Reklama

Wierzyć w Boga i Bogu

Niedziela warszawska 8/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

- Napełnijcie stągwie wodą i zanieście staroście weselnemu - usłyszeli kiedyś słudzy w Kanie Galilejskiej polecenie nieznanego sobie bliżej mieszkańca Nazaretu i… bez słowa napełnili je i zanieśli. Zdumiewające. Zaufali Panu Jezusowi pomimo fragmentarycznej znajomości Jego osoby, kompletnego braku orientacji co do Jego misji i absurdu Jego żądania. A w tym posłuszeństwie jak wiemy, niepoślednią rolę odegrał autorytet Maryi.
To jest właśnie wiara: przyjęcie czegoś za prawdę, ze względu na autorytet mówiącego. Istotnie, wiara to inaczej odmienny sposób poznania rzeczywistości przekraczającej często poznanie rozumowe. Tym co jednak zasługuje na szczególne podkreślenie jest fakt, że słudzy z Kany, uwierzyli nie w Jezusa, w Jego Bóstwo (jeszcze Go przecież dobrze nie znali), ale Jezusowi i ten aspekt wiary chciałbym uczynić przedmiotem niniejszej refleksji.
Otóż paradoksalnie, wierzyć w Boga nie wydaje się czymś szczególnie wyjątkowym. W sposób bardzo łatwy da się to wyjaśnić głodem nadprzyrodzoności w naszych sercach: one naprawdę są stworzone na miarę nieskończoności. Tyle że to, czy Bóg, w którego się wierzy, będzie Bogiem prawdziwym, zależy już nie tylko od naszego intelektu, czyli przyjęcia czegoś za prawdę, ze względu na autorytet mówiącego, ale i woli. Nie wystarczy bowiem przyjąć do wiadomości wezwanie, pouczenie czy choćby radosną nowinę, ale trzeba według niej żyć. Oczywiście, o ile ta nowina jakieś pouczenie lub wezwanie zawiera, a przecież w wypadku Ewangelii tak jest. W przeciwnym razie, czyli jeśli wierząc w Boga, nie wierzy się Jemu, to nie człowiek służy Bogu, ale Bóg zaczyna być instrumentalnie traktowany przez człowieka.
Czy to Bogu ubliża? Oczywiście, bo On chce być kochany, a nie wykorzystywany. Jednak tak naprawdę osobą, która na takich kontaktach traci, nie jest Bóg, ale człowiek, który układa sobie i społeczności, w której egzystuje życie w półprawdzie i namiastce dobra. O tym, że tak jest, ludzkość przekonuje się co pewien czas. Zawsze, gdy wierząc w istnienie Boga, nie żyje według Jego woli. Nie ufa Mu.
Przypuszczać należy, że dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze Bóg chce dla nas szczęścia przekraczającego nasze wyobrażenia, my zaś w tej materii lubimy poprzestawać na małym, czyli tym, co zmysłowe. Po drugie, ponieważ będąc stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, jesteśmy przez Niego wezwani do współodpowiedzialności za swoje życie, a na to nie do końca mamy ochotę. Tak naprawdę, chętnie zrezygnowalibyśmy z tego, co obok innych rzecz jasna cech, odróżnia nas od zwierząt, mianowicie z pełnej odpowiedzialności za swe czyny. Czyż nie po tej linii idzie dzisiejsze bezstresowe wychowanie: „róbta co chceta” lub jak w reklamie: „słuchaj swego instynktu”? Oczywiście, ci którzy świadomie lub nie, propagują ten model życia, nie twierdzą, że jest on kompletnie pozbawiony akcentów moralnych. Przeciwnie, zawsze głosi się, że jest to dla dobra człowieka, w trosce o jego nieskrępowaną wolność. Tyle że najważniejszym elementem w tej dziwnej hierarchii wartości, jest niewłaściwie pojmowana tolerancja. Niewłaściwie, bo nawołująca do tolerowania nie tylko grzesznika, ale i jego grzechu. Błędnego sposobu zachowania. Reagować, czytaj załamywać ręce, oburzać się można dopiero po jakimś tragicznym fakcie, nigdy przed, bo przecież jest on owocem wolnego, a więc nie podlegającego krytyce wyboru człowieka.
Przykłady takiej filozofii życia można znaleźć nie tylko w dzisiejszej zdziwaczałej sztuce, która nie szuka piękna, lecz stara się jedynie szokować, ale także w informowaniu o rzeczywistości nas otaczającej. Wystarczy uważnie oglądać telewizyjne wiadomości, gdzie często w sposób radosny, luźny, podaje się najpierw informacje propagujące pewne style życia, zachowania, kompletnie bez żadnego odniesienia do wartości moralnych, by właściwie natychmiast potem, z bólem i oburzeniem informować o tragicznych skutkach takiego życia i udawać, że między jednym a drugim nie ma żadnego związku.
To wszystko stwarza, żeby nie powiedzieć: „produkuje” ludzi bez pamięci, odpornych na właściwą hierarchię wartości oraz rozumowe argumenty. Jednym słowem: ludzi co prawda nie ślepych na Boga, ale głuchych na Jego wolę. I w ten sposób, to czego za komuny z Polakami nie dokonał alkohol, dziś dokonuje nasza pogoń za tym, co zmysłowe oraz kompletny bzik na punkcie wolności rozumianej jako swawola.
Tak, człowiek chce usilnie zrzucić z siebie towarzyszący mu dramat, czyli konieczność podporządkowania swej wolności objawionej mu prawdzie. A wszystko to, na rzecz takiego sposoby życia, gdzie to jego wolny wybór tworzy prawdę, tworzy wartości. Ale jak łatwo zauważyć, jest to dokładne powielenie grzechu pierworodnego i to w najczystszej postaci. Jak się nam żyje po tym pierwszym, wszyscy wiemy. Że też tęsknimy za jego powtarzaniem.
Ratunkiem jest wiara, ale nie tylko „w Boga”, bo tak wierzy 90% Polaków i często niewiele z tego wynika, ale „Bogu”. Pan Jezus powiedział: Kto Mnie widzi, widzi i Ojca. Oznacza to, że przyjęcie nie tylko Jego słów, ale i sposobu życia, jest odpowiedzią na Boży plan względem człowieka i jednocześnie drogą prowadzącą do prawdziwego i trwałego szczęścia. Tego wszyscy pragniemy, tyle że Chrystus Pan, nie był „tolerancyjnie corect” w każdej sytuacji. Litując się nad grzesznikami, nie akceptował ich grzechów i zdecydowanie ganił ich za nie. Jezus po prostu prawdziwie, czyli bezinteresownie kochał, a było tak dlatego, że o swym programie zwykł mówić, że nie jest nim Jego wola, ale wola Ojca. Dobrze to zrozumiał św. Augustyn, który miał powiedzieć: „Moja miłość to mój ciężar, mnie unosić będzie to, co odważę się udźwignąć”.
Słudzy z Kany Galilejskiej uwierzyli Jezusowi. Zachowali się w sposób absurdalny nawet dla samych siebie i …ujrzeli cud. Więcej, prawdopodobnie przeżyli go najgłębiej ze wszystkich obecnych na weselu. Czy możemy powiedzieć, że z nami jest podobnie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ksiądz Popiełuszko wciąż mówi

2025-09-13 19:37

[ TEMATY ]

bł. Jerzy Popiełuszko

bł. ks. Jerzy Popiełuszko

dr Milena Kindziuk

Tomasz Wesołowski

Święci nie odchodzą w ciszę. Oni przemawiają – czasem cicho, czasem z mocą, która wstrząsa sercem. Taki jest ks. Jerzy Popiełuszko, którego 78. rocznica urodzin przypada 14 września.

W tę niedzielę warto zatrzymać się nad jego historią, która nie kończy się na męczeńskiej śmierci w 1984 roku. Ks. Jerzy wciąż żyje – nie tylko w pamięci, ale w swoich pismach, łaskach i cudach, które jak iskry rozpalają wiarę na całym świecie. Jego kazania, pełne odwagi i prawdy, nadal brzmią aktualnie, wzywając do miłości i oporu wobec zła. Wierni opowiadają o łaskach wyproszonych za jego wstawiennictwem – uzdrowieniach, nawróceniach, chwilach, gdy jego obecność zdaje się niemal namacalna. 14 września, wspominając jego narodziny, zatrzymajmy się nad tym dziedzictwem. Ks. Jerzy wciąż mówi, przypominając, że jego ofiara nie była końcem, lecz początkiem drogi, która prowadzi do Boga.
CZYTAJ DALEJ

Święto Podwyższenia Krzyża Świętego

14 września 335 r. dokonano konsekracji Bazyliki Zmartwychwstania, którą wybudował cesarz Konstantyn blisko miejsca ukrzyżowania Chrystusa. Od tego czasu Wschód chrześcijański obchodził tego dnia uroczyste święto na cześć Krzyża Zbawiciela.

Krzyż jest miejscem zwycięstwa Chrystusa. Z wysokości Krzyża Jezus pociąga do siebie wszystkich grzeszników (zob. J 12, 32) i objawia im miłość Ojca, który Go posłał. Oddając na nim ostatnie tchnienie, ofiarował się jako żertwa przebłagalna za grzechy całego świata i oddał chwałę Ojcu z wszystkimi, których zbawił.
CZYTAJ DALEJ

Łódź: Franciszek Run – pax ed bonum

2025-09-14 11:16

[ TEMATY ]

archidiecejza łódzka

Piotr Drzewiecki

Franciszek Run – pax ed bonum

Franciszek Run – pax ed bonum

Parafia św. Franciszka z Asyżu w Łodzi już po raz drugi zorganizowała bieg „Franciszek Run – pax ed bonum”, którego ideą jest szerzenie pokoju i dobra.

W sobotnim biegu ulicami Rokicia wzięłu udział ponad pięćdziesięciu biegaczy – dzieci, młodzieży i dorosłych oraz blisko dwudziestu miłośników nordic-walkingu. Biegacze wystartowali w kilku kategoriach wiekowych, z podziałem na kobiety i mężczyzn. Mieli do pokonania dystans 7,5km, będący tzw. dawną milą polską. - Drugi bieg parafialny „Franciszek Run pax et bonum” to nasz czas na świętowanie sportowe. Dołącz do naszego biegu – pobiegnijmy jak wiatr, w duchu wspólnoty i wiary, z radością z ruchu, wdzięcznością za to co mamy! Chcemy zintegrować się z naszymi parafianami i zaprosić ich do parafii jak do domu! – zachęcał do wspólnego biegania ks. Andrzej Michalak, proboszcz parafii św. Franciszka z Asyżu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję