Reklama

Na zawsze pierwsza…

– Jasiek, mój wnuk, na moment przed wyjściem do kościoła, ogromnie przejęty i podekscytowany, zadał mi nagle pytanie: – Dziadku, a jak ty byłeś mały, to czy już była I Komunia św.? – opowiada pan Andrzej

Niedziela Ogólnopolska 20/2015, str. 20-21

Ks. Adam Stachowicz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jak pamiętają swoją I Komunię św. nasi rodzice, dziadkowie, nasze dorosłe już dzieci? To pytanie skłania do refleksji, do wspomnień. Bo choć zmieniły się świat i obyczaje, to dzień ten – jak dowodzą nasi rozmówcy – pozostawia w nas ślad. Obraz, dźwięk, słowo, czyjaś twarz, a nade wszystko poczucie, że uczestniczy się w czymś niezwykłym.

Koszula z prześcieradła

Pan Andrzej. I Komunia św.: wiosna 1943 r. – Małe świętokrzyskie miasteczko i powojenna bieda. Ks. Ligusiński uczy nas śpiewać. A mnie dręczy myśl, że za oknem chłopaki kopią szmaciankę beze mnie. Nie było wyjścia, bo wikary klarował mamie, że głos mam niemal anielski. Za każdy fałszywy dźwięk dostawałem w plecy witką z krzaka bzu, który rósł pod klasztornym murem. To pierwszy obraz ze wspomnień. Ksiądz, idąc na próbę naszego chóru, rwał sobie zawczasu kilka takich witek. Nie chodziło mu o karcenie, ale o wskazywanie błędnej nuty. Był fenomenalnie muzykalny, a ja miałem niebawem zaśpiewać przed pełnym ludzi kościołem, więc sprawa była poważna. Najgorsze jest to, że nie pamiętam, jak mi wtedy poszło, a teraz nie mam już kogo zapytać.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Mama uszyła mi białą koszulę z prześcieradła. Własnoręcznie, w jedną noc. Jestem w niej na zdjęciu. Reszta pożyczona. Buty od brata, dużo za duże. Trzeba było wypchać czubki gazetami, a i tak chodziłem jak ten filmowy potwór Frankenstein. Marynareczka nieznanego pochodzenia, widać, że mocno znoszona. Nie było mowy o żadnym przyjęciu, fecie, grillu w ogrodzie czy nawet wystawnym obiedzie. Nikt wtedy nie zwracał uwagi na oprawę, nie było rocznych przygotowań. Wszystko odbywało się jakoś naturalniej, płynniej. Może dlatego, że byliśmy pokoleniem wojennym, poranionym, bardziej dojrzałym... Poszliśmy rano do kościoła. Nawet nie wiem, czy była wtedy niedziela, czy zwyczajny dzień tygodnia. Ta sama ławka, ten sam kościół. Nie zmienił się zresztą ani trochę do dziś. Niezwykłe, prawda? To piękny, stary budynek – ma w sobie tę cudowną dostojność i lekkość jednocześnie. I to coś, co mają tylko stare świątynie – jakby w powietrzu została część z zanoszonych tu modlitw. Zajrzyjcie kiedyś do cystersów w Jędrzejowie, to zrozumiecie... Mój Boże, minęło tyle lat, prawie całe życie, a ja pamiętam zapach. Lepiej powiedzieć – woń. Ksiądz pouczał nas, że tego dnia przyjdzie do nas sam Jezus, więc gdy klęczałem przed ołtarzem i poczułem ową woń, pomyślałem, że pewnie tak pachnie Bóg.

Reklama

Upływ czasu zatarł ostrość obrazu, barwy płowieją, ale uczucia się pamięta. Ulatują nazwiska, kolejność zdarzeń, jednak emocje gdzieś w nas tkwią. Niecodziennie powracamy do nich, ale w jakimś sensie budują one naszą osobowość, wrażliwość, kondycję duchową. Gdy się tak zastanawiam, jakim słowem opisać uczucie związane z tamtym dniem – to ja, wówczas biedne, ciągle głodne i wystraszone dziecko, poczułem wtedy – bodaj pierwszy raz w życiu – że jestem wreszcie bezpieczny.

Mój własny cud

Irena. I Komunia św.: maj 1952 r. – Jeden raz w życiu doświadczyłam cudu i miał on bezpośredni związek z I Komunią św. Tę historię opowiada się u nas od lat. Wymodliłam powrót ojca. Nie żartuję. A było tak. Rodem pochodzimy z Kresów Wschodnich i mamy w życiorysie całą tragedię Polaków rzuconych na pożarcie sowieckiej swołoczy. Przepraszam za mocne słowa, ale Sowieci zamordowali mi połowę krewnych. Ojca nam zabrali… No więc jak przyszła repatriacja, to mamcia nie zastanawiała się ani chwili. Pojechaliśmy do Polski pierwszym transportem. W ciemno, byle dalej od Moskali. Mama zostawiła sąsiadce kartkę dla taty. Nie zdążyłam zapytać, co na niej napisała. Jaką miał szansę, żeby nas odszukać? Przecież mama nie wiedziała, dokąd rzuci nas los. I tak całą wielopokoleniową rodziną przyjechaliśmy w końcu 1945 r. na Ziemie Odzyskane, dokładniej – do Wałbrzycha.

Reklama

Kościół Aniołów Stróżów, poniemiecki, strzelisty, z czerwonej cegły, stoi do dziś. Ksiądz proboszcz, nasz rodak serdeczny, uczył nas katechizmu z tym charakterystycznym wschodnim zaśpiewem i co rusz się zamartwiał: – Co z wami dalej będzie, co będzie? Przecież z komunistami żyć się nie da. I choć dobry Bóg każe nam miłować nieprzyjaciół swoich, wy lepiej swoje rozeznanie miejcie…

Więc ja się za tych nieprzyjaciół gorąco modliłam, prosząc, by Bóg zadziałał u nich w sprawie taty. Żeby go nam oddali. I zadziałał! Oczywiście, w mojej pamięci pozostał maj, błękitne cudne niebo, kościół i ja w białej sukience. Przed kościołem oślepia mnie słońce, jakaś męska postać nachyla się i całuje mnie w rękę. Jak dorosłą. Mama płacze, robi się rwetes, ciotka wzywa na świadków wszystkich świętych. A ja wtulam się w ojcowską marynarkę. I jak tu nie pamiętać? Wymodliłam cud!

7 grzechów

Justyna. I Komunia św.: maj 1975 r. – W sklepach GS-u nie było nic, więc mama ciągle martwiła się, że dziecko pójdzie do I Komunii św. w worku po mące, bo przynajmniej biały. Natomiast tata dużo rozmawiał ze mną o Bogu. Podejrzewał, że nie przykładam się do nauki katechizmu. W tamtych czasach katecheza odbywała się w salkach przykościelnych, a w takim małym miasteczku jak nasze wystarczyło, żeby proboszcz krzywo popatrzył, a rodzice już wiedzieli, że znów na religii zrobiłam z siebie głupka. W każdym razie uczyłam się razem z tatą Dekalogu, 7 grzechów głównych, 7 darów Ducha Świętego itd. Po wielu latach uprzytomniłam sobie, że chyba nigdy potem nie byliśmy z tatą tak blisko. Z wyjątkiem tego krótkiego czasu zawsze wydawał mi się kochanym, ale nieco dalekim i stale zapracowanym człowiekiem. Dlatego teraz namawiam swoje dzieci, by nie żałowały czasu na takie rozmowy ze swoimi pociechami. Bo to w człowieku zostaje. Jakiś mądry ksiądz powiedział, że jak się nie zakochamy w Bogu w dzieciństwie, to w dorosłości będzie nam podwójnie ciężko. Pamiętam, że rodzice poświęcali mi wtedy dużo uwagi. Innej niż zwykle, bo nie chodziło o jedzenie i ciepły szalik. Chodziło o sprawy ważne, byłam wtajemniczana w sprawy dorosłych. A spowiedź święta i mój własny spis grzechów zrobiony w zeszycie 16-kartkowym w kratkę? Pół nocy pisałam i wyszedł niecały słupek. Koleżanka miała stronę i trochę. Więc pobiegłam do mamy, żeby pomogła dopisać. Odłożyła wszystko, żeby porozmawiać i wytłumaczyć.

Reklama

Kilka lat temu chodziłam z synową na spotkania przedkomunijne. A tam wrzawa i gniew, że trzeba z dzieckiem przerabiać katechizm, a tego powinni nauczyć na lekcji religii, bo przecież „za coś się tym katechetom pensje płaci”. Coś się zmieniło w pojmowaniu świata, jakiś przekaz międzypokoleniowy został zaburzony. Moi rodzice, żyjący w czasach, gdy za chodzenie do kościoła można było dostać np. odmowę przydziału na materiały budowlane, uczyli mnie podstaw wiary, tak jak robili to wcześniej ich rodzice. Dziś chyba niewiele się w tej kwestii dzieje. Czy wszystko można wytłumaczyć zapracowaniem? Mnie tata sadzał na kolanach, brał do ręki stary modlitewnik z pozaginanymi rogami. Na końcu były zapisane najważniejsze prawdy wiary. Wodził dużym palcem linijka po linijce, tak trochę niezgrabnie, a ja czytałam… Nawet jeśli potem coś pokręciłam, np. mówiłam: „krzcij ojca i matkę oną”. Tata spokojnie i mozolnie wieczorem odwracał kartki starej książeczki. Tak… najbardziej z tamtego dnia pamiętam, że wreszcie pojęłam, o co chodzi z tą I Komunią św. Dzięki, Tato...

Niebiosa się otworzą

Maciek. I Komunia św.: maj 1995 r. – Zorganizowano mi uroczystość w stylu amerykańskich seriali. Było okazałe przyjęcie, masa prezentów, cały dom gości. Przepraszam z góry moich rodziców i krewnych, ale… nic z tego nie pamiętam. Wiem, że się napracowali, że były emocje i nerwy, że poszło sporo pieniędzy. Nawet kiedyś mówiono mi, że potem z chłopakami z klasy licytowaliśmy się, kto co dostał. Nie pamiętam tego. Naprawdę. Rozumiem, że taką uroczystość trzeba przygotować, bo przyjdzie cała rodzina i w ogóle… Nie krytykuję tych, którzy się starają, ale chciałbym, żeby wiedzieli, iż w ważnym dniu pamięta się to, co sprawia, że ten dzień jest ważny. Proste, prawda? Co pamiętam? Że byłem strasznie przejęty. Wydawało mi się, że stanie się coś spektakularnego – niebiosa się otworzą lub coś w tym stylu. W końcu przyjmuję żywego Boga. Stwórcę wszech rzeczy, Pana czasu i człowieczego losu. Ksiądz wyliczał długą listę łask, które na nas spłyną. Więc czekałem, kiedy spłyną. I coś się zadziało tego dnia, bo nie sprowokował mnie ani jeden z moich kuzynów. Chodziłem w glorii chwały, spokojny i grzeczny jak nigdy. Mama pod wieczór biegała za mną z termometrem, przekonana, że mam gorączkę, że zachorowałem.

Reklama

Po latach, w duszpasterstwie akademickim, rozmawialiśmy o pamiętaniu istotnych wydarzeń budujących naszą duchowość. I wbrew pozorom w sytuacji, gdy bagatelizuje się I Komunię św., nazywając ją „małym weselem”, wielu z nas sporo pamięta z dnia swojego pierwszego pełnego uczestnictwa we Mszy św.

Rozmowy podsłuchane

Anna, mama Patrycji. – Na jakiś tydzień przed godziną zero, czyli niedzielą I Komunii św. córki, siedziałam na ławkach przed kościołem z innymi mamami. Omawiałyśmy w detalach sposób ustrojenia kościoła, co o której godzinie ma się wydarzyć, kto za co odpowiada. A nasze dziewczynki w kółeczku na trawniku obok też były strasznie zagadane. Przysunęłam się bliżej, żeby podsłuchać... I do dziś pamiętam uczucie, które mnie wtedy dopadło. Wstyd połączony z dumą. Wstyd za siebie, a duma z córki. My klepałyśmy o głupstwach, a Patrycja z koleżankami rozmawiały... o Bogu.

2015-05-13 09:39

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Wojciech, Biskup, Męczennik - Patron Polski

Niedziela podlaska 16/2002

Obok Matki Bożej Królowej Polski i św. Stanisława, św. Wojciech jest patronem Polski oraz patronem archidiecezji gnieźnieńskiej, gdańskiej i warmińskiej; diecezji elbląskiej i koszalińsko-kołobrzeskiej. Jego wizerunek widnieje również w herbach miast. W Gnieźnie, co roku, w uroczystość św. Wojciecha zbiera się cały Episkopat Polski.

Urodził się ok. 956 r. w czeskich Libicach. Ojciec jego, Sławnik, był głową możnego rodu, panującego wówczas w Niemczech. Matka św. Wojciecha, Strzyżewska, pochodziła z nie mniej znakomitej rodziny. Wojciech był przedostatnim z siedmiu synów. Ks. Piotr Skarga w Żywotach Świętych tak opisuje małego Wojciecha: "Będąc niemowlęciem gdy zachorował, żałość niemałą rodzicom uczynił, którzy pragnąc zdrowia jego, P. Bogu go poślubili, woląc raczej żywym go między sługami kościelnymi widząc, niż na śmierć jego patrzeć. Gdy zanieśli na pół umarłego do ołtarza Przeczystej Matki Bożej, prosząc, aby ona na służbę Synowi Swemu nowego a maluczkiego sługę zaleciła, a zdrowie mu do tego zjednała, wnet dzieciątko ozdrowiało". Był to zwyczaj upraszania u Pana Boga zdrowia dla dziecka, z zobowiązaniem oddania go na służbę Bożą.

Św. Wojciech kształcił się w Magdeburgu pod opieką tamtejszego arcybiskupa Adalbertusa. Ku jego czci przyjął w czasie bierzmowania imię Adalbertus i pod nim znany jest w średniowiecznej literaturze łacińskiej oraz na Zachodzie. Z Magdeburga jako dwudziestopięcioletni subdiakon wrócił do Czech, przyjął pozostałe święcenia, 3 czerwca 983 r. otrzymał pastorał, a pod koniec tego miesiąca został konsekrowany na drugiego biskupa Pragi.

Wbrew przyjętemu zwyczajowi nie objął diecezji w paradzie, ale boso. Skromne dobra biskupie dzielił na utrzymanie budynków i sprzętu kościelnego, na ubogich i więźniów, których sam odwiedzał. Szczególnie dużo uwagi poświęcił sprawie wykupu niewolników - chrześcijan. Po kilku latach, rozdał wszystko, co posiadał i udał się do Rzymu. Za radą papieża Jana XV wstąpił do klasztoru benedyktynów. Tu zaznał spokoju wewnętrznego, oddając się żarliwej modlitwie.

Przychylając się do prośby papieża, wiosną 992 r. wrócił do Pragi i zajął się sprawami kościelnymi w Czechach. Ale stosunki wewnętrzne się zaostrzyły, a zatarg z księciem Bolesławem II zmusił go do powtórnego opuszczenia kraju. Znowu wrócił do Włoch, gdzie zaczął snuć plany działalności misyjnej. Jego celem misyjnym była Polska. Tu podsunięto mu myśl o pogańskich Prusach, nękających granice Bolesława Chrobrego.

W porozumieniu z Księciem popłynął łodzią do Gdańska, stamtąd zaś morzem w kierunku ujścia Pregoły. Towarzyszem tej podróży był prezbiter Benedykt Bogusz i brat Radzim Gaudent. Od początku spotkał się z wrogością, a kiedy mimo to próbował rozpocząć pracę misyjną, został zabity przez pogańskiego kapłana. Zabito go strzałami z łuku, odcięto mu głowę i wbito na żerdź. Cudem uratowali się jego dwaj towarzysze, którzy zdali w Gnieźnie relację o męczeńskiej śmierci św. Wojciecha. Bolesław Chrobry wykupił jego ciało i pochował z należytymi honorami. Zginął w wieku 40 lat.

Św. Wojciech jest współpatronem Polski, której wedle legendy miał także dać jej pierwszy hymn Bogurodzica Dziewica. Po dziś dzień śpiewa się go uroczyście w katedrze gnieźnieńskiej. W 999 r. papież Sylwester II wpisał go w poczet świętych. Staraniem Bolesława Chrobrego, papież utworzył w Gnieźnie metropolię, której patronem został św. Wojciech. Około 1127 r. powstały słynne "drzwi gnieźnieńskie", na których zostało utrwalonych rzeźbą w spiżu 18 scen z życia św. Wojciecha. W 1928 r. na prośbę ówczesnego Prymasa Polski - Augusta Kardynała Hlonda, relikwie z Rzymu przeniesiono do skarbca katedry gnieźnieńskiej. W 1980 r. diecezja warmińska otrzymała, ufundowany przez ówczesnego biskupa warmińskiego Józefa Glempa, relikwiarz św. Wojciecha.

W diecezji drohiczyńskiej jest także kościół pod wezwaniem św. Wojciecha w Skibniewie (dekanat sterdyński), gdzie proboszczem jest obecnie ks. Franciszek Szulak. 4 kwietnia 1997 r. do tej parafii sprowadzono z Gniezna relikwie św. Wojciecha. 20 kwietnia tegoż roku odbyły się w parafii diecezjalne obchody tysiąclecia śmierci św. Wojciecha.

CZYTAJ DALEJ

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w Rzeszowie

2024-04-21 20:23

[ TEMATY ]

Wojownicy Maryi

Ks. Jakub Nagi/. J. Oczkowicz

W sobotę, 20 kwietnia 2024 r. do Rzeszowa przyjechali członkowie męskiej wspólnoty Wojowników Maryi z Polski oraz z innych krajów Europy, by razem dawać świadectwo swojej wiary. Łącznie w spotkaniu zatytułowanym „Ojciec i syn” wzięło udział ponad 8 tysięcy mężczyzn. Modlitwie przewodniczył bp Jan Wątroba i ks. Dominik Chmielewski, założyciel Wojowników Maryi.

Spotkanie formacyjne mężczyzn, tworzących wspólnotę Wojowników Maryi, rozpoczęło się na płycie rzeszowskiego rynku, gdzie ks. Dominik Chmielewski, salezjanin, założyciel wspólnoty mówił o licznych intencjach jakie towarzyszą dzisiejszemu spotkaniu. Wśród nich wymienił m.in. intencję za Rzeszów i świeckie władze miasta i regionu, za diecezję rzeszowską i jej duchowieństwo, za rodziny, szczególnie za małżeństwa w kryzysie, za dzieci i młode pokolenie. W ten sposób zachęcił do modlitwy różańcowej, by wzywając wstawiennictwa Maryi, prosić Boga o potrzebne łaski.

CZYTAJ DALEJ

Życzenia przewodniczącego KEP dla biskupa sosnowieckiego nominata

2024-04-23 15:38

[ TEMATY ]

abp Tadeusz Wojda SAC

bp Artur Ważny

Karol Porwich/Niedziela

Abp Tadeusz Wojda SAC

Abp Tadeusz Wojda SAC

„W imieniu Konferencji Episkopatu Polski pragnę przekazać serdeczne gratulacje oraz zapewnienia o modlitwie w intencji Księdza Biskupa, kapłanów, osób życia konsekrowanego oraz wszystkich wiernych świeckich Diecezji Sosnowieckiej” - napisał abp Tadeusz Wojda SAC, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w liście przesłanym na ręce biskupa sosnowieckiego nominata Artura Ważnego. Nominację ogłosiła dziś w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce.

„Życzę Księdzu Biskupowi coraz głębszego doświadczania „bycia posłanym” czyli podjęcia misji samego Jezusa Chrystusa, który w pasterskim posługiwaniu objawia miłość Boga do człowieka” - napisał przewodniczący Episkopatu do bp. Artura Ważnego mianowanego biskupem sosnowieckim. „Życzę, aby codzienna bliskość Ewangelii i Eucharystii prowadziły do uświęcenia Księdza Biskupa oraz powierzonego jego pasterskiej pieczy Ludu Bożego Diecezji Sosnowieckiej” - dodał.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję