Reklama

Inspirowani słowem

Konwencja

Niedziela przemyska 15/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zaśniemy pod oliwą, pamiętni laurami,

Czego obcy nie mogli, zatracimy sami

(Kazimierz Brodziński)

Dzisiejszą inspirację, trochę niegodną dnia, w którym datowana jest Niedziela, sprowokował Prezydent miasta nad Sanem. W dniu przedostatnim marca, piątkowym zresztą, inaugurowano działalność rzeszowskiej telewizji miejskiej, która od 1 kwietnia zagościła w dawnym województwie przemyskim. Ważne to medialne wydarzenie, bo może pomóc nam obserwować życie regionu przez siedemnaście godzin na dobę.

Zatem tak ważne wydarzenie, jak mi się wydaje, winno znaleźć właściwą oprawę. W Zamku Kazimierzowskim zgromadzili się rajcy miejscy i inni zaproszeni goście. Nie zauważyłem hierarchów Kościoła, a przecież to miasto metropolii. Może nie skorzystali z zaproszenia, nie wiem. Jeśli nawet tak było, to trzeba dodać: chwała Bogu. Prowadzący pięknie wprowadzili w klimat miasta cytując wiersz poetki Szymańskiej. Siedząc przed telewizorem (Niedziela nie była zaproszona) poczułem się jak na uliczkach tego pięknego grodu. Słuchając słów poetki widziałem te wieże bawiące się jak emeryci kartami, słyszałem dzwony, które nie dzwonią, ale szeleszczą, cicho wymieniając swoimi starymi sercami wieści z życia miasta. Oczekiwałem, że za chwilę już nie poeci, ale prowadzący, gospodarze miasta, ujawnią już nie poetyckim językiem, ale prozą codzienności bogactwo tego grodu. Złudne nadzieje. Konferansjerzy dostrzegli jedynie gościnność Gospodarzy, ujawnioną podczas styczniowej "sercowej" imprezy Owsiaka. Pomyślałem, obcy, rzadko bywają. Ale potem sam Pan

Prezydent objawił: tak, dzięki tej akcji Przemyśl stał się znany w świecie, w Polsce. Dalej już nie słyszałem. Może mnie ktoś posądzić o ksenofobię, ciemnogród, jego sprawa. Technologia medialna jest prosta. Na początek trzeba powiedzieć to, co najważniejsze. Bo potem słuchacz czy czytelnik może już nie czytać, słuchać. Pan Prezydent wybrał taki wariant. I teraz rozumiem dlaczego z taką łatwością wyprowadzono z tego grodu, który wydał wielkiego aktora, polityka, Orlęta Lwowskie i tylu pięknych ludzi, istotne urzędy, które mimo reformy terytorialnej mogły tu funkcjonować. Wszystko przez chocholi taniec decydentów. Kiedy już wstyd okrył oblicza uratowali złoty sznur prokuratury. To dowód, że w jedności siła.

Gubi nas konwencja. Przypodobać się tym, którzy są najważniejsi w danej chwili. Zagubić wierność wartościom trwałym, bogactwu ludzkiego potencjału.

Kiedy tak nad tym rozważałem przyszła mi na myśl ewangeliczna scena gościny Jezusa u faryzeusza Szymona (Łk 7, 36 nn).

Szymon zaprosił Jezusa. W trakcie uczty do domu wtargnęła kobieta, jak ją określił Szymon, jawnogrzesznica. Stłukła butelkę olejku i namaściła nim stopy Jezusa, potem łzami je obmyła i włosami otarła. Wzbudziło to wielką konsternację. Jezus znając ich myśli rzekł do Szymona: "Mam ci coś do powiedzenia (...) Wszedłem do twojego domu, a nie podałeś mi wody do nóg, ona zaś łzami oblała Mi stopy i otarła je swymi włosami. Nie powitałeś Mnie pocałunkiem, a ona odkąd wszedłem, nie przestała całować stóp moich...".

Tak, Szymon chciał się pochwalić wobec równych sobie, że owszem, zaprosił Jezusa, ale poniechał czynów miłości, by nie być posądzony o to, że uznaje w Jezusie Mesjasza. To byłoby źle widziane. Pozostał wierny konwencji.

To może daleka asocjacja, ale jakże obecna wśród nas wszystkich. Pamiętamy. Wielu pamięta lata, kiedy w dobrym tonie było być na nabożeństwach za Ojczyznę, pokazać się w świątyni, a więc jak Szymon - w bliskości Jezusa. Szybko o tym zapomnieliśmy. Dziś kieruje nami nie miłość, ale konwencja. Pisał Ksiądz Arcybiskup w jednym z odcinków Minął tydzień o dyrektorce szkoły, która miała odwagę powiedzieć, że dopóki ona tu będzie nie będzie w szkole zabaw w piątek. W Przemyślu nie tylko, że w piątek Wielkiego Postu zdecydowano odbyć wspomnianą wyżej uroczystość, to jeszcze zabrakło na niej słów miłości do miasta, tak bogatego w ludzi i tradycję. Jedna kapela śpiewająca nie przystające na Wielki Post kuplety, to chyba nie cały obraz miasta. Chyba, że chcemy młodym jego mieszkańcom wmówić, że to wszystko, co możemy ofiarować w ten mimo wszystko ważny dzień.

Najintensywniej radość Zmartwychwstania przeżyli ci, którzy nie zdradzili swojej miłości. To nauka, nie tylko teologiczna i kościelna. Zakochajmy się w naszych małych ojczyznach i nie ulegajmy konwencji, ale z miłością mówmy o tym, co naprawdę jest w nas, w naszych wsiach, miasteczkach i miastach piękne i godne przeniesienia w przyszłość. To dobra recepta na Zmartwychwstanie ideałów. Błogosławionych Świąt.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Zwykła uczciwość

2024-04-23 12:03

Niedziela Ogólnopolska 17/2024, str. 3

[ TEMATY ]

Ks. Jarosław Grabowski

Piotr Dłubak

Ks. Jarosław Grabowski

Ks. Jarosław Grabowski

Duchowni są dziś światu w dwójnasób potrzebni. Bo ludzie stają się coraz bardziej obojętni na sprawy Boże.

Przyznam się, że coraz częściej w mojej refleksji dotyczącej kapłaństwa pojawia się gniewna irytacja. Pytam siebie: jak długo jeszcze mamy czuć się winni, bo jakaś niewielka liczba księży dopuściła się przestępstwa? Większość z nas nie tylko absolutnie nie akceptuje ich zachowań, ale też zwyczajnie cierpi na widok współbraci, którzy prowadzą podwójne życie i tym samym zdradzają swoje powołanie. Tylko czy z powodu grzechów jednostek wolno nakazywać reszcie milczenie? Mamy zaprzestać nazywania rzeczy w ewangelicznym stylu: tak, tak; nie, nie, z obawy, że komuś może się to nie spodobać? Przestać działać, by się nie narazić? Wiem, że wielu z nas, księży, stawia sobie dziś podobne pytania. To stanie pod pręgierzem za nie swoje winy jest na dłuższą metę nie do wytrzymania. Dobrze ujął to bp Edward Dajczak, który w rozmowie z red. Katarzyną Woynarowską mówi o przyczynach zmasowanej krytyki duchowieństwa, ale i o konieczności zmian w formacji przyszłych kapłanów, w relacjach między biskupami a księżmi i między księżmi a wiernymi świeckimi. „Wiele rzeczy wymaga teraz korekty” – przyznaje bp Dajczak (s. 10-13).

CZYTAJ DALEJ

Ksiądz a media społecznościowe

2024-04-25 15:10

[ TEMATY ]

KSM

Zielona Góra

Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży

Pogadaj z Czarnym

Koło Akademickie KSM przy UZ

ks. Waldemar Kostrzewski

Katarzyna Krawcewicz

Ze studentami spotkał się ks. Waldemar Kostrzewski

Ze studentami spotkał się ks. Waldemar Kostrzewski

Gościem kwietniowego spotkania z cyklu Pogadaj z Czarnym był ks. Waldemar Kostrzewski.

24 kwietnia w sali akademika Piast (Uniwersytet Zielonogórski) odbyło się spotkanie z serii Pogadaj z Czarnym pt. „Ksiądz a media społecznościowe”. Gościem Koła Akademickiego KSM był ks. Waldemar Kostrzewski.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję