Pewnego słonecznego dnia do sklepu przyszła starsza kobieta. Idąc powoli pośród sklepowych półek, robiła świąteczne zakupy. Zbliżała się rocznica jej 85. urodzin. Wiedziała, że tego dnia odwiedzą ją bliscy
i znajomi. Swoje urodzinowe przyjęcie zorganizowała w pięknym ogrodzie, który specjalnie na tę okazję świątecznie udekorowała. Wszystko było przygotowane i w jednej chwili na bezchmurnym niebie pojawiło
się kilka ciemnych chmur. Po chwili zaczął padać straszny deszcz, rozpoczęła się burza. Starsza kobieta, najszybciej jak mogła, starała się wszystko poznosić do domu. Jednak wiedziała, że z jej przyjęcia
w ogrodzie nic nie wyjdzie. Przybywający z opóźnieniem goście dziwili się pogodzie, zastrzegając, że miała być piękna i bezdeszczowa. „Dałabym sobie rękę uciąć, że zapowiadali dziś słońce”
- zarzekała się jedna z koleżanek jubilatki. Uśmiechając się, kobieta powiedziała: „Co Pan Bóg dał, trzeba przyjąć. A czy ktoś z was pamiętał dziś, aby pomodlić się o lepszą pogodę?”.
Nastała cisza - nikt się nie modlił!
Często bywa podobnie także w naszym życiu. Najpierw planujemy wielkie rzeczy, później dążymy do ich jak najlepszej realizacji, a kiedy coś stanie nam na drodze, staje się naszym wrogiem numer jeden.
Jak często nasze plany są dalekie od planów Boga i jak rzadko pytamy Boga o Jego plany wobec nas. Często mamy do czynienia z podwójną osobowością. Kiedy jesteśmy w Kościele, wówczas modlimy się, wsłuchujemy
w słowa Ewangelii, słuchamy kazania, nawet idziemy do spowiedzi. Jednak pierwszą rzeczą, jaka nam przychodzi do głowy po wyjściu z kościoła, jest krytyka innych: „Ksiądz mówił za długie kazanie,
dzieci sąsiadów płakały, ktoś zapomniał włączyć klimatyzację i w dodatku ta kobieta jest koszmarnie ubrana”. Żegnając się z wychodzącymi z kościoła wiernymi, często słyszę tego typu uwagi wypowiadane
do przyjaciół czy członków rodziny jeszcze w jego obrębie. Stanowi to podstawę do pytania: jak ja przeżywam Liturgię eucharystyczną i jak ona wpływa na przemianę mojego życia? Jezus wielokrotnie przynagla
nas w Ewangelii do tej przemiany. Jednak wielu z nas nauczyło się traktować Ewangelię nie jako słowo Jezusa, ale jak historię, jedną z wielu, kilkadziesiąt razy już usłyszaną w ciągu życia. I choć słyszymy
ją tyle razy, to jednak zamiast wydawać plon w postaci dobrych czynów i poprawy życia, zdajemy się pytać: czy tym razem nie mogliby przeczytać czegoś innego?
Po zamachach 11 września, będąc jeszcze w Polsce, często spotykałem się z pytaniem, dlaczego Bóg dopuścił do tej tragedii. „Bóg przecież jest Miłością” - słyszałem. Tłumaczyłem,
że współczesny świat ma to do siebie, że na wszystkie możliwe sposoby stara się lekceważyć Boga i Jego przykazania. Dziś ludzie wyrzucają Boga ze szkół, szpitali, domów opieki. Wielu ludziom przeszkadza
krzyż na osiedlach i skrzyżowaniach ulic. Lekarze starają się zastąpić Boga, decydując, czy i kto powinien się narodzić i kiedy ktoś powinien umrzeć. Świat dziś walczy z Bogiem. A Bóg jest gentlemanem,
niechciany czeka na nasze nawrócenie, lecz nie narzuca się. I właśnie owo odrzucenie Boga przez świat niesie za sobą katastrofy, ataki terrorystyczne i wojny. O konsekwencjach naszego złego postępowania
uczyła już Maryja w Fatimie w 1917 r., kierując do trójki dzieci swoje orędzie pokoju. Wielu odchodziło wówczas sfrustrowanych, wielu próbowało bronić świata, inni zrozumieli. Lecz czy ktokolwiek
podjął trud przemiany swojego życia - tego nie wiem. Jednak jeszcze raz Jezus nawołuje nas do nawrócenia, czeka, aby z wiarą przyjąć Jego wolę i zacząć przemianę świata - najlepiej od siebie
samego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu