Reklama

W oczekiwaniu na kanonizację błogosławionego biskupa J. S. Pelczara

Samotność ojcostwa (6)

Niedziela przemyska 6/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nadszedł wreszcie oczekiwany czas zakończenia podróży. Józef milczący, głęboko przeżywał scenę egzekucji. Na szczęście spotkanie z nowym dyrektorem nie pozwalało na rozważanie tego wstrząsającego obrazu. Pan Seredyński, dyrektor szkoły ludowej, przyjął przybyszów bardzo serdecznie. Ojciec na początek wysupłał z teczki dwie tęgie faseczki masła, co bardzo ożywiło i uczyniło rozmowę serdeczną. Dyrektor, przejrzawszy dotychczasowe świadectwa spojrzał na swego nowego ucznia z podziwem i wyraził nadzieję, że i tutaj w Rzeszowie oceny nie będą gorsze.
- A jak ze stancją? - zapytał. Macie coś upatrzonego?
Okazało się, że nie bardzo.
- Tyle było pracy w domu, pan rozumie - rozpoczął Wojciech - że trochę tę sprawę zaniedbałem, licząc, że jakoś może się uda już na miejscu.
- To pewnie i się uda. Mam trochę ludzi, którzy zgłaszają do mnie propozycje wynajęcia mieszkania dla przybywających studentów. Mam tu znajomego, jest woźnym sądowym i uważam, że stancja się wam spodoba, a młody uczeń będzie zadowolony. Zatem nie traćmy czasu i pojedźmy omówić warunki wynajmu.
Tak też uczynili. Woźny na pierwszy rzut oka sprawiał korzystne wrażenie. Zachwalał umiejętności kulinarne żony. Ustalono niewielką stosunkowo sumę za mieszkanie, z tym że woźny zażądał także prowiantu, z którego żona będzie przygotowywała posiłki.
- Sam pan rozumie - zwrócił się do Wojciecha - chłopak musi się uczyć, zatem nie będzie tracił czasu na szukanie jadłodajni.
- Co prawda, to prawda. Nawet przygotowałem jakieś wiktuały na taką ewentualność. Tu Wojciech zaczął znosić z wozu dość pokaźnych rozmiarów paczki, na co woźny patrzył rozradowanym wzrokiem.
Nastrój optymizmu nieco przygasł, kiedy wprowadzili młodego adepta do pokoiku, który miał zajmować. Od progu czuć było wilgocią i nozdrza drażnił zapach panoszącego się po ścianach grzyba. Trudno było jednak protestować i szukać czegoś nowego. Pan Rogowski, widząc markotną minę swojego ucznia zażartował:
- Dasz sobie radę. Teraz jeszcze ciepło, a jak zrobi się nieco chłodniej, to przywieziemy z Korczyny drzewa i będziesz sobie podgrzewał, a w zimie opalał swoje lokum. Ważne, że będziesz sam i nikt nie będzie ci przeszkadzał w nauce.
Józef nie odpowiedział na to słowem, ale widać w nim było niezadowolenie.
Nadszedł wreszcie czas pożegnania. Łzy cisnęły mu się do oczu, ale mężnie je opanował. Podali sobie z ojcem dłonie na pożegnanie. Wojciech jednak nie wytrzymał. Przytulił syna do siebie i łamiącym się głosem rzekł:
- Takie jest synu życie. Każdy z nas kiedyś musi opuścić dom urodzenia i zacząć myśleć o przyszłości. Do świąt niedaleko, a nowość miejsca na pewno cię zainteresuje i czas szybko minie.
Ze swojego maleńkiego pokoiku Józef długo śledził odjeżdżających i dopiero, kiedy wóz zniknął mu z oczu usiadł przy stole i głęboko się zamyślił. Nie krył już łez, które popłynęły z oczu.
Zaczęły się szkolne dni. Rano Józef starał się być na Mszy św., choć nie zawsze się to udawało. Nigdy jednak nie minął kościoła, by choć przez chwilę się nie pomodlić. Nauczyciele byli wyrozumiali i w zasadzie życzliwi. No, może z wyjątkiem pana Lechowskiego, który był człowiekiem surowym nad miarę. Starsi uczniowie straszyli nowicjuszy, żeby byli przygotowani na częste spotkania z rózgą "Lecha", jak go w swoim uczniowskim slangu nazywali.
Józef, ufny w swoje zdolności, nie brał zbyt lękliwie tych ostrzeżeń starszych kolegów. Postanowił jedynie solidnie przykładać się do nauki języka niemieckiego, którego pan Lechowski uczył i rzeczywiście przez długi czas udawało się uniknąć karzącej ręki profesora.
Gorzej działo się w domu woźnego sądowego. Po pierwszych dniach, kiedy na stół stawiano pachnącą zupę i dobre drugie danie, sielanka skończyła się dość szybko. Józef zauważył, a był chłopakiem dociekliwym, że wiktuały, które matka wysyłała co kilka tygodni przez korczyniaków jeżdżących do Rzeszowa, stawały się pokarmem pana woźnego i jego domowników. Młodego studenta karmiono pęcakiem, który woźny przynosił z więzienia. Niełatwo było to przełknąć, bo często było zimne. Gorzej jeszcze było się wadzić ze starszymi ludźmi. Na dodatek dokuczała wilgoć. Józef bez przerwy ciągnął nosem, bolała go głowa. Wreszcie miara goryczy się przepełniła, kiedy w nosie zaczęły mu dokuczać czyraki. Seredyński widział, że chłopak marnieje w oczach. Zauważył też podczas rozmowy, że młody Pelczar mówi jakoś dziwnie. Nie bacząc na nic zabrał małego do lekarza i ten musiał przecinać owe narośle w nosie.
Może to ból, bo operacja była prowadzona bez znieczulenia, może korczyńska krew sprawiły, że Józiu postanowił sam zadbać o swoje dalsze przebywanie w Rzeszowie. Zaczął po prostu szukać innej stancji. Zabierało to trochę czasu. Poza tym ciągłe osłabienie nie sprzyjało nauce. Kiedyś przyszedł do szkoły mimo trzęsącej go febry. Akurat pan Lechowski zarządził sprawdzian. Józiu napisał go bezbłędnie, ale nadszedł czas, aby i on doświadczył dyscypliny profesora.
- No Pelczar, błędu nie zrobiłeś, ale zobacz, jak wygląda to "r". Toż Niemiec by się ze wstydu spalił. Ale ja kochanieńki mam sposób na twoje niedbalstwo. Jak rączka poczuje mojej dyscyplinki, to już ci się nigdy nie zdarzy taki błąd.
Józef zaciął się w sobie. Postanowił, że nie będzie się tłumaczył chorobą, która doprowadziła do tego, że ciało trawione gorączką sprawiło to niedbałe pismo. Już wyciągnął rękę, aby przyjąć razy, gdy nagle odezwał się któryś z kolegów.
- Niech pan profesor go oszczędzi. On nie zrobił tego z niedbalstwa. Jest chory, to przecież widać.
Nauczyciel obrzucił złowrogim spojrzeniem obrońcę Pelczara, ale od decyzji nie odstąpił. Józef po męsku przyjął trzy plagi i wewnętrznie zbuntowany usiadł w ławce. Wtedy Lechowski zajął się "obrońcą" Józia i biedak także otrzymał swoją porcję dyscypliny.
Dominującą troską młodego ucznia było jednak poszukiwanie nowego mieszkania. Wreszcie znalazł. Samotna wdowa ucieszyła się z propozycji, a i rezolutność młodego poszukiwacza miała w tym swój udział.
- A choćby jutro syneczku się przeprowadzaj. Będę miała się do kogo odezwać, bo tak całymi dniami sama siedzę. Dzieci w Krakowie, Lwowie, przyjeżdżają od wielkiego dzwonu, a to mi cię Pan Bóg zesłał. Józiu nie dał się jednak wzruszyć i, aż dziwnie to wyglądało, zaczął jak starszy ustalać warunki pobytu. Kobieta godziła się na wszystko, także na przygotowywanie posiłków.
- Ale wiktuały, które matka będzie mi przesyłać będę trzymał u siebie i wydzielał tyle, ile potrzeba.
- Dobrze syneczku, dobrze. Ja cię naprawdę nie oszukam.
Pozostała jeszcze kwestia pożegnania się z dotychczasowymi gospodarzami. Józiu, parę kwadransów spacerując po mieście obmyślał sposób, w jaki to zrobić. Wreszcie zdecydował, że zrobi to najprościej jak można. Zjadłszy ów aresztancki obiad, podziękował i zabrał się do "dzieła".
- Chciałem podziękować za mieszkanie, ale od następnego tygodnia będę już mieszkał gdzie indziej.
- Źle ci u nas?
- Sami dobrze wiecie, że najlepiej mi nie było. Wilgoć, zimno. Nie było miesiąca, żebym nie chorował. Ale to jakoś bym przecierpiał. Tylko u nas w Korczynie uczono, że nie należy okradać innych. A wyście mnie okradali z tego, co moja matka przysyłała na wspólny stół. Zamiast tego dawaliście mi więzienny pokarm. Tak się nie godzi i dalej tak nie może być.
Gospodyni zamilkła usłyszawszy takie mocne słowa z ust młodego jeszcze przecież chłopca. Nie miała nawet czasu odnieść się do jego słów. Do końca tygodnia pozostały jeszcze cztery dni i były to jedyne dni, kiedy na stole pojawiły się wreszcie matczyne produkty z Korczyny. Józef jednak podjął już decyzję i powoli znosił do nowego mieszkania swoje skromne rzeczy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy rzeczywiście jestem z Chrystusowej owczarni?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii J 10, 1-10.

Poniedziałek, 22 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

Brazylia: Sąd zakazał cytowania Biblii w urzędzie miejskim

2024-04-23 07:32

[ TEMATY ]

Biblia

Brazylia

Karol Porwich/Niedziela

Sąd stanu Sao Paulo, na wschodzie Brazylii, zakazał cytowania fragmentów Biblii podczas sesji rady miejskiej w 400 tys. mieście Bauru. Dominującą religią jest tam chrześcijaństwo, które wyznaje ponad 87 proc. miejscowej ludności.

W poniedziałkowym orzeczeniu, cytowanym przez lokalne media, sąd orzekł, że cytowanie Biblii, które dotychczas było powszechne w radzie miejskiej, jest sprzeczne ze świeckim charakterem państwa.

CZYTAJ DALEJ

Słowo abp. Adriana Galbasa SAC do diecezjan w związku z nominacją biskupią

2024-04-23 12:39

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

Karol Porwich/Niedziela

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

Nasze modlitwy o wybór Biskupa przyniosły piękny owoc. Bp Artur nie jest tchórzem i na pewno nie będzie uciekał od spraw trudnych - pisze abp Adrian Galbas.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję