Gdyby postawić pytanie: „czego słuchamy każdego dnia?”, znalazłoby się zapewne wiele odpowiedzi: „radia, telewizji, płyt, ludzi (znajomych i nieznajomych), słów, które zostały skierowane bezpośrednio do nas i tych, które tylko nas mijają, mknąc do innych uszu, etc.”.
Wsłuchujemy się w otaczający świat, starając się wyłapać wszystkie dźwięki, które znalazły się na drodze, po której stąpamy. Mimowolnie, nawykowo staramy się usłyszeć, to co odbywa się „na zewnątrz”. Niestety coraz rzadziej i mniej chętnie, coraz bardziej nieporadnie wsłuchujemy się we własne wnętrze.
Czas staje się zbyt cenny, by poświęcać go na spotkania z samym sobą, własnymi myślami, rozterkami. Zbyt się śpieszymy, by w milczeniu zadać samemu sobie pytania odnośnie do własnego życia, postępowania, obranej drogi i by samemu spróbować sobie na nie odpowiedzieć.
W okresie poprzedzającym wielkie święta (Boże Narodzenie, Wielkanoc) w kościołach katolickich prowadzone są rekolekcje o charakterze zbiorowym. Stają się one bodźcem do przemyśleń, analiz, refleksji. Może warto byłoby również, nie tylko na okoliczność świąt, odbywać co pewien czas rekolekcje z samym sobą. W domu, w otoczeniu przyrody, w półmroku bądź w pełnym świetle. Możliwości istnieje tyle, ilu ludzi. Każdy może je organizować wedle własnych potrzeb. Są w pełni zindywidualizowane, tak aby korzystający z nich mogli czuć się swobodnie.
I co robić wtedy, gdy już stworzymy sobie odpowiednią atmosferę? Skupić się maksymalnie, wytężyć wszystkie zmysły i w napięciu spróbować rozszyfrować własne wnętrze? Nie, taki wysiłek nie prowadzi do niczego poza zmęczenieniem, wyczerpaniem i w efekcie zniechęceniem. Trzeba się odprężyć, zaczerpnąć głęboki oddech, przywołać na usta uśmiech jako znak akceptacji własnego towarzystwa, słowem zaufać sobie. Można spojrzeć do lustra, by dokładniej poczuć „z kim” rozmawiamy, a można też odrzucić zwierciadełko i zatrzymać wzrok na falujących od wiatru konarach drzew lub zapatrzeć się w sunące po niebie chmury, których kształty zmieniają się jak w kalejdoskopie i zaczekać, cierpliwie, aż refleksje pojawią się same. Należy uważać, by własnym, wewnętrznym niepokojem i pośpiechem ich nie spłoszyć.
Następnie wypadałoby je przeanalizować. Spokojnie, bez wymówek, bez sztucznej i panicznej próby wytłumaczenia się i usprawiedliwienia za wszelką cenę. W tym momencie nie ma na to miejsca. Nie należy się bronić przed przyznaniem się do własnej winy, przed wytknięciem sobie błędów i przywar. Przy okazji takiego rozrachunku z tym co sprawia, że tak często „potykamy się” na drodze naszego postępowania, nie należy ograniczać się do odnajdywania wyłącznie cudzych słabości, bowiem jedynym trafnym rozwiązaniem jest zidentyfikowanie własnych ułomności i próba znalezienia stosownego remedium.
Nie twierdzę, że jest to łatwe. Wręcz przeciwnie, to bardzo skomplikowane i odpowiedzialne zadanie, ale rzetelne wykonanie go może stać się źródłem pożytku i wewnętrznej satysfakcji. Uszlachetnia i sprawia, że „przejmujemy stery” nad samymi sobą, zyskując umiejętność kierowania swoim postępowaniem.
Takie dobrowolne, indywidualne rekolekcje uczą czytać - czytać własne wnętrze. Pozwalają dostrzec to, co piękne i warte pielęgnowania i rozwijania, a zarazem i to, co należy zmienić bądź wyeliminować. Dają poczucie wolności i swobody oraz świadomość, że zawsze jest przynajmniej jedna osoba, która mnie wysłucha i postara się pomóc w pokonaniu moich słabości - „ja sam”, a to już bardzo wiele.
Pomóż w rozwoju naszego portalu