Od przyszłego roku rząd planuje zmianę systemu finansowania usług medycznych. Przyjrzyjmy się zatem najistotniejszym elementom planowanych zmian.
Obecnie wszyscy obywatele (poza rolnikami) płacą podatek na służbę zdrowia, zwany fałszywie „składką na ubezpieczenie zdrowotne (składka jest dobrowolna). Podatek ten stanowi ok. 8% dochodu
i są z niego finansowane wszystkie usługi medyczne, świadczone przez państwową służbę zdrowia. Pracownikom najemnym jest on potrącany przy wypłacie pensji. Od nowego roku wszystkie świadczenia medyczne
dostępne w państwowej służbie zdrowia podzielone zostaną na trzy grupy. Pierwsza grupa świadczeń finansowana będzie nadal w całości ze wspomnianego podatku - przy czym jest bardzo prawdopodobne,
że będzie to nader skromna pula świadczeń, a wysokość tego podatku ulegnie zwiększeniu: za większe pieniądze podatkowe (więc przymusowo ściągane: czy się choruje, czy nie...) dostępne będzie szalenie
skromne minimum usług zdrowotnych. Drugą grupę świadczeń stanowić mają usługi częściowo odpłatne; mówiąc ściślej: płatne dodatkowo, poza wspomnianym już podatkiem, z kieszeni pacjenta - tyle, że
nie w całości wyliczonego kosztu usługi. I tu spodziewać można się rosnącej odpłatności, przy minimalizowaniu ilości wchodzących do tej grupy usług. Trzecią wreszcie grupę stanowiłyby usługi całkowicie
dodatkowo (poza podatkiem) płatne.
Czy projektowana reforma jest więc jakimś istotnym odejściem od dotychczasowej, z gruntu socjalistycznej zasady finansowania lecznictwa, która tak jaskrawie nie sprawdziła się? Sądzę, ze dopóki zachowany
będzie ów podatek zdrowotny (zwany zwodniczo „składką”) w nie zmniejszonej wysokości - istota systemu nie zostanie zmieniona, a wcześniej czy później w dwóch pierwszych grupach usług
medycznych wystąpią stare, bolesne i dokuczliwe problemy. Pytanie: „Jeśli to jest takie dobre, to dlaczego to jest przymusowe?” - pozostanie aktualne, a odpowiedź z „solidaryzmu
społecznego” pozostanie niewystarczajaca; raz dlatego, że solidaryzm powinien być dobrowolny (jako wymuszony traci swój walor moralny), po wtóre - rozwiązanie takie sprzyja z gruntu nieuzasadnionym
roszczeniom finansowym jednych obywateli wobec drugich. Przy takim systemie finansowania służby zdrowia ponadto zachowane zostają nadal olbrzymie możliwości żerowania biurokracji, zawiadującej tym systemem,
na strumieniu podatkowych pieniędzy, co już dobrze znamy z dotychczasowych doświadczeń... Pozostaje jeszcze niebywale skomplikowana - i praktycznie nierozwiązywalna... - kwestia „przydziału”
poszczególnych usług medycznych do określonej grupy oraz całkiem już abstrakcyjna ich wycena, jeśli abstrahować od wolnorynkowego kształtowania się cen.
Wydaje się, że przy coraz większej ilości towarzystw ubezpieczeniowych i ustanowieniu jeszcze większych preferencji podatkowych dla działalności charytatywnej - perspektywiczne ustanowienie
dobrowolności ubezpieczeń zdrowotnych nie naruszałoby niczyich dóbr, poza interesami biurokracji, zawiadującej „podatkową” częścią medycznych usług.
Pomóż w rozwoju naszego portalu