Reklama

Wiara

Karol Cierpica: Świadectwo żołnierza, za którego oddano życie

Już 18 września ukaże się książka, której nie da się odłożyć na półkę obojętnie – „Ocalony” to historia kapitana Karola Cierpicy, weterana z Afganistanu, którego życie zmienił dramatyczny atak talibów i heroiczna ofiara młodego amerykańskiego żołnierza. To opowieść o walce, kryzysie, wierze i sile, która rodzi się z największej słabości. Autentyczna, prawdziwa i bardzo potrzebna – bo pokazuje, że nawet w najciemniejszym momencie można odnaleźć sens i nadzieję.

2025-09-12 21:15

[ TEMATY ]

świadectwo

Karol Cierpica

Mat.prasowy

Karol Cierpica

Karol Cierpica

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Karol Cierpica

Kapitan rezerwy Wojska Polskiego, były spadochroniarz 6. Brygady Powietrznodesantowej, żołnierz rozpoznania, snajper i instruktor spadochronowy. Weteran misji stabilizacyjnych w Bośni i Hercegowinie oraz w Afganistanie. Odznaczony przez Sekretarza Obrony USA Brązową Gwiazdą, Honorową Bronią Białą przez MON i Krzyżem Wojskowym przez Prezydenta RP. 28 sierpnia 2013 roku podczas zmasowanego ataku talibów na bazę w Ghazni, został ranny. Jego życie ocalił wówczas sierżant sztabowy Michael H. Ollis z US Army, który osłonił Karola i zginął na miejscu.

Po powrocie do kraju mierzył się z PTSD i depresją, z którymi zwyciężył dzięki leczeniu, wierze i wspólnocie, na jaką wówczas trafił. Dziś pracuje w branży energetycznej i mieszka w Krakowie. Jest członkiem Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju oraz honorowym członkiem Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce (SWAP)

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ma żonę Basię i dwóch synów: Kubę i Michaela, który dostał imię na część wybawcy swojego taty.

FRAGMENT KSIĄŻKI:

Reklama

Amerykanie mają ogromną potrzebę pamiętania o swoich bohaterach. To coś, czego może nam w Polsce trochę brakuje. Dla nich bohaterem jest każdy z żołnierzy, którzy zginęli w czasie drugiej wojny światowej, potem w Korei, Wietnamie, Afganistanie czy w Iraku, bo wszyscy oni walczyli o bezpieczeństwo swoich rodaków. Nic więc dziwnego, że na placu szkoły na Staten Island, w której uczył się Michael Ollis, stoi pomnik poświęcony jemu i innym poległym, za życia związanym z tym miejscem. To bardzo amerykańskie.

Bardzo dobrze pamiętam moment odsłonięcia tego pomnika. Braliśmy udział w tamtej uroczystości. Nasz Mike kończył właśnie dziewięć miesięcy. Cała sprawa była jeszcze dość świeża, wiązała się z naprawdę dużymi emocjami, które dopiero miałem przepracować. Gdy kilka lat później dowiedzieliśmy się, że w listopadzie 2024 roku w tej samej szkole ma zostać odsłonięta ściana pamięci poświęcona Michaelowi Ollisowi, bardzo się cieszyliśmy, że znów będziemy mogli odwiedzić to miejsce. Przylecieliśmy na tydzień, ja, Basia i Mike. To nie była skromna szkolna uroczystość. Wręcz przeciwnie. Uczestniczyli w niej nowojorscy politycy, przedstawiciele organizacji weterańskich, przybyło dużo miejscowej Polonii.

Reklama

Gdy zobaczyliśmy tę ścianę pamięci, oboje z żoną zaniemówiliśmy. Znajdował się na niej ekran, na którym można było obejrzeć całą rozmowę, jaką dwa lata wcześniej przeprowadzili ze mną przedstawiciele szkoły. Odbyła się ona przez Skype’a, mówiłem wtedy po polsku, a moje słowa były tłumaczone na żywo, ale teraz nagranie opatrzono po prostu napisami. Na ścianie umieszczono też zdjęcia, Michaela i moje, oraz jego medale. Obok wypisano hasła: Wierność, Braterstwo. W czasie uroczystości wygłosiłem krótką, przygotowaną wcześniej przemowę i widziałem, jak bardzo poruszyła ona ludzi, spośród których choć część przecież znała Michaela Ollisa. Mówiłem, że kiedy biegł za mną, uśmiechał się i był radosny… Że jego oczy mówiły: „Masz moje wsparcie, Karol. Nigdy cię nie opuszczę. Nie bój się”. „Oczami można powiedzieć wiele – podkreślałem. – W tamtej chwili zrozumiałem, że mogę na niego liczyć, że mogę mu całkowicie zaufać”. Widziałem, że ci ludzie mnie rozumieją.

Reklama

Zanim jednak rozpoczęła się oficjalna uroczystość odsłonięcia ściany pamięci, wydarzyło się coś, co było dla mnie chyba nawet istotniejsze. Jakieś półtorej godziny przed głównym wydarzeniem, kiedy byliśmy już na miejscu, bo ekipy filmowe ustawiały światło i zajmowały się innymi technicznymi sprawami, podszedł do mnie jeden z pracujących w tej szkole nauczycieli i spytał, czy nie chciałbym powiedzieć kilku słów do uczniów liceum, do którego chodził Michael Ollis. W pierwszej chwili się wystraszyłem. Miałem przygotowaną tylko przemowę na część oficjalną, a tutaj musiałbym mówić z głowy. Co więcej, nie znam perfekt angielskiego i wiedziałem, że to dodatkowo będzie mnie bardzo stresowało. Pomyślałem jednak, że nie mam wyjścia. Po to przecież przybyłem tego dnia w to miejsce. Miałem mówić o tym, jak Bóg przez Michaela uratował mi życie. Wszedłem do sali wypełnionej młodzieżą – znacie te obrazki z amerykańskich filmów. Razem ze mną byli Basia i Mike oraz Linda i Robert, ale oni usiedli z boku. Stanąłem więc na podwyższeniu – byłem wówczas w mundurze – i zacząłem mówić: „Słuchajcie, jestem zdenerwowany, bo mam świadomość tej energii, jaka płynie z waszych serc. Chcę wam jednak przekazać pewne przesłanie: Musicie w swoim życiu przede wszystkim odnaleźć to miejsce, w którym będziecie się dobrze czuli, tę rzecz, która sprawia wam radość. A potem zacznijcie w tym służyć. Michael biegł uratować mi życie – człowiekowi, którego nie znał. Biegł i się uśmiechał, a podkreślam to, bo właśnie ten jego uśmiech dowodził, że on był w miejscu, które sam sobie wybrał, w którym się spełniał i w którym naprawdę pragnął służyć”.

To było niesamowite doświadczenie. Te dzieciaki zareagowały tak, jakby do ich szkoły przyjechał Michael Jackson. Krzyczeli, wiwatowali, słuchali z płonącymi oczami – to mnie bardzo zaskoczyło. W czasie tego spotkaniu była wyczuwalna jakaś moc – Bóg tak to przygotował. On zrobił wszystko, żeby mi w tamtym momencie pomóc. Ja miałem tylko tam stanąć. Tylko i aż, bo przecież mogłem zrezygnować, odmówić temu nauczycielowi albo odczytać przemowę, którą przygotowałem sobie na oficjalne wydarzenie. Mogłem szukać wykrętów, ale na szczęście tego nie zrobiłem.

Reklama

Ludzie obecni na tym spotkaniu byli w szoku. Jeden z nauczycieli powiedział mi później: „Karol, ja tu pracuję dwadzieścia pięć lat i nie widziałem jeszcze czegoś takiego. Nie spotkałem się z tym, żeby ktoś potrafił tak przemawiać”. A to przecież nie mówiłem ja, jestem tego całkowicie świadom. To był Bóg. Choć często zdarza mi się gdzieś występować, nigdy nie czułem się tak jak wtedy. Widziałem, że to, co mówię, trafia do tych młodych ludzi. Po prostu byłem sobą, choć przemawiałem w obcym dla mnie języku. Stając przed nimi w mundurze, najpierw powiedziałem im trochę o sobie, o tym, co dla mnie ważne, a oni zareagowali na to – wow! Młodzi ludzie potrzebują wzorców. Kogoś, z kogo mogliby brać przykład, od kogo mogliby się uczyć. Tamto spotkanie pokazało mi to jeszcze dobitniej. Chrystus dla każdego z nas ma jedną i tę samą misję, choć każdy będzie ją zupełnie inaczej realizował. Mamy być dobrymi żołnierzami. Co to znaczy „dobrymi”? Musimy odnaleźć w sobie to, do czego przeznaczył nas Bóg, i wykonywać swoją pracę najlepiej, jak potrafimy. Nie chodzi o perfekcjonizm, ale o to, byśmy starali się zawsze dobrze robić to, co robimy, i każdego dnia starali się być lepszą wersją siebie z wczoraj.

Reklama

Dobry żołnierz to ten, który odkrył swoje powołanie i cel, do jakiego zmierza. A może nawet nie cel, lecz cele, bo oprócz tego głównego pełno jest w naszym życiu celów pośrednich, doraźnych, bliższych. Jeśli celem żołnierza jest wyjazd na misję, celami doraźnymi będą nauczenie się czyszczenia broni, poznanie zasad jej używania, opanowanie umiejętności strzelania – najpierw ślepakami, potem ostrą amunicją. W życiu duchowym sytuacja wygląda podobnie. Cel główny można odnaleźć w słowach Jezusa: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”* – mamy zmierzać do nieba. Po drodze czekają na nas pomniejsze, ale wcale nie mniej ważne misje – wychowanie dzieci, praca, troska o bliskich. Wypełniając je, nie tylko zmierzamy do nieba, ale też wskazujemy drogę innym. Prowadzimy tych, którzy sami nie potrafią zrozumieć, jakie zadanie im wyznaczono. To jedno z uniwersalnych powołań, dotyczące każdego z nas – ewangelizowanie. Ewangelia nie zmieniła się od dwóch tysięcy lat, choć w tym czasie zmieniało się wszystko wokół – upadały imperia, powstawały nowe państwa, rodziły się nowe religie, ludzie dokonywali nowych odkryć i wynajdowali różne nowe mechanizmy. Ona jest ciągle taka sama, co wcale nie znaczy, że ewangelizowanie, czyli głoszenie Ewangelii, nie powinno zmieniać formy. Podobnie jak nie możemy założyć, że gdy się jutro obudzimy, wszystko będzie wyglądało tak samo jak dzisiaj, a my będziemy mogli postępować w ten sam sposób. Ja naprawdę tak nie zakładam. Wiecie dlaczego? Bo Jezus był cały czas w drodze, a ja chcę Go naśladować. On szedł do przodu, nie oglądał się w tył, nie czekał bezczynnie, wiedział, że wszystko się zmienia. My też musimy mieć świadomość, że nasze dzieci się zmieniają, nasza żona lub mąż się zmienia, że nasze życie jest nieustanną zmianą. Dlatego musimy być otwarci i zawsze przygotowani na to, że nasze zadanie może się z dnia na dzień, z godziny na godzinę całkowicie zmienić. Może czeka nas jakiś ogromny trud? Specjalna misja, krzyż, który tylko my możemy unieść? Nie wiemy tego, ale przecież nie jesteśmy zdani tylko na siebie. Pamiętacie, co mówił święty Paweł? „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia*”. Powołanie to droga mimo wszystko. Jeśli czujecie, że jesteście na swoim miejscu, nie przejmujcie się leżącymi na waszej drodze kłodami. Róbcie swoje.

Reklama

Gdy mój tata umierał na raka, nie wiedziałem, jak mam się zachować. Wszystko, co mi dał, zaowocowało we mnie dobrem – to przecież on zaszczepił we mnie wiarę, on nauczył mnie patriotyzmu i szacunku dla polskiego żołnierza. Miałem do niego jechać i nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Bardzo to przeżywałem, co chyba było doskonale widać, bo pamiętam, jak Basia popatrzyła na mnie i stwierdziła, że przecież nic nie muszę mówić. Wystarczy, żebym przy nim był. Tak zrobiłem. W szpitalu złapałem tatę za rękę i modliłem się. To było moje zadanie na tamten czas. Zadanie, które sprawiło, że poczułem w sobie pokój. Musicie pamiętać, że każde powołanie jest dane na konkretny czas. W ciągu waszego życia ono może się zmieniać, i często tak się dzieje – niech to będzie waszą motywacją do ciągłej pracy nas sobą. Wiem, co mówię. Będąc w armii, widziałem różne drogi, jakimi podążali moi kumple. Jeden z nich jest dziś generałem, podczas gdy ja odszedłem ze służby i zacząłem się zajmować zupełnie innymi sprawami. Nasze wybory są tak samo dobre. Niektórzy po prostu otrzymują powołanie na wiele lat swojego życia, a inni dostają kilka zadań na krótszy czas. W wielu z nas jest coś takiego, że chcemy być na górze, stać na świeczniku. Niektórzy potrzebują tego, żeby inni na nich patrzyli. Ale są też tacy, którzy wchodzą na szczyt, by więcej widzieć. Tak jak w czasie naszej akcji Clean Space, kiedy wychodziliśmy na górę, żeby stamtąd dostrzec ewentualne niebezpieczeństwo. W domu, w rodzinie chcę działać tak samo jak tamtej nocy w Afganistanie. Chcę się wspinać, żeby więcej zobaczyć, żeby – jeśli zajdzie taka potrzeba – ostrzec najbliższych przed niebezpieczeństwem. Mocno czuję, że to jedno z moich powołań.

W nas, mężczyznach, jest taka potrzeba parcia do przodu, stanięcia na pierwszej linii. Ona nie jest zła. Wręcz przeciwnie. Jest dobra. Tak się wygrywa wojny. Krzysztof Kolumb popłynął do Ameryki, chociaż wiedział, z jak wielkim ryzykiem wiąże się ta wyprawa w nieznane. Neil Armstrong wsiadł do Apollo 11, pomimo że miał zrobić coś, czego ludzkość jeszcze nigdy nie robiła i czego nie było możliwości przetestować. Nigdy nie będziemy wystarczająco przygotowani do wykonania postawionych przed nami zadań. Do małżeństwa, do wychowania dzieci i do wielu innych rzeczy. To, czy sobie z nimi poradzimy, jest kwestią wiary. Czy wierzycie, że sprostacie swojej misji? To nie wy sobie ją wybraliście. Została wam powierzona, a Ten, który to zrobił, wie, że dacie radę. Przecież takie dał nam powołanie. My tylko musimy w to uwierzyć.

KSIĄŻKA DO KUPIENIA: rtck.pl.

Oceń: +27 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

DORSZ: polskie samoloty bojowe w powietrzu, zagrożenie atakami dronów nad Ukrainą

2025-09-13 18:50

[ TEMATY ]

naruszenie polskiej przestrzeni

pixabay.com

news

news

Polskie samoloty bojowe operują w polskiej przestrzeni powietrznej ze względu na zagrożenie atakami dronami nad Ukrainą - podało w sobotę po południu Dowództwo Operacyjne RSZ. Lotnisko w Lublinie zostało zamknięte; wydano alert RCB dla mieszkańców kilku powiatów woj. lubelskiego.

„Ze względu na zagrożenie uderzeniami bezzałogowych statków powietrznych (BSP) w regionach Ukrainy graniczących z RP, rozpoczęło się operowanie wojskowego lotnictwa w naszej przestrzeni powietrznej. W celu zapewnienia bezpieczeństwa naszej przestrzeni powietrznej Dowódca Operacyjny RSZ uruchomił wszystkie niezbędne procedury” - poinformowało Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ) na portalu X.
CZYTAJ DALEJ

Święto Podwyższenia Krzyża Świętego

14 września 335 r. dokonano konsekracji Bazyliki Zmartwychwstania, którą wybudował cesarz Konstantyn blisko miejsca ukrzyżowania Chrystusa. Od tego czasu Wschód chrześcijański obchodził tego dnia uroczyste święto na cześć Krzyża Zbawiciela.

Krzyż jest miejscem zwycięstwa Chrystusa. Z wysokości Krzyża Jezus pociąga do siebie wszystkich grzeszników (zob. J 12, 32) i objawia im miłość Ojca, który Go posłał. Oddając na nim ostatnie tchnienie, ofiarował się jako żertwa przebłagalna za grzechy całego świata i oddał chwałę Ojcu z wszystkimi, których zbawił.
CZYTAJ DALEJ

Trwała pamięć

2025-09-14 06:02

Agnieszka Marek

Cała przestrzeń kościoła parafialnego jest wypełniona miłością pierwszego proboszcza – powiedział ks. Marek Sapryga.

Wspólnota parafii św. Maksymiliana Kolbe w Lublinie uhonorowała śp. ks. prał. Józefa Siemczyka. Wyrazem pamięci o pierwszym proboszczu i budowniczym kościoła była Eucharystia pod przewodnictwem bp. Artura Mizińskiego w 1. rocznicę śmierci kapłana, a także tablica upamiętniająca jego życie i dzieło.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję