Wielu Ukraińców w momencie alarmów zwiastujących możliwość bombardowania czyni znak krzyża i dodaje krótkie wezwanie: „Boże chroń!”. Do schronów udają się jedynie dzieci i studenci w czasie nauki, pozostali nie przerywają pracy, żyją z ufnością w Bożą opiekę. Rozumieją też, że dzisiaj ich wiara musi rodzić konkretne czyny.
Ofiara polskiej krwi
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pod koniec maja odwiedziłem z małą delegacją kilka ośrodków w Ukrainie, blisko współpracujących z naszą archidiecezją. W każdym słyszeliśmy: „Dobrze, że nie zapominacie o nas; dziękujemy, że możemy się z wami spotkać”. W Żytomierzu, gdzie żyje liczna polska i katolicka diaspora, w centrum miasta przy kościele św. Jana z Dukli ustawiono niezwykłą wystawę. Zawiera kilkadziesiąt zdjęć młodych żołnierzy, którzy zginęli na wojnie. Obok nazwiska: Domański, Witwicki, Bronowicki, Pasternak… Cała ekspozycja opatrzona jest wymownym tytułem „Byłem Polakiem obywatelem Ukrainy”.
Aleksander Mordyński, wcześniej jeden z dyrektorów Caritas Spes w Ukrainie, ma żywe kontakty z kapłanami naszej diecezji, a przez nich nawiązał współpracę z lubelskimi Ochotniczymi Strażami Pożarnymi. Próbuje przeszczepić tę ideę na grunt ukraiński; jest dobrze przyjmowana przez młodzież, która potrzebuje do wiary dodać konkretne czyny. Pierwsze zastępy angażują się już w opiekę nad rannymi ulokowanymi w Żytomierzu i okolicach.
Reklama
W ślady miłosiernego Samarytanina
Owocowanie wiary jest bardzo widoczne w dziełach podejmowanych przez zaprzyjaźnione ośrodki w Iwano-Frankowsku i Drohobyczu. W tym pierwszym Fundacja im. św. Matki Teresy z Kalkuty prowadzi hospicjum mobilne. Pracownicy i wolontariusze odwiedzają ponad sto osób w mieście i górskich wsiach w pobliżu. Dumnie prezentują samochód zakupiony przez darczyńców z naszej diecezji. Bardzo pomocny w ich służbie jest także skaner do żył, to także prezent z Lublina. - Dzięki temu urządzeniu możemy podstawowe badania wykonywać w domach pacjentów, bez uciążliwego przewożenia do odległego ambulatorium - mówi Ludmiła Andryszyn, prezes fundacji, Polka i anestezjolog. Ostatnio lekarze z fundacji pracują jako wolontariusze na terenie szpitala wojskowego, codziennie przyjmującego nowych rannych żołnierzy i cywilów. - Nie przypuszczałem wcześniej, że przypowieść o miłosiernym Samarytaninie stanie się częścią mojego życiorysu. Jestem dumny z tego, że spełniam słowa Chrystusa z Ewangelii: „Idź i ty czyń podobnie” - oświadcza Włodzimierz Jurynowicz, także anestezjolog.
Reklama
Rehabilitacyjny szpital w Drohobyczu powstał dzięki ofiarom składanym przez wiernych z wielu parafii w naszej diecezji. Na ten cel kwestował ks. Igor Kozankiewicz, dyrektor placówki i absolwent naszego seminarium. Obecnie blisko 80 osób korzysta z całodobowej opieki, w większości są to ranni, uchodźcy ze wschodniej Ukrainy. Inna Kołotyło kieruje pracą młodych wolontariuszy, którzy garną się także do konkretnej służby. Organizują czas dla pacjentów szpitala, ułatwiają im zdalny kontakt z rodzinami i wykonują drobne zabiegi pielęgnacyjne.
W papieskiej parafii
W pobliżu miejsca pamiętnej celebry św. Jana Pawła II we Lwowie - Sokolnikach (czerwiec 2001) wybudowany został kościół pod jego wezwaniem, powstała też parafia. Ich twórcą był ks. Grzegorz Draus, kapłan naszej diecezji. Mury świątyni powstawały również z ofiarności lublinian. Może jeszcze bardziej istotną treść w życie parafii wniosły lubelskie wspólnoty neokatechumenatu i wolontariatu. Młodzież wspomaga swoją ojczyznę w małej fabryce świec okopowych, przekazywanych na front. Tu także widać, że wiara prowadzi do konkretnych czynów.