Autorowi Tryptyku Rzymskiego
Mówią, że przesadzam,
gdy w białym pyle kredowych słów,
pochylam się nad misterium macierzyństwa,
które jest promieniowaniem ojcostwa.
Nie wierzą,
że mały zjadacz chleba powszedniego
sięgnie po chleb aniołów, gdy dowie się,
że można kochać bez żadnej potrzeby.
Przekonują,
że nawet z wysokości katedr uniwersyteckich
nie udaje się rozproszyć wszystkich mroków wypełniających serce człowieka,
chodzącego po krawędzi ziemi i krawędzi własnych myśli.
Powątpiewają, czy rozpaloną do białości wyobraźnię
zdoła ostudzić chłodny potok,
niosący w każdej swojej kropli treść źródła,
z którego wszystko się zaczyna.
Pytają, czy zdaję sobie sprawę,
że nie wolno mi dawać innym tego, co wypływa na fali serca,
dopóki nie wezmę odpowiedzialności za prawdę własnych słów?
Czy rzeczywiście uporałam się już z logiką słów,
brzemiennych dziedzictwem odwiecznego Logosu?
Czy nie lękam się,
że to, co wypływa na fali serca
rozwinie się jakoś na oślep i poprowadzi w ślepe zaułki?
Pytają tak - zapewne z życzliwości - lecz nie oczekują odpowiedzi.
Wydaje się aż nadto oczywista.
Są pewni, że ugnę się pod ciężarem niepokornych pragnień o barwie błękitu.
Jednak przestrzeń myśli jest przestrzenią mojego serca.
Mieszkam tam od dawna i czuję się jak u siebie.
Ale oni o tym nie wiedzą.
Nie przypuszczają więc, że nie zawaham się ani przez chwilę,
By podjąć brzemię trzech rzymskich słów -
gdy czas nadejdzie.
Tego nikt nie mógł przewidzieć:
w trzecim roku trzeciego tysiąclecia,
z ziemi włoskiej do polskiej powraca Poeta,
który w pamiętnym roku dwóch konklawe
wyruszył z ziemi polskiej do włoskiej
i u stóp sykstyńskiej polichromii usłyszał: "Tu est Petrus".
Wtedy nakazał milczenie wszystkim strunom swego serca,
rozedrganych od lat w młodzieńczym uwielbieniu dla Ojca Wielkiej Poezji.
Wtedy przerwał własną pieśń, by przekroczyć niewidzialny próg Słowa -
odwiecznego widzenia i odwiecznego wypowiedzenia -
i w posłuszeństwie wiary przewodniczyć świętej pieśni Kościoła.
I czas pieśni własnej miał być rozdziałem zamkniętym,
choć wszystkie kamienie rzymskich dróg uczyły się jej na pamięć.
Lecz Ten, w którym poruszamy się i żyjemy
jest jak niewysłowiona przestrzeń, która wszystko ogarnia.
W Nim wszystko trwa stając się nieustannie,
istniejąc w królewskim przymierzu myśli i serca.
Cokolwiek jest, rodzi się ze Słowa - prasłowa filozofów i poetów.
On więc sprawił,
że filozof i poeta, którego poznałam niegdyś przed sklepem jubilera,
na nowo podjął swą pieśń,
dedykowaną ze wzgórz watykańskich miastu i światu.
Ten sam filozof i poeta,
w którym przymierze myśli i serca nieustannie trwa.
* * *
Nie mówić o tym w białym pyle kredowych słów?...
Nie odczytywać znaków Przymierza?...
Nie zgłębiać tajemnicy dawniejszej niż świat?...
Nie podejmować prawdy o obrazie i podobieństwie?...
To tak, jakby porzucić własny dom i mieszkać kątem u obcych...
To nie miałoby sensu...
Dobrze znam mój dom -
jest jedyną możliwą przestrzenią mojego istnienia.
Nie zamienię go i nie porzucę,
wszak tylko tu jestem u siebie.
Stąd wyruszam każdego dnia do krainy Moria,
by odnaleźć tamto wzgórze
i spojrzeć w oczy Abrahamowi, stojącemu na progu Przymierza.
A jest ono wiecznym oczekiwaniem
i nieustannym spełnianiem się tajemnicy.
Zapamiętaj to miejsce, kiedy stąd odejdziesz.
Zapamiętam.
Wypełnię nim przyszłość daleką i bliską.
Pomóż w rozwoju naszego portalu