Reklama

Muzyka w Kościele

Legenda głosi, że impulsem, który przyciągnął św. Augustyna do Kościoła był przepiękny śpiew w katedrze mediolańskiej. Muzyka stała się więc ważnym elementem na drodze duchowej. I nie tylko Ojcowie Kościoła tego doświadczają

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jeśli w kościele słyszę piękną muzykę, inaczej oddycham, inaczej słucham, inaczej się modlę - mówi prof. Marta Kierska-Witczak, kierownik Zakładu Muzyki Kościelnej we wrocławskiej Akademii Muzycznej. - I wiem, że wielu ludzi przeżywa to podobnie.

Po co muzyka?

Muzyka przez wieki była ściśle związana z liturgią. Nie traktowano jej jako dodatek czy urozmaicenie, ale integralną część. Słowo i muzyka stanowiły wspaniałą całość. Podkreślał to wykonywany przez stulecia w Kościele chorał gregoriański. Wagę śpiewu wzmacnia też fakt, że ksiądz nie może pozwolić sobie na dowolność w wyborze, czy będzie śpiewał czy recytował. Zasadą jest, że powinien zaśpiewać. Ponieważ muzyka jest częścią składową liturgii, przepisy zalecają odprawianie obrzędów właśnie w takiej formie.
Poza tym muzyka podczas liturgii może być świetną ewangelizacją, bo trafia nie tylko do świadomości, ale też do całej sfery uczuć i emocji. Może dotknąć najbardziej zamkniętego człowieka. A gdy ten człowiek otworzy się na muzykę, to łatwiej przyjmie i zrozumie Słowo. Żeby jednak muzyka w kościele trafiała do serc wiernych i pomagała w modlitwie, musi być wykonywana na odpowiednim poziomie. Musi być święta, doskonała i powszechna. Warto tę prawdę przypomnieć, zwłaszcza gdy rzeczywistość parafialna często pozostawia wiele do życzenia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Parafialny miszmasz

Reklama

To, jak wygląda życie muzyczne danej parafii zależy od wielu czynników, m.in. wykształcenia i świadomości organisty, scholi, kierownika chóru, współpracy z proboszczem i całą wspólnotą wiernych. Są parafie niemal wzorcowe pod tym względem. Fakt, że kościół wrocławskich dominikanów jest szczelnie wypełniony w każdą niedzielę świadczy nie tylko o trafiających do ludzi kazaniach, ale też o bardzo dobrze przygotowanej i dopracowanej pod względem muzycznym liturgii.
- W wielu parafiach dzieje się dobrze i mogą być one stawiane jako wzorzec do naśladowania - uważa ks. Stanisław Nowak, wykładowca muzyki kościelnej na Papieskim Wydziale Teologicznym. - Podstawą jest dobry organista, który ma świadomość liturgii i rozumie instrument. Jeśli nie ma dobrego muzyka, sytuacja jest trudniejsza, bo to on decyduje o charakterze muzycznym świątyni. Niekiedy słyszy się narzekanie wiernych, że nie można uczestniczyć we Mszy św., bo oprawa muzyczna nie ułatwia i nie pomaga, a wręcz to uczestnictwo utrudnia. Ale tu nie mamy innej możliwości, jak ustawiczna praca. Każdy wykonujący funkcję muzyka kościelnego jest zobowiązany do ciągłego ćwiczenia, dokształcania - w przeciwnym razie jest konieczna zmiana na tym stanowisku. Jestem przekonany, że jeśli w parafii, zarówno księdzu proboszczowi, jak i wiernym, zależy na muzyce kościelnej na odpowiednim poziomie, to jest duża szansa, by był tam dobry organista, kantor, schola i chór.
- Jest wielu księży, którzy chcą coś zrobić, interesują się życiem muzycznym w parafii, dbają o to, czy osoby, które animują muzykę mają odpowiednie kwalifikacje - mówi prof. Marta Kierska-Witczak. - Jednak ogólnie sytuacja nie jest zadowalająca. Są osoby, które czasami z przypadku siadają za instrumentem, nie dbają o niego, a instrument niszczeje. Niektórzy zapominają, że ludzie, którzy przychodzą do kościoła nierzadko znają się na muzyce.
Sytuacja wymaga, by muzycy pełniący posługę w Kościele podnosili swoje kwalifikacje. Bardzo przykrym doświadczeniem była dla mnie rozmowa z pewnym organistą, młodym chłopakiem z jednej z głównych parafii we Wrocławiu, który tonem pewnego rodzaju przechwałki, powiedział, że nie skończył żadnej szkoły. Zaproponowałam mu uczestnictwo w warsztatach i sympozjach, które organizujemy, ale do tej pory nie chciał z nich skorzystać. To bardzo zła postawa - niestety, tolerowana przez niektórych księży.
Zdarzają się też sytuacje tragikomiczne. Na przykład wtedy, gdy podczas Mszy św. dzieci ustawiają przy scholi keyboard, na którym dopiero uczą się grać a następnie próbują na nim zagłuszyć organistę, krzycząc dodatkowo do mikrofonu. A potem ksiądz im za to dziękuję. Dla mnie to jakieś nieporozumienie - dodaje Pani Profesor.

Co można?

Warto przypomnieć pewne podstawowe informacje dotyczące prowadzenia muzyki w kościele, na przykład rzecz oczywistą (często nie braną pod uwagę), że nie wszystko nadaje się do śpiewania podczas liturgii. Muzyka w kościele nie może kojarzyć się z muzyką rozrywkową. - Jeśli pod przebój Beatlesów „Let it be” podkłada się słowa „przebacz nam” i wykonuje w miejsce liturgicznego Kyrie, to jest to nieporozumienie i tego nie wolno robić - mówi prof. Kierska-Witczak. - Dobór repertuaru nie może być przypadkowy. W liturgii nie ma miejsca dla piosenek. Odpowiednie pieśni można znaleźć w śpiewniku Siedleckiego czy „Exultate Deo”. Piosenki typu „Kto stworzył fruwające ptaszki” można zaproponować dzieciom na rozśpiewanie przed Eucharystią.
Kolejną kwestią jest dobór instrumentów. Są dokumenty wyraźnie mówiące o tym, które z nich można używać. Organy są dla liturgii najodpowiedniejsze, ale dopuszczone są również inne instrumenty. Te, dla których nie ma zezwolenia to fortepian, perkusja czy gitara basowa. - Jeśli decydujemy się na gitarę, to nie używajmy jej tak, jak przy ognisku. Niech to będzie prowadzenie klasyczne, delikatniejsze, z większą kulturą. Poza tym pozostaje praca nad emisją głosu, słuchaniem siebie nawzajem i czystym śpiewem. Bo fałsz naprawdę przeszkadza wielu ludziom w modlitwie. To są pewne podstawy, o których trzeba pamiętać.

Dobre chęci nie wystarczą

Jeśli chodzi o muzykę w kościele, trzeba zdać sobie sprawę, że same dobre chęci nie wystarczą - mówi prof. Kierska-Witczak. Wyobraźmy sobie lekarza, który ma dobre chęci, ale w ogóle nie rozumie się na medycynie. Może zrobić szkodę, prawda? Albo nauczyciel, który bardzo lubi dzieci, ale w ogóle nie wie, jak uczyć. Tak samo człowiek, który chce grać w kościele albo prowadzić dziecięcą scholę, ale nie ma pojęcia, jak to robić. Taka osoba zrobi innym szkodę. Może nie będzie ona aż tak wyraźna, może nikt od tego nie umrze, ale duchowo można osłabnąć. Ci, którzy decydują się na prowadzenie muzyki w świątyni, prócz dobrych chęci, po prostu muszą się kształcić, muszą mieć świadomość po co to robią, w czym uczestniczą i muszą też wiedzieć jak to czynić. Są ludzie, którzy uczą się sami i czasem robią to bardzo dobrze. Bo chcą, słuchają, interesują się sprawami liturgii i muzyki, czytają o niej. W księgarni archidiecezjalnej można znaleźć wiele pozycji na temat muzyki kościelnej. Są nuty, śpiewniki, wskazania dotyczące doboru śpiewu. Możliwości rozwoju naprawdę są.
Myślę, że problemy, które obserwujemy w wielu parafiach wiążą się przede wszystkim z brakiem świadomości, ze zgodą na bylejakość. Taką zgodę traktuję jako grzech. Nadzieja w tym, że młodzi księża, którzy wychodzą z seminarium będą wiedzieli, że jeżeli oni sami się na muzyce nie znają, powinni zatrudnić osobę, która jest specjalistą w tej dziedzinie. Nadzieja w tym, że będą wiedzieć, gdzie się zwrócić, aby taki specjalista został im polecony. Niech to będzie referat muzyczny, który jest odpowiedzialny za muzykę w diecezji.

Zawód: organista

Trudną kwestią jest też status organisty w parafii. Kiedy Zakład Muzyki Kościelnej AM razem z Referatem Muzycznym diecezji opracował ankietę, która miała pomóc zorientować się, jak wygląda życie muzyczne dolnośląskich parafii (czy ksiądz i organista wiedzą, jakim instrumentem dysponują, czy są schole, zespoły itd.), za przyzwoleniem księdza biskupa znalazło się pytanie o sprawę finansów, która miała pokazać jak wygląda sytuacja z zatrudnieniem organistów. To spowodowało, że większość ankiet nie wróciła, a jej pomysłodawców spotkało sporo nieprzyjemności. Wygląda więc na to, że ta kwestia jest nieuregulowana.
Bardzo różnie bywa z zatrudnieniem organisty zwłaszcza w parafiach mniejszych, wiejskich - mówi ks. Nowak. Zasadniczym problemem jest dotarcie do osób muzycznie wykształconych i przygotowanych do pełnienia tej funkcji w Kościele. Jeśli łatwiej o to w większych ośrodkach, to znów wiąże się to z pewnymi wymaganiami, jakie stawiają sami muzycy w kwestii np. materialnego uposażenia. No cóż, powinniśmy zrobić wszystko, żeby tym wymaganiom sprostać i żeby takich ludzi zatrudniać. Niech to będą osoby naprawdę przygotowane, po ukończonej akademii, szkole muzycznej czy studium organistowskim, takie, które będą w stanie udźwignąć ciężar odpowiedzialności.
Problem braku organisty w małych miejscowościach jest dość powszechny i nie zawsze łatwy do rozwiązania. Muzycy mieszkający w dużych miastach na ogół nie są zainteresowani dojazdami na małą wiejską parafię. Trzeba więc szukać w samej parafii ludzi, którzy by podjęli się funkcji organisty i muzyka kościelnego. Najlepsza droga to po prostu kształcenie - radzi ks. Nowak. - Kiedyś pewien ksiądz skarżył się, że nie ma organisty. Doradziłem mu, żeby przysłał młodą osobę na studium organistowskie, żeby się uczyła. Jeśli ta osoba zamieszka w parafii, to jest duża szansa, że wiele lat będzie mogła tę funkcję spełniać w kościele. Tak się stało. Po jakimś czasie na studium pojawiła się młoda utalentowana dziewczyna z tej parafii. Proboszcz jest obecnie bardzo zadowolony.
- Myślę, że nie należy czekać, aż organista sam się znajdzie. Należałoby kształcić młodych, utalentowanych parafian, z nadzieją, że może w przyszłości w swojej rodzinnej parafii będą służyć jako organiści - mówi ks. Nowak. - Wiadomo, że jest to proces, który trwa latami, więc jest konieczna szeroko rozumiana edukacja muzyczna i to podejmowana od zaraz. Jeśli tego zaprzestaniemy, w przyszłości może być tylko gorzej. Poprawa sytuacji muzycznej wymaga zaangażowania licznych osób i instytucji kształceniowych. Praca muzyka kościelnego jest w naszym społeczeństwie i państwie ciągle niedoceniana, a w zasadzie ignorowana. Dla tych, którzy propagują wśród dzieci, młodzieży i tak znaczącej grupy dorosłych kulturę muzyczną w naszych kościołach, brakuje uznania i godziwego uposażenia. W społeczeństwie, w którym nie będzie wystarczająco wysoko stawiana rola kultury muzycznej w procesie kształcenia i wychowywania, Kościół nie udźwignie sam tego ciężaru związanego z zapewnieniem odpowiedniego poziomu dla tego, co określamy mianem muzyki sakralnej.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niezbędnik Katolika miej zawsze pod ręką

Do wersji od lat istniejącej w naszej przestrzeni internetowej niezbędnika katolika, która każdego miesiąca inspiruje do modlitwy miliony katolików, dołączamy wersję papierową. Każdego miesiąca będziemy przygotowywać niewielki i poręczny modlitewnik, który dotrze do Państwa rąk razem z naszym tygodnikiem w ostatnią niedzielę każdego miesiąca.

CZYTAJ DALEJ

Św. Katarzyna z Genui

Drodzy bracia i siostry! Dzisiaj chciałbym wam powiedzieć o kolejnej, po św. Katarzynie Sieneńskiej i św. Katarzynie z Bolonii świętej noszącej imię Katarzyna. Myślę o św. Katarzynie z Genui, znanej przede wszystkim z powodu jej wizji czyśćca. Tekst, który opisuje jej życie i myśl, został opublikowany w tym liguryjskim mieście w 1551 r. Jest podzielony na trzy części: „Życie i nauka”, „Udowodnienie i wyjaśnienie czyśćca” - bardziej znana jako Traktat oraz „Dialog między duszą a ciałem”. Redaktorem końcowym był spowiednik Katarzyny, ks. Cattaneo Marabotto. Katarzyna urodziła się w Genui w 1447 r. Była ostatnią z pięciorga dzieci. Została osierocona przez ojca, Giacomo Fieschi, gdy była jeszcze dzieckiem. Matka, Francesca di Negro, dała jej dobre wychowanie chrześcijańskie, na tyle, że starsza z dwóch córek została zakonnicą. W wieku szesnastu lat Katarzyna został wydana za mąż za Giuliano Adorno, człowieka, który po wielu doświadczeniach militarnych i handlowych na Bliskim Wschodzie, powrócił do Genui, aby się ożenić. Życie małżeńskie nie było łatwe, także ze względu na charakter małżonka, uzależnionego od hazardu. Sama Katarzyna miała początkowo skłonność do prowadzenia pewnego rodzaju życia światowego, w którym jednakże nie mogła odnaleźć spokoju. Po dziesięciu latach, w jej sercu było głębokie poczucie pustki i goryczy. Nawrócenie rozpoczęło się 20 marca 1473 r., dzięki wyjątkowym przeżyciom. Udawszy się do kościoła świętego Benedykta i klasztoru Matki Bożej Łaskawej, aby się wyspowiadać, klękając przed kapłanem, „otrzymała - jak sama pisze - ranę w sercu, ogromną miłość ku Bogu”, z bardzo jasną wizją swojej nędzy i wad, a jednocześnie dobroci Boga, że omal nie zemdlała. Z tego doświadczenia zrodziła się decyzja, która ukierunkowała całe jej życie: „Nigdy więcej świata, nigdy więcej grzechów” (por. Vita mirabile, 3rv). Wówczas Katarzyna uciekła, przerywając spowiedź. Gdy wróciła do domu, weszła do najodleglejszego pokoju i długo płakała. W tym momencie była już wewnętrznie pouczona o modlitwie i świadoma ogromnej miłości Boga względem niej, grzesznej. Było to doświadczenie duchowe, którego nie mogła wyrazić słowami (por. Vita mirabile, 4r). To właśnie przy tej okazji ukazał się jej cierpiący Jezus, niosący krzyż, jak jest to często przedstawiane w ikonografii świętej. Kilka dni później wróciła do księdza, by w końcu dokonać dobrej spowiedzi. Tutaj zaczęło się owo „życie oczyszczenia”, które przez długi czas było przyczyną jej stałego bólu za popełnione grzechy i pobudziło do przyjmowania pokuty i ofiar, aby ukazać Bogu swoją miłość. Na tej drodze Katarzyna coraz bardziej przybliżała się do Pana, aż do wejścia w to, co nazywa się „życiem zjednoczenia”, to znaczy relacji wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. W Vita mirabile napisano, że jej dusza była prowadzona i pouczana wewnętrznie jedynie słodką miłością Boga, który dawał jej wszystko, czego potrzebowała. Katarzyna oddała się niemal całkowicie w ręce Pana, aby żyć przez około dwadzieścia pięć lat - jak pisze - „bez pośrednictwa jakiegokolwiek stworzenia, żyć pouczana i rządzona przez samego Boga”(Vita mirabile, 117r-118r), karmiąc się nade wszystko nieustanną modlitwą i Komunią Świętą przyjmowaną każdego dnia, co w jej czasach nie było powszechne. Dopiero wiele lat później Pan dał jej kapłana, który zatroszczył się o jej duszę. Katarzyna zawsze niechętnie zwierzała się i wyrażała doświadczenie swej mistycznej komunii z Bogiem, przede wszystkim ze względu na głęboką pokorę, jaką doświadczała w obliczu łask Pana. Jedynie perspektywa uwielbienia i możliwości pomagania w rozwoju duchowym innych ludzi pobudziła ją, aby powiedzieć innym, co się w niej wydarzyło, począwszy od chwili nawrócenia, które było jej doświadczeniem pierwotnym i podstawowym. Miejscem jej wstąpienia na szczyty mistyki był szpital Pammatone, największy kompleks szpitalny w Genui, którego była dyrektorką i inspiratorką. Tak więc Katarzyna żyła życiem w pełni czynnym, pomimo owej głębi swego życia duchowego. W Pammatone utworzyła się wokół niej grupa zwolenników, uczniów i współpracowników, zafascynowanych jej życiem wiary oraz miłością. Sam jej małżonek Giuliano Adorno, został nim na tyle pozyskany, że porzucił rozpustne życie, aby stać się tercjarzem franciszkańskim, przenieść do szpitala, i pomagać swej żonie. Zaangażowanie Katarzyny w opiekę nad chorymi trwało aż do końca jej ziemskiej pielgrzymki, 15 września 1510 r. Od nawrócenia do śmierci nie było wydarzeń nadzwyczajnych, ale dwa elementy charakteryzują całe jej życie: z jednej strony doświadczenie mistyczne, to znaczy głębokie zjednoczenie z Bogiem, odczuwane jako unia oblubieńcza, a z drugiej opieka nad chorymi, organizowanie szpitala, służba bliźniemu, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i opuszczonym. Te dwa bieguny - Bóg i bliźni wypełniają całkowicie jej życie, praktycznie spędzone w obrębie szpitalnych murów. Drodzy przyjaciele, nigdy nie wolno nam zapominać, że im bardziej miłujemy Boga i trwamy w modlitwie, tym bardziej potrafimy prawdziwie kochać otaczające nas osoby, ponieważ będziemy zdolni do dostrzeżenia w każdej osobie oblicza Pana, który kocha bezgranicznie, nie czyniąc różnic. Mistyka nie tworzy dystansu wobec bliźniego, nie tworzy życia abstrakcyjnego, lecz raczej przybliża do drugiego człowieka ponieważ zaczyna się postrzegać świat oczyma i sercem Boga. Myśl Katarzyny o czyśćcu, ze względu na którą jest ona szczególnie znana, jest skondensowana w ostatnich dwóch częściach cytowanej księgi: „Traktat o czyśćcu” i „Dialogu między duszą a ciałem”. Ważne, aby zauważyć, że Katarzyna w swym doświadczeniu mistycznym nie ma nigdy szczególnych objawień o czyśćcu czy też doznających tam oczyszczenia duszach. Jednakże w pismach inspirowanych naszą Świętą jest to element centralny, a sposób jego opisania ma cechy oryginalne, na tle swej epoki. Pierwszy rys indywidualny dotyczy „miejsca” oczyszczenia dusz. W jej czasach przedstawiano go głównie odwołując się do obrazów związanych z przestrzenią: sądzono, że istnieje pewna przestrzeń, gdzie miałby się znajdować czyściec. U Katarzyny jednak czyściec nie jest przedstawiony jako element krajobrazu wnętrzności ziemi: jest to ogień nie zewnętrzny, ale wewnętrzny. Czyściec jest ogniem wewnętrznym. Święta mówi o drodze oczyszczenia duszy ku pełnej komunii z Bogiem, wychodząc od swojego doświadczenia głębokiego bólu z powodu popełnionych grzechów, w porównaniu z nieskończoną miłością Boga (por. Vita mirabile, 171v). Słyszeliśmy, że w czasie nawrócenia Katarzyna nagle odczuwa dobroć Boga, nieskończoną odległość swego życia od tej dobroci oraz palący ogień w swym wnętrzu. To jest ten ogień, który oczyszcza, jest to wewnętrzny ogień czyśćca. Także i tu jest rys oryginalny w porównaniu z myślą tamtej epoki. W istocie nie wychodzi się od zaświatów, aby powiedzieć o mękach czyśćcowych - jak to było w zwyczaju w tym czasie, a być może jeszcze dziś - aby następnie wskazać drogę do oczyszczenia i nawrócenia. Nasza Święta wychodzi od własnego doświadczenia życia wewnętrznego na drodze ku wieczności. Dusza - mówi Katarzyna - przedstawia się Bogu jako nadal związana pragnieniami i cierpieniami wynikającymi z grzechu, a to uniemożliwia jej, aby cieszyła się uszczęśliwiającą wizją Boga. Katarzyna stwierdza, że Bóg jest tak święty i czysty, że dusza zbrukana grzechem nie może się znaleźć w obecności Bożego majestatu (por. Vita mirabile, 177r). Także i my czujemy, jak bardzo jesteśmy oddaleni, jak bardzo jesteśmy pełni tak wielu rzeczy, które uniemożliwiają nam widzenie Boga. Dusza jest świadoma ogromnej miłości i doskonałej sprawiedliwości Boga, i w konsekwencji cierpi, że nie odpowiedziała w sposób prawidłowy i doskonały na tę miłość, a właśnie sama miłość wobec Boga staje się tym samym płomieniem, sama miłość oczyszcza z rdzy grzechu. U Katarzyny można dostrzec obecność źródeł teologicznych i mistycznych, z których zazwyczaj czerpano w owym czasie. W szczególności odnajdujemy typowy obraz zaczerpnięty od Dionizego Areopagity, to jest złotą nić, łączącą serce człowieka z samym Bogiem. Kiedy Bóg oczyścił człowieka, wiąże go cieniutką złotą nicią, jaką jest Jego miłość, i pociąga go ku sobie uczuciem tak silnym, że człowiek staje się „pokonanym, zwyciężonym, pozbawionym siebie”. W ten sposób serce człowieka jest opanowane przez miłość Boga, która staje się jedynym przewodnikiem, jedynym poruszycielem jego egzystencji (por. Vita mirabilis, 246 rv). Owa sytuacja wyniesienia ku Bogu i powierzenia się Jego woli, wyrażona obrazem nici, jest używana przez Katarzynę, aby wyrazić działanie światła Bożego na dusze w czyśćcu, światła, które je oczyszcza i unosi do wspaniałości promienistego blasku Bożego (por. Vita mirabilis, 179r). Drodzy przyjaciele! Święci w swoim doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem, osiągają tak głębokie „poznanie” Bożych tajemnic, w którym nawzajem przenikają się miłość i poznanie, że stanowią pomoc dla teologów w ich wysiłkach badawczych, intellectus fidei rozumienia tajemnic wiary, rzeczywistego zgłębienia tajemnic, na przykład, czym jest czyściec. Poprzez swe życie święta Katarzyna poucza nas, że im bardziej kochamy Boga i wchodzimy w zażyłość z Nim na modlitwie, to tym bardziej pozwala się On poznawać i rozpala nasze serca swoją miłością. Pisząc o czyśćcu, Święta przypomina nam podstawową prawdę wiary, która staje się dla nas zachętą do modlitwy za zmarłych, aby mogli oni osiągnąć uszczęśliwiającą wizję Boga w komunii świętych (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1032). Pokorna, wierna i wielkoduszna służba, jaką Święta zaoferowała przez całe życie w szpitalu Pammatone, to jasny przykład miłości dla wszystkich i szczególna zachęta dla kobiet, które wnoszą fundamentalny wkład na rzecz społeczeństwa i Kościoła, wraz ze swą cenną pracą, ubogaconą przez ich wrażliwość i poświęcenie się dla najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Dziękuję. Tłum. st (KAI)/Watykan
CZYTAJ DALEJ

Przejmujące świadectwa podczas Jubileuszu Pocieszenia

2025-09-15 19:48

[ TEMATY ]

jubileusz

świadectwa

PAP/EPA/RICCARDO ANTIMIANI

O trudzie przekształcania tragedii w zalążek nadziei mówiły podczas czuwania modlitewnego Jubileuszu Pocieszenia w bazylice watykańskiej dwie kobiety.

Pierwsza z nich Lucia Di Mauro z Neapolu opowiedziała o swej tragedii, kiedy 4 sierpnia 2009 roku jej mąż ochroniarz, został zamordowany przez grupę młodych ludzi podczas pracy na placu Carmine, w historycznym centrum miasta. Miał zaledwie 45 lat.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję