Reklama

Dwa łyki polityki

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Chcemy czy nie, otacza nas zewsząd. Trudno żeby było inaczej, skoro z samej definicji wynika, że polityka jest działalnością dotyczącą stosunków między warstwami społecznymi, państwami i narodami, związaną z walką o zachowanie lub zdobycie władzy państwowej jako narzędzia regulacji i kształtowania tych stosunków.
Głównym podmiotem polityki jest państwo. Odpowiednio do dziedziny działalności państwa rozróżnia się politykę wewnętrzną, zagraniczną, ekonomiczną, kulturalną, oświatową, wyznaniową, społeczną itp. Polityką społeczną nazywamy celową aktywność państwa w dziedzinie kształtowania warunków życia i pracy ludności oraz stosunków międzyludzkich w celu maksymalnego zaspokojenia potrzeb indywidualnych i zbiorowych.
Jak wynika z powyższego, każda sfera ludzkiego życia poddana jest wpływom lub wprost zależy od określonego rodzaju polityki. I od tej wielkiej, międzynarodowej, która wskutek procesów globalizacji przybliża się i wbrew pozorom dotyka i uzależnia każdego z nas oraz od tej bliższej, państwowej czy lokalnej.
Nie sposób racjonalnie oceniać teraźniejszości i prognozować przyszłości w oderwaniu od polityki. Jeżeli tak, to naturalną wydaje się skłonność zainteresowania polityką, jak też uzasadniona wydaje się potrzeba kształtowania i decydowania o jej jakości. Tymczasem w powszechnym odczuciu dzieje się ona poza czy ponad człowiekiem i służy niezrozumiałym, często podejrzanym celom, które z pojęciem tak zwanego dobra wspólnego mają niewiele wspólnego. Przetacza się jak nieprzyjazny żywioł, którego ani powstrzymać ani zawrócić nie można. W jego nurcie topią się nasze sprawy, a ludzkie oczekiwania i nadzieje, wydaje się, nie mają najmniejszego znaczenia. Pozbawieni wpływu na bieg zdarzeń, bezsilni wobec jakichś zjawisk, odcinamy się od nich, stajemy z boku nieufni, czasami wrodzy, w najlepszym razie obojętni i obcy. W podobny sposób traktujemy sprawców czy promotorów tych zjawisk (czytaj polityki), tym bardziej że coraz większa jawność spraw publicznych wcześniej czy później demaskuje ich prawdziwe intencje. Istnieje wiele powodów, które zniechęcają do polityki. Bez wątpienia podstawowym z nich jest fakt, że nie wyrasta z prawdy, lub w dowolny sposób manipuluje tą wartością.
Od pewnego czasu jesteśmy świadkami międzynarodowego spektaklu, dzięki któremu opinia publiczna przekonała się, że rzeczywiste powody wojny w Iraku, oględnie mówiąc, rozmijają się z prawdą. Uzasadnieniem agresji miało być obalenie reżimu, który rzekomo zagrażał światu arsenałem broni chemicznej. Dość znamienna była telewizyjna relacja, w której pokazano jak Colin Powell w obliczu Rady Bezpieczeństwa prezentuje planszę z zaznaczonymi miejscami produkcji i składowania tej broni. Póki co przekopano kawał pustyni, spenetrowano wszystkie możliwe schowki, w jakiejś dziurze znaleziono nawet Husajna, ale ani jednej bomby. Bezskuteczność poszukiwań potwierdziły wszystkie możliwe komisje, z raportów których wynika brak powodów wzniecenia konfliktu, który był i jest powodem śmierci i cierpienia setek ludzi. Inaczej mówiąc, zafałszowane zostały motywy, dla których wywołano wojnę, posłużono się nieprawdą czy jak kto woli kłamstwem. Prezydent Bush w widoczny sposób zatracił pewność siebie, jest wyraźnie zakłopotany i gorączkowo szuka kozła ofiarnego, na którego mógłby zrzucić winę. Już nie odwołuje się do swoich racji, lecz mówi, że został wprowadzony w błąd. Nasza spolegliwość wobec Wielkiego Brata sprawiła, że uczestniczymy także w wydarzeniu o podejrzanej i niezbyt jasnej genezie. A przecież każdy z nas chciałby mieć głęboką, niczym nie zmąconą świadomość, że obecność Polski w Iraku to udział w słusznej, uczciwej sprawie. Włodarze naszej polityki zagranicznej proponują teraz jakby inną optykę widzenia, według której Polska uczestniczy teraz w misji stabilizacyjnej, pomada w konstytuowaniu nowej demokratycznej rzeczywistości, zaznacza na mapie świata swą obecność, co w efekcie ma nam przysporzyć uznania i prestiżu, a także wymiernych korzyści. Jeśli chodzi o tę sferę, oczekiwania i nadzieje spaliły na panewce. Firmom polskim trudno załapać się na korzystne kontrakty przy odbudowie, Amerykanie ani myślą pofolgować restrykcjom wizowym, a najważniejsi partnerzy w Unii Europejskiej, czyli Francja i Niemcy, nadal się boczą. Zatem nowa retoryka polityczna, która z założenia ma zjednać opinię publiczną, wobec zaistniałych faktów jest mało przekonująca i nie budzi zaufania. Właśnie argumentacja i cały wachlarz zabiegów dyplomatycznych, obietnic bez pokrycia, wyrafinowanych lub cynicznych podstępów użytych dla zdobycia publicznego poparcia są kolejnym powodem, który odstręcza od polityki, tym bardziej jeżeli na jaw wychodzą rzeczywiste intencje. Istnieje wiele przykładów na to, że politycy różnej rangi hołdują zasadzie „cel uświęca środki” może dlatego, iż po osiągnięciu zakładanego celu rzadko kiedy ponoszą odpowiedzialność za użyte środki nawet te z pogranicza nadużyć czy przestępstwa. Na początku drogi zwykle potrzebna jest akceptacja, dlatego wszelkimi sposobami o nią się zabiega, a potem zwycięzców nikt nie poważy się sądzić.
Kilka miesięcy temu w artykule pt. Moja wojna pisałem o społeczeństwie Iraku w oparciu o relację kolegi Irakińczyka. Z opowieści o stosunkach tam panujących wyłonił się obraz narodu, który mimo despotycznych rządów w większości popierał dyktatora. Chociaż Husajn został obalony i zdegradowany do dzisiejszego dnia ma gorących zwolenników, którzy są źródłem oporu. W opowiadaniu kolegi znalazły się fragmenty, które pokazują metody, jakimi dyktator przywiązał do siebie ludzi. Kiedy w 1978 r. znacjonalizowany został przemysł naftowy, a Irak stał się wielkim eksporterem ropy, kraj utonął w petrodolarach. Z roku na rok było ich więcej. Gigantyczne pieniądze stały się źródłem dobrobytu, splendoru i gry politycznej, która zwykłego Irakijczyka trwale wiązała z władcą. Na przykład, w każdym zakładzie pracy funkcjonował system zapomóg przeznaczonych dla każdego pracownika. Wysokość pożyczki sięgała pięciokrotnego miesięcznego wynagrodzenia i można ją było otrzymać w każdej chwili. Przy najbliższym święcie umorzeniu ulegała połowa kwoty, a z okazji urodzin Husajna całość. Kolejnym sposobem kupowania uwielbienia i oddania ludzi stała się powszechna praktyka wizyt specjalnej komisji w domach zwykłych Irakijczyków. Czasem w otoczeniu ochroniarzy pojawiał się tam sam przywódca. Celem odwiedzin było zlustrowanie warunków, w jakich żyje rodzina i czego jej brakuje. Umyślny spisywał rejestr potrzeb, które niezwłocznie uzupełniano. Dzisiaj, zmanipulowani kiedyś ludzie gotowi są oddać życie za wizję, która minęła bezpowrotnie.
Z perspektywy zewnętrznej polityki pora spojrzeć na własne podwórko. W kilku ostatnich wystąpieniach prezydent Kwaśniewski wyraził swoje ubolewanie i zdumienie wobec faktu, że społeczeństwo polskie, które z taką determinacją walczyło o demokrację, dzisiaj w coraz większym stopniu ignoruje procesy demokratyczne. Głównie chodziło o malejące uczestnictwo w wyborach. Można było w kontekście wypowiedzi doszukać się nawet akcentu pretensji. Tyle tylko, że należałoby skierować ją nie do rodaków, bo na nich trudno się obrażać lecz w kierunku tzw. klasy politycznej. Celowo piszę tak zwanej, gdyż w rzeczywistości nowoczesna odpowiedzialna klasa polityczna w naszym kraju nie istnieje, a jeżeli już, to jest bardzo chora. Jeżeli taką tezę uzna ktoś za nadużycie i przesadę, proponuję posłuchać tych polityków, którzy z zażenowaniem i skruchą biją się w piersi. Spoglądając na scenę polityczną widzi się głównie spryciarzy i cwaniaków różnej maści, którzy specjalizują się w lawirowaniu wśród układów i zależności przede wszystkim po to, by zachować swoją pozycję. W razie potrzeby bez skrupułów zmieniają barwy klubowe i w nowym upierzeniu uprawiają swą cyniczną grę. Jeżeli wyborca od kilkunastu lat ogląda te same lub podobne twarze, jeżeli nadal poddawany jest torturom dawno wypłowiałej frazeologii, to czy potrafi wskrzesić nadzieję i uwierzyć, że cokolwiek może się zmienić. Znam takich, którzy trwonili kredyt zaufania głosując na przestrzeni lat na wszelkie konfiguracje od lewej do prawej strony i z powrotem. Efekt wciąż był ten sam. Rozczarowanie. Dzisiaj ludzie słuchając nawet najbardziej błyskotliwego tokowania na forum parlamentu czy gdzie indziej, zniechęceni machają ręką. Rodacy już nie wierzą. A politycy wpływowi i zasobni trwają w przeświadczeniu o swojej wyjątkowości. Nie przypominam sobie, by któryś z nich przyznał się do politycznej porażki, nieskuteczności czy niekompetencji i dobrowolnie zszedł ze sceny. Prawdopodobnie wpływ na taki stan rzeczy ma przepaść, która dzieli scenę polityczną od szarej ulicy. Na górze słabo słychać tak skargę, jak i krytykę, a ta najbardziej nawet uzasadniona nie powoduje żadnej odpowiedzialności.
Dość regularnie oglądam w telewizji relacje z sejmowych obrad i z przerażeniem odkrywam nową kategorię polityków, którzy skutecznie uzupełniają ten ponury obraz. Nieznane, świeże twarze powinny napawać otuchą i w skostniałą strukturę zawodowców tchnąć optymizm. Tymczasem prowokują pytanie, jakim cudem, jakim sposobem, a w końcu z jakim skutkiem reprezentować będą naród ludzie, którym wyraźną trudność sprawia poprawne odczytanie byle interpelacji. Bełkotem i jąkaniem dowodzą, że nie mają pojęcia o co chodzi w prezentowanym tekście. Mozolne dukanie prostych stylistycznie, niewyszukanych treści pokazuje dwie rzeczy. Po pierwsze, że tekst nie jest ich autorstwa, po drugie, że tak nadają się do polityki, jak i gramatyki. Te przykre uwagi nie wzięły się z powietrza. Są pokłosiem obserwacji, społecznej opinii, a także rzadkiej i nieśmiałej poselskiej samokrytyki. Jakkolwiek uogólnianie pewnych zjawisk nie służy prawdzie, przesadna powściągliwość i łagodność również takiej funkcji nie spełnia. Pomimo, że tekst jest cierpki i mało zachęcający, jego intencją nie może być promocja bierności czy braku aktywności w sferze działalności społeczno-politycznej. Nie ma i nie powinno być takiego powodu, który by pętał osobiste zaangażowanie. Z tym, że efektów należy oczekiwać wówczas, kiedy energię skupimy nie na sprawach odległych, a często nieosiągalnych, lecz bliskich, lokalnych. Powiedziałbym, że skoro żyjemy w społeczeństwie współzależni i współodpowiedzialni mamy obowiązek reagować na wszelkie zjawiska, które w naszym środowisku zachodzą, w tym polityczne. Problem leży w tym, jaki powinien być charakter osobistego zaangażowania i udziału. Nie rezygnując z patrzenia na ręce ludziom, którzy w naszym imieniu podejmują decyzje, nie ulegać pokusie łatwego krytykanctwa, które przeszkadza, destabilizuje, a często niszczy. Jeżeli krytyka, to konstruktywna, która oprócz dostrzegania wad potrafi wskazać rozwiązania. Świadome uczestnictwo w życiu społeczno-politycznym stawia przed każdym z osobna określone wymagania. Przede wszystkim należy wyzbyć się uprzedzeń do ludzi, którzy z racji kompetencji, umiejętności czy społecznego wyboru kreują rzeczywistość. Wówczas dużo łatwiej o obiektywną bliską prawdy ocenę. Jeżeli dostrzegamy efekty, powinniśmy tworzyć pozytywną atmosferę, dbać o warunki sprzyjające utrwalaniu osiągnięć i na miarę swoich możliwości wspierać, promować i uczestniczyć w każdym elemencie rozwoju. Nie jest to zadanie łatwe, gdyż przesłania je często niechęć do człowieka, urojona czy rzeczywista postawa opozycyjna, w końcu zwykła ludzka zawiść. Gdy uda się wspiąć ponad te ograniczenia to znaczy, że osiągnęliśmy poziom dojrzałości obywatelskiej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Wojciech

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 30

[ TEMATY ]

św. Wojciech

T.D.

Św. Wojciech, patron w ołtarzu bocznym

Św. Wojciech, patron w ołtarzu bocznym

29 kwietnia 2019 r. – uroczystość św. Wojciecha, biskupa i męczennika, głównego patrona Polski

W tym tygodniu oddajemy cześć św. Wojciechowi (956-997), biskupowi i męczennikowi. Pochodził z książęcego rodu Sławnikowiców, panującego w Czechach. Od 16. roku życia przebywał na dworze metropolity magdeburskiego Adalberta. Przez 10 lat (972-981) kształcił się w tamtejszej szkole katedralnej. Po śmierci arcybiskupa powrócił do Pragi, by przyjąć święcenia kapłańskie. W 983 r. objął biskupstwo w Pradze. Pod koniec X wieku był misjonarzem na Węgrzech i w Polsce. Swoim przepowiadaniem Ewangelii przyczynił się do wzrostu wiary w narodzie polskim. Na początku 997 r. w towarzystwie swego brata Radzima Gaudentego udał się Wisłą do Gdańska, skąd drogą morską skierował się do Prus, w okolice Elbląga. Tu właśnie, na prośbę Bolesława Chrobrego, prowadził misję chrystianizacyjną. 23 kwietnia 997 r. poniósł śmierć męczeńską. Jego kult szybko ogarnął Polskę, a także Węgry, Czechy oraz inne kraje Europy.

CZYTAJ DALEJ

Z Czech przez Polskę do nieba

Niedziela Ogólnopolska 16/2018, str. 20-21

[ TEMATY ]

św. Wojciech

Tadeusz Jastrzębski

Św. Wojciech nauczający z  łodzi, malowidło ścienne. Chojnice, kościół pw. św. Jana Chrzciciela

Św. Wojciech nauczający z  łodzi, malowidło ścienne. Chojnice, kościół
pw. św. Jana Chrzciciela

Urodził się zaledwie 10 lat przed chrztem Polski. Śmierć męczeńską poniósł już jednak w czasach, kiedy nad Wisłą władcy zdawali sobie sprawę ze znaczenia świętych relikwii. Czy Polska byłaby dziś tym samym krajem, gdyby nie św. Wojciech, jego związki z naszym państwem oraz przyjaźń z cesarzem?

Św.Wojciech został biskupem Pragi jako 27-letni mężczyzna. Jak podają jego biografowie, do katedry miał wejść boso, co prawdopodobnie symbolizowało ewangeliczną prostotę przyszłego męczennika. Potwierdzeniem tej tezy są inne historyczne źródła, według których wiadomo dziś ponad wszelką wątpliwość, że Wojciech nie dysponował wielkim majątkiem. To, co posiadał, miało służyć sprawowaniu kultu, zaspokajaniu potrzeb miejscowego kleru oraz jego osobistemu utrzymaniu.

CZYTAJ DALEJ

Wierność i miłość braterska dają moc wspólnocie

2024-04-23 13:00

Marzena Cyfert

Rejonowe spotkanie presynodalne w katedrze wrocławskiej

Rejonowe spotkanie presynodalne w katedrze wrocławskiej

Ostatnie rejonowe spotkanie presynodalne dla rejonów Wrocław-Katedra i Wrocław-Sępolno odbyło się w katedrze wrocławskiej. Katechezę na temat Listu do Kościoła w Filadelfii wygłosił ks. Adam Łuźniak.

Na początku nakreślił kontekst rozważanego listu. Niewielkie, lecz bogate miasteczko Filadelfia zbudowane zostało na przełęczy, która stanowiła bramę do głębi półwyspu. Było również bramą i punktem odniesienia dla hellenizacji znajdujących się dalej terenów. Mieszkańcy Filadelfii mieli więc poczucie, że są bramą i mają misję wobec tych, którzy mieszkają dalej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję