towarzyszył
mu każdego dnia, nie sposób opisać. Był zawsze i szczególnie w ostatnich
chwilach swego życia przy Bogu, blisko Niego; ufał Mu, wszystkiemu,
co wobec niego Bóg planował. Często nie chciał przyjmować leków przeciwbólowych,
bo jak mówił miał intencje, za które ofiarował swoje cierpienie.
Krzysiek bardzo kochał swoją mamę, brata Tomka i tatę.
Ksiądz, u którego mieszkał w Zielonej Górze, bo tam studiował, wspomina,
że mimo próśb, by pozostał na weekend i pouczył się, co tydzień wracał
do Gorzowa, gdyż bardzo pragnął być blisko rodziców, brata i swoich
przyjaciół.
Ktoś kiedyś powiedział: "Wierny przyjaciel jest twoim
schronieniem, kto go odnajdzie, posiada skarb". Myślę, że najbliższe
mu osoby mogą śmiało powiedzieć, że taki skarb posiadły i mimo jego
fizycznego, pełnego cierpienia, odejścia z tego świata, skarb ten
będą nosiły głęboko w sercu do końca swych dni.
Pragniemy szczególnie podziękować Mamie Krzysia za dar
życia i wychowanie, za tak cudownego syna, który dla wielu z nas
był przyjacielem, dzięki któremu na twarzach wielu osób gościł uśmiech,
który był i pozostanie w naszych wspomnieniach jako szczególny człowiek.
Krzysiek! Ty żyjesz, choć martwe masz powieki, ale to
kim byłeś i co robiłeś, pozostanie w naszych sercach na wieki!
Pomóż w rozwoju naszego portalu