„Diament szlifuje się diamentem, a dusze - duszami” (J. Escriva). Udział w małżeńskich rekolekcjach to okazja do podwójnego szlifowania - okazja, z której
postanowiłam jednak nie skorzystać. Mąż zostawił sprawę mojej decyzji, a ja uwzględniając wszelkie nasze rodzinne niemoce, powiedziałam „nie” (w poczuciu odpowiedzialności za rodzinę?!).
Problem wydał się rozwiązany, jednak nie na długo. Lekcji odpowiedzialności za „domowokościelną” wspólnotę postanowiło mi udzielić zorientowane w naszych sprawach zaprzyjaźnione
małżeństwo. Ich telefon i zdecydowane „jedźcie” zachwiało pewnością wypowiedzianego wcześniej „nie”. Kiedy zaczęło mi brakować argumentów dla podtrzymania negatywnej
decyzji chwyciłam się ostatniego: coś się dzieje z samochodem, podróż nim to ryzyko. Usłyszałam odpowiedź: „Weźcie komórkę. Jeśli staniecie w drodze, zadzwońcie, to was doholujemy”.
Straciłam grunt pod nogami. Z niewzruszonego „nie” zrobiło się nieoczekiwane „tak”. Nastąpiła szybka zmiana planów. By tak się stało potrzebny był jednak drugi człowiek
- dwoje ludzi - ich dobra wola, życzliwość i upór - ich odpowiedzialność za nas, za nasze skołatane dusze.
Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów pokonaliśmy względnie spokojnie, lecz gdy przebyliśmy ponad połowę drogi i dalej był dom niż cel podróży, samochód zmienił się w „traktor”.
Z każdym kilometrem jechaliśmy coraz głośniej i coraz wolniej. Nie byłabym sobą, gdybym w tej sytuacji nie rozpoczęła głośnych nerwowych rozważań na temat braku odpowiedzialności
z mojej i męża strony, bo - czymże innym jak nie jej brakiem była decyzja o wyjeździe na rekolekcje „taaakim” samochodem? O odpowiedzialności
żony-pasażera za spokój męża-kierowcy w niesprzyjających okolicznościach podróży niesprawnym pojazdem oczywiście nie pomyślałam. Z biedą, spóźnieni, ale jednak dotarliśmy
na miejsce, gdzie miało się odbyć szlifowanie naszych dusz.
Każde rekolekcje mają swój temat i program oraz ludzi, którzy go realizują. Tak było i tym razem. Nad całością czuwali Jadzia i Szczepan, którzy w sierpniu
zostali wybrani parą diecezjalną naszej drohiczyńskiej wspólnoty. Już kiedyś pełnili tę funkcję. Za pierwszym razem, gdy przyjmowali posługę mogli nie do końca zdawać sobie sprawę z ciężaru
odpowiedzialności, z jaką się ona wiąże oraz jak dużym będzie obciążeniem dla ludzi świeckich, pracujących zawodowo i posiadających rodzinę. Przyjmując ją po raz drugi czynili to
na pewno bardziej świadomie, wiedząc jakie czekają ich obowiązki przez najbliższe trzy lata. A jednak zgodzili się. Ich „tak” daje do myślenia. Przypomina mi moje „nie”,
gdy nie wyraziłam zgody na kolejny rok bycia animatorem kręgu. Odpowiedzialność za wspólnotę... Jadzi i Szczepana „tak” - moja...? Nie jestem z siebie
dumna.
Katechezy o odpowiedzialności za siebie, za rodzinę, wspólnotę i Kościół prowadzili Ewa i Janusz - goście z diecezji płockiej.
Słuchając ich nie mam wątpliwości, że oboje do takiej wielowymiarowej odpowiedzialności się poczuwają. On - mąż i ojciec, a także... nadzwyczajny szafarz Eucharystii. Ona -
żona i matka, zawodowo katechetka. Oboje zaangażowani w Ruch Domowego Kościoła. Byli parą diecezjalną, animatorami, pilotują nowo powstające kręgi, uczestniczą w rekolekcjach,
a także je prowadzą. Od 13 lat godzą to wszystko z pracą zawodową i obowiązkami rodzinnymi. Ich zaangażowanie robi wrażenie.
O odpowiedzialności rozmawiamy też podczas pracy w grupach. To kameralne spotkania. Następuje wsparta modlitwą i rozważaniem Pisma Świętego wspólnotowa wymiana doświadczeń, myśli,
refleksji...
Mądra miłość to miłość odpowiedzialna. Odpowiedzialna miłość to miłość wymagająca. Jako małżonkowie musimy mądrze wymagać od siebie, od dzieci, ale i od ludzi, z którymi tworzymy
wspólnotę nie tylko Domowego Kościoła.
W każdej wspólnocie są ludzie trudni. W czasie jednego ze spotkań pada stwierdzenie, że ludzie ci są dla wspólnoty błogosławieństwem. Obcując z nimi uczymy się pokory,
cierpliwości, akceptacji, a kiedy trzeba powinniśmy się uczyć mądrego upominania - upominania w duchu odpowiedzialności za drugiego człowieka, za wspólnotę,
za Kościół, bo... dusze szlifuje się duszami.
Ks. Andrzej, nasz rekolekcyjny duszpasterz, podczas Mszy św. mówi o darze upominania. Przypomina, że sam kiedyś był upominany przez jednego z uczestników rekolekcji. Jego słowa
nie brzmią jak wyrzut - są serdeczne.
Upominanie to odpowiedzialność za słowa. Milczenie to odpowiedzialność za zaniechanie upominania.
Młody kapłan zaskakuje głębią refleksji, przekazywaniem myśli „na gorąco”, bezpośrednim kontaktem z uczestnikami Eucharystii. Jest inny i Msze św. są inne. Czujemy
się chyba bardziej niż zwykle zaproszeni do Stołu Pana. Nie ma dystansu między celebransem a rekolekcyjną grupą. Kapłan nie tyle poucza, nie tyle głosi, ile rozważa z nami i zastanawia
się z nami nad treścią Słowa Bożego i odpowiedzialnością do jakiej Bóg nas i jego powołuje. Wszystko co mówi odnosi do siebie, bo jak podkreśla, to treści i zadania
nie tylko dla nas, ale również dla niego. On też jest i musi być odpowiedzialny.
Odpowiedzialność małżonków za rodzinę jest oczywista. Jednak z codzienną jej realizacją różnie sobie radzimy, tak w szczegółach, jak i sprawach zasadniczych;
czy to z powodu własnych słabości, czy z powodu zewnętrznych przyczyn - problemów finansowych, zdrowotnych czy innych. Wiemy jak powinno być, ale co robić, gdy tak nie jest?
Trudności i kłopoty odbijają się na naszej psychice, a ta - na zachowaniach. Bywamy nie tacy jacy chcielibyśmy być.
Ks. Andrzej, snując refleksje o odpowiedzialności rzuca myśl: „Pan Bóg jest za nas odpowiedzialny”. Odpowiedzialność Stwórcy za stworzenie. Jeśli wierzę,
że Bóg jest za mnie odpowiedzialny, to Mu ufam.
Para prowadząca rekolekcje na sobotni wieczór zaplanowała nabożeństwo zawierzenia naszych rodzin Panu Jezusowi. Nabożeństwo to rzuciło całą wspólnotę na kolana. Wielu z nas przekazało w ręce
Miłosiernego troskę o nasze rodziny, to wszystko z czym sobie nie radzimy.
Nasza odpowiedzialność za Kościół wydaje się być mniej oczywista niż odpowiedzialność za rodzinę. A jednak i do niej musimy się poczuwać. Kościół to my.
Jako ludzie zgromadzeni w parafialnych wspólnotach, poddani określonej formacji, która powinna prowadzić do wzrostu wiary i dojrzałości chrześcijańskiej, powinniśmy dzielić odpowiedzialność
za Kościół i parafię z naszymi kapłanami. Wielu członków wspólnot, tych gorliwych i zaangażowanych, tak to czuje i realizuje w życiu.
Są blisko Kościoła, widzą i rozumieją jego potrzeby i trudności. I wspierają. A jednak zaangażowani w różnych wspólnotach parafianie, to wyzwanie
dla kapłanów - to ludzie gorliwi, którzy oczekują gorliwości. To ludzie oczekujący kapłana na swoich spotkaniach oraz zainteresowania tym co robią, to ludzie szukający duchowego oparcia. Nasza -
świeckich odpowiedzialność za Kościół to nie tylko konieczność obrony kapłanów, w pracy, na ulicy, czy przy biesiadnych stołach. Odpowiedzialność za Kościół to szczerość
i życzliwość w kontaktach z kapłanami, to modlitwa za nich, ale też... stawianie im wymagań - nie roszczeń i pretensji, bo tych nie udźwigną,
lecz stawianie wymagań w duchu miłości - to zupełnie inna kategoria.
Usłyszałam kiedyś w czasie kazania stwierdzenie: „Słowa pouczają, lecz przykład pociąga”. Kazanie to słowa, natomiast rekolekcje Domowego Kościoła to wiele przykładów konkretnych
ludzkich zachowań, które uskrzydlają - dodają wiary i siły, motywują do działania, zarażają Bożym szaleństwem. Potrzebujemy bodźców, by stawać się lepszymi, by działać dla dobra drugiego
człowieka. Rekolekcje tych bodźców dostarczają. Dlatego warto i trzeba w nich uczestniczyć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu