Klimat radosnego świętowania może być trudny dla ludzi, którzy zmagają się z chorobą bliskich, traumą po rozstaniu z kimś ukochanym lub koniecznością uregulowania rachunków, na które nie im starcza pieniędzy. Przygnieceni ciężarem wyzwań codzienności, niektórzy ludzie nie potrafią się cieszyć i nie są w stanie w pełni odczytać radosnego przesłania wielkanocnego orędzia Chrystusa.
Dlatego potrzeba świadków wiary, którzy swoim przykładem życia wskażą, że każdy chrześcijanin może czerpać nadzieję do swego życia z tajemnicy Chrystusowego zwycięstwa. Taką postacią jest z pewnością Sługa Boży Jacek Krawczyk (1966-91), urodzony w Palikówce koło Rzeszowa, studiujący na KUL teologię i psychologię oraz heroicznie zaangażowany wolontariusz w służbie chorym i cierpiącym. Mimo, iż zmarł mając zaledwie 25 lat, to jednak pozostawił po sobie niezwykłe świadectwo, że wiara w Chrystusa może dać siłę do pokonania największych trudności. Jan Paweł II powiedział o takich ludziach: „Świadkowie Krzyża i Zmartwychwstania Chrystusa pozostawili Kościołowi i ludzkości swoistą Ewangelię cierpienia. Napisał ją sam Odkupiciel najpierw swoim własnym cierpieniem podjętym z miłości. To cierpienie razem z żywym słowem nauczania stało się źródłem obfitym dla uczestników cierpień Jezusowych”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Według Jacka Krawczyka człowiek wierzący, przeżywając trudne sytuacje, może kierować się ku Bogu, by w Nim odnajdywać siłę do twórczego cierpienia. W tekstach modlitw na jednym z obrazków Młodzieniec z Palikówki zapisał: „Jeśli wierzysz w Zmartwychwstanie, to nie bój się śmierci (ani własnej ani tych, którzy są blisko Boga). A jeśli się boisz, to zastanów się czy wierzysz”. Wiara w Zmartwychwstanie przeprowadziła go przez wszystkie trudne sytuacje i umacniała ufność nawet w obliczu śmierci. Jacek dał świadectwo, że wiara uzdalnia człowieka do odważnego stawiania czoła wobec przeżywanych trudności.
W opracowaniu zatytułowanym Triduum Paschalne podkreślał, że dla człowieka zmagającego się z chorobą, czas Wielkiego Tygodnia jest najbardziej adekwatnym, do wyrażenia przeżyć: „Nie ma chyba w całym roku liturgicznym uroczystości bardziej bliskich ludziom chorym niż Triduum Paschalne i Uroczystość Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Ogrom prawd zawartych w tych dniach jest tak duży, iż jest zupełnie wystarczający, by na ich przykładzie przyjrzeć się życiu chorego. Ważne jest to, że dla samych chorych są to dni, a przynajmniej być powinny, szczególne”.
Opisując stan osamotnienia chorego, chciał skierować uwagę na realną obecność Chrystusa: „Oto bowiem przy człowieku staje Ktoś, kto towarzyszy mu nieustannie w jego wędrówce przez kręte drogi choroby, cierpienia i śmierci. Tym kimś jest Jezus Chrystus. Zapomina się często o Nim, jako o Tym, który służy człowiekowi w dalszym ciągu, jako o Tym, który mu nieustannie towarzyszy. Życie Jezusa tak naprawdę niewiele się zmieniło. To nic, że po Zmartwychwstaniu wstąpił do nieba. Tak naprawdę w sposób faktyczny pozostał z nami i jest w nas”.
Reklama
Według Jacka, Chrystusowe zmaganie z cierpieniem zwieńczone zostaje ostatecznym zwycięstwem życia nad niszczycielskim skutkiem śmierci, przez Zmartwychwstanie. Nowe życie w Chrystusie zostało wyzwolone nie tylko od grzechu, ale także od bólu, cierpienia i śmierci. Dlatego też cierpienie zanurzone w ofierze Chrystusa nabiera nowej perspektywy zakotwiczonej w nadziei Zmartwychwstania i ostatecznego spełnienia w życiu wiecznym. W Chrystusie, który umarł i zmartwychwstał, ludzkość odkrywa nowy wymiar cierpienia: postrzega je już nie jako klęskę, ale jako sposobność do dawania świadectwa wiary i miłości.
Jacek miał świadomość, że życie nie jest łatwe i niesie wiele wyzwań. W liście do swej narzeczonej napisał: „Stoję przed tajemnicą swojego życia i wielu rzeczy naprawdę nie rozumiem. Ale ufam Temu, który mnie prowadzi”. Był jednak gotowy do pojęcia całego ciężaru życia, bo wierzył, że Bóg go prowadzi przez całe życie. W liście do ks. prof. Janusza Nagórnego napisał: „Własną chorobę traktuję jako niecodzienną łaskę, do przyjęcia której byłem przygotowywany dość długo. Całe moje życie (i nie jest to przesadą) od samego początku było uczeniem mnie zaufania Bogu”. Na kilka godzin przed śmiercią zostawił notatkę, w której zawarł następujące słowa: „Brak tak często głębszego spojrzenia w ten wspaniały dar Miłosierdzia Chrystusa, pozwalającego iść trudną, ale przecież zbawienną drogą krzyżową – po Jego śladach. Szkoda, że nie chcemy być świętymi”.
Reklama
Mając 17 lat napisał modlitwę, w której wyznawał i zachęcał: „Nieśmy krzyż – Panie – razem. Nieśmy go na cały świat. Niech pokryje tych, co nic nie mają. I niech będzie ich własnością”. Miał głęboką świadomość, że podjęcie krzyża jest możliwe tylko wtedy, gdy weźmie się go razem z Jezusem. Dźwiganie krzyża wiązało się z głoszeniem orędzia Zmartwychwstania całemu światu, a szczególnie wobec tych, którzy przeżywają ogołocenie zarówno materialne, jak i duchowe. Zdawał sobie sprawę z kruchości swojej kondycji, dlatego pragnął łączyć się z Jezusem niosącym krzyż, wyrażając jednocześnie pragnienie osobistego przyjęcia cierpienia.
Zdaniem Jacka, największego sensu życia należy upatrywać w Chrystusie. Pisał o tym w wypracowaniu na katechezie: „Jeżeli oprzemy się na Chrystusie, to sens życia, jakikolwiek by był, będzie zawsze jaśnieć przed nami. Musimy być silni, «silni wiarą», musimy oprzeć się na «znaku, któremu sprzeciwiać się będą». Musimy być świadkami Chrystusa”. Zawsze interpretował wydarzenia przez pryzmat Słowa Bożego, na nim się opierał i ufał głęboko, że to, co go spotyka prowadzi do coraz większego zjednoczenia z Bogiem. Nie zamykał swoich pragnień tylko w doczesnym horyzoncie, ale wierzył w ostateczne spełnienie w życiu wiecznym. Powierzał Bogu wszystkie swoje sprawy doczesne, również i te zwyczajne, codzienne, małe. Był przekonany, że Bogu należy ufać i wierzyć zawsze, nawet w trudnych i niezrozumiałych okolicznościach. Nie cenił wiary tylko ze względu na jej pożytek doczesny, ale wpatrywał się przez wiarę w Chrystusa i szedł Jego śladami, aż na Golgotę cierpienia i śmierci.
Reklama
Jego przyjaciele z lat studiów w Lublinie pozostawili o nim takie świadectwo: „Jacek nie traktował swojej drogi ku śmierci jako kresu, jako zamknięcia. Pełen zawierzenia odbierał swoją chorobę jako PASCHĘ – czyli przejście przez cierpienie i śmierć, do zwycięskiego połączenia z Chrystusem Zmartwychwstałym”. Ks. prof. Nagórny wspominając Jacka, wyznał: „W jego chorobie i potem umieraniu odkrywaliśmy piękno tego człowieka. I ja z tej drugiej perspektywy zacząłem patrzeć na to, co wcześniej mnie spotkało”.
Jacek był kimś, kto trzeźwo stąpał po ziemi. Do swoich kolegów napisał: „Nie ma nic gorszego od słodkiego i cukierkowatego mówienia o cierpieniu. Sprawia to, że dar Chrystusa jest traktowany jak frazes. Krzyż nie domaga się ornamentyki i... stawiania pytań”. Przeciwstawiał się połowiczności w przyjmowaniu krzyża. W sytuacji na pozór paradoksalnej, w której człowiek wierzący oczekuje od Boga pomyślności życia, trwał w przeświadczeniu, że Bóg przeprowadzi go przez trudne doświadczenia według swojego planu. W jednym z wypracowań szkolnych napisał: „Przeświadczenie, że Chrystus razem ze mną będzie dźwigał krzyż, jest prawdziwym sensem życia. I jestem szczęśliwy, że Pan jest ze mną”. Piętnował wszelkie postawy powierzchownego traktowania wiary, które proklamują życie, jako pasmo sukcesów i dobrobytu. Według niego, bez krzyża wszelkie działania traciły na autentyczności.
Jacek może być dla każdego chrześcijanina przekonywującym świadkiem przeżywania Zmartwychwstania Chrystusa jako źródła nadziei w trudnościach oraz ufnego kroczenia wśród rozmaitych wyzwań życiowych z głębokim przekonaniem, że Ktoś przed nami przeszedł tę drogę i odniósł zwycięstwo miłości.