Zaraz po wyjściu z kościoła Świętej Trójcy grupa amerykańskich dzieci, najprawdopodobniej najmłodszych uczniów tamtejszej szkoły, trzymając w rękach biało-czerwone i biało-żółte flagi skandowała: „John Paul II, we love you”.
Uczestnicy Marszu nieśli flagi, transparenty, portrety Papieża, świeczki. Żałobny kondukt otwierał krzyż. Zaraz za nim szedł ks. Stanisław Jankowski.
- Skąd pomysł takiego Marszu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. Stanisław Jankowski: - Czując się częścią Polski, nie sposób, abyśmy nie dołączyli do tych rzesz pielgrzymów, którzy gromadzili się w różnych częściach naszego kraju. Od początku wszyscy z nas modlili się nad tym pomysłem. Cały czas trwamy w żałobie.
- Jako przewodnik grupy, maszeruje Ksiądz na jej początku, tuż za krzyżem. Z tyłu widać niekończącą się rzekę ludzi. Czy spodziewaliście się takich tłumów?
- Spodziewaliśmy się ok. 3 tys. ludzi. Już teraz, na początku drogi, wiadomo, że jest nas znacznie więcej. Ludzie do samego końca dzwonili, pytali o szczegóły. Niektórzy radzili się, czy w tym dniu pójść do szkoły, czy mają zrezygnować z pracy, by dołączyć do tego marszu modlitwy.
- Wśród tłumu widać wielu duchownych, nie tylko duszpasterzy chicagowskich.
Reklama
- Rzeczywiście, są tu księża, którzy specjalnie przyjechali z Wisconsin i z Detroit. Obok nich są znani duszpasterze, np. ojcowie jezuici, z o. Stanisławem Czarneckim, którzy przez cały czas prowadzą modlitwę i śpiew w drodze.
* * *
Na początku Białego Marszu są harcerze z przewodniczącą obwodu Związku Harcerstwa Polskiego w Chicago i okolicy - Barbarą Chałko.
- Czy harcerze kochają Papieża?
Barbara Chałko: - Bardzo. Naszym hasłem i pozdrowieniem jest „Czuwaj i Szczęść Boże”. Byliśmy związani z Ojcem Świętym już wtedy, gdy był kardynałem. Spotkaliśmy się z Nim podczas Jego wizyty w Chicago w 1966 r. Później spotkaliśmy Go w 1979 r., kiedy był w Chicago już jako Papież. Uczestniczyliśmy w Światowych Spotkaniach Młodzieży. Po spotkaniu w Belgii Ojciec Święty udzielił nam prywatnej audiencji. Dla nas ten Marsz jest procesją dziękczynną. Jest nas tu około 100. Skrzyknęliśmy się z inicjatywy dwóch naszych przyjaciół, którzy wysyłali setki e-mailów.
Tomasz Tarnowski, drużynowy XVI Drużyny Harcerskiej „Ćwik”: - Młodzież kocha Papieża, bo On kochał młodzież. Zawsze byliśmy dla Niego najważniejsi, bo On wiedział, że młodzież to przyszłość. I my teraz musimy wszystkim pokazać, że jesteśmy tą przyszłością, i że będzie ona dobra, bo Papież w nas wierzył.
* * *
Przechodnie na ulicy; rodzice z 3-letnim Bartoszem: - Naszemu dziecku będziemy stawiać Papieża za wzór, uczyć go, że trzeba zawsze iść do przodu, mimo przeciwności.
Reklama
Dwóch panów w średnim wieku ściskających w dłoniach biało-czerwoną flagę z czarną tasiemką: - Jesteśmy tu, aby oddać hołd Papieżowi. Chcieliśmy Go pożegnać. Był dla nas ojcem. Kiedyś byłem inny, bardziej przebojowy, bezwzględny. Od wielu miesięcy śledzę wypowiedzi Papieża. Dzięki nim wiele zrozumiałem, zmieniłem się.
* * *
Bogdan Węgrzynek, główny organizator Marszu: - Zastanawialiśmy się nad tym, jak oddać Papieżowi hołd. Kiedy pojawiła się propozycja Marszu, ogłosiliśmy to we wszystkich polonijnych radiach. Polonijne media zareagowały bardzo życzliwie. Mieliśmy bardzo dużo problemów prawnych. I wtedy właśnie pojawili się Krzysztof Kurczaba i Marek Dobrzycki, którzy niebywale nam pomogli. Gdyby nie oni, manifestacja pewnie by się nie odbyła, albo byłaby nielegalna. Kiedy borykaliśmy się z problemami, ks. Stanisław Jankowski z bazyliki św. Jacka przypomniał, że Papież zawsze powtarzał: „Nie lękajcie się!”.
Marek Dobrzycki, dzięki któremu Marsz był legalny: - Na początku było trudno przezwyciężyć problemy prawne, potem wykonywaliśmy niezliczoną ilość telefonów do chicagowskich urzędników. Marsz popierała manifestacja rodaków przed City Hall i udało się. Jestem z pokolenia ludzi urodzonych w Stanach i kiedy dorastałem, to popularne były tzw. Polish jokes. Szukałem wtedy czegoś, co sprawiłoby, że poczułbym się dumny z bycia Polakiem. No i znalazłem. Moją dumą jest Jan Paweł II, który jest i pozostanie dla mnie Janem Pawłem Wielkim.
Reklama
Krzysztof Kurczaba, adwokat, jeden z organizatorów Marszu: - Normalny czas oczekiwania na tego typu pozwolenie wynosi 15 dni. Po interwencji pozwolenie było gotowe po pół godzinie. Kiedy mieliśmy je już w ręku, problemy zaczęła robić policja. Otrzymałem od niej kilka telefonów. Na szczęście wszystko zakończyło się dobrze.
* * *
Porządkowi opowiadali: - Ludzie zachowują się wspaniale. Wszyscy idą w zadumie, milczeniu, z modlitwą na ustach. Czuje się tu olbrzymie zjednoczenie.
- W takiej chwili jak śmierć Papieża człowiek chciałby coś zrobić, być aktywnym. To daje poczucie solidarności z tym, co dzieje się w Rzymie. Jestem porządkowym w tym Marszu, bo jest to wszystko, co mogę zrobić. Myślę o Ojcu Świętym codziennie. Jest tym, który otworzył nam wszystkim oczy.
Członków zespołu „Wici”, ubranych w lubelskie stroje ludowe pytamy: - Kim dla Was jest i pozostanie Jan Paweł II?
- Najważniejszym Rodakiem. Najważniejszym Polakiem. Rodakiem nie tylko Polaków, ale wszystkich ludzi dobrej woli na całym świecie. Przykładem dla każdego z nas.
Grupa Ekwadorczyków pozdrawia pątników, ściskając w rękach polskie flagi.
- To nic nie szkodzi, że nie jesteśmy Polakami. Papież był Polakiem i ta biało-czerwona flaga była Jego flagą. On jest nasz, więc ta flaga też w jakiś sposób do nas należy. Będziemy za Nim tęsknić. Dzisiaj mamy wrażenie jakby całe Chicago tu szło.
Wiesław Cieżak, fotograf: - Papież zmienił mój pogląd na chorobę i umieranie. Pokazał, że o to życie nie trzeba tak bardzo zabiegać, martwić się o nieistotne sprawy.
Reklama
Ciemnoskóra, młoda kobieta maszerująca ze śpiącym w wózku małym chłopcem: - Mój mąż jest Polakiem. Ja nawet nie jestem katoliczką. Jestem tu, ponieważ życie i przykład Papieża są niebywałe. Był człowiekiem, który jednoczył różne rasy i religie. Zależało Mu na innych. Pragnę, aby mój syn Aleks dowiedział się jak najwięcej o Janie Pawle II.
Teresa Gędlek, na wieść o śmierci Papieża udała się do biblioteki i wypożyczyła informator turystyczny Rzymu. Następnie wsiadła do samolotu lecącego do Rzymu. Czekała 9 godzin w kolejce, by po raz ostatni pokłonić się Janowi Pawłowi II. W drodze powrotnej niespodziewanie spotkała sąsiadkę ze swojej rodzinnej wsi w Polsce.
- W bazylice przed Papieżem nie można było się zatrzymywać - opowiada pani Teresa. - Na szczęście z boku stała zakonnica, która się modliła. Stanęłam za nią, zdążyłam się pomodlić. Czułam się tak, jakbym przyjechała na pogrzeb własnego taty. Noc spędziłam na Placu św. Piotra. Atmosfera była wspaniała. Włosi okazywali nam niesamowitą życzliwość. Rozdawali wodę, koce dla tych, którzy nocowali na zewnątrz. Komunikacja miejska była darmowa. Nikomu nie przeszkadzało, że było tłoczno, że pojawiały się niedogodności.