Reklama

Wojna jaruzelska (2)

Zmora esbecka

Przesłuchania przez SB - zmora życia więziennego. Internowanym wmawiano, że są groźnymi wrogami Polski Ludowej, zdrajcami klasy robotniczej i całego obozu socjalistycznego na czele ze Związkiem Radzieckim, bo wysługują się zachodnim imperialistom i chcą oddać Niemcom ziemie odzyskane. Dlatego - słyszą - trafili do cel, w których trzymano hitlerowców. I tak będą traktowani, chyba że się przyznają do działalności wywrotowej.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Młody esbek do Murawskiego: - Wydaje ci się, że jesteś bohaterem narodowym, bo działasz w podziemiu. Jesteś nieskończony dureń!
Murawski usłyszał też kilka epitetów pod adresem swoich nieżyjących rodziców.

Obraz czwarty: protest głodowy

Jednym z „pensjonariuszy” celi nr 6 był dr inż. Andrzej Furmanek, inteligentny, kulturalny człowiek o dużej wiedzy, wspaniały ojciec, absolutny antykomunista. Przesłuchanie: - Będziesz z nami współpracował, albo podpisz lojalkę.
Odmówił. Esbek szydził, w końcu wziął do ręki list od żony Furmanka, zaczął czytać na głos. Że jest bardzo chora, że dzieci chorują, że nie mają znikąd pomocy i żeby zrobił wszystko, aby wyjść na wolność, bo inaczej zginą.
Wrócił do celi zdruzgotany, napisał list do naczelnika więzienia, że podejmuje protest głodowy ze względu na trudną sytuację rodziny. Nie pił i nie jadł przez pięć dni, ale ani służba więzienna, ani esbecy się tym nie zainteresowali. Cela wpadła w przerażenie. Ich kolega po pięciu dniach stracił przytomność, zaczął na ich oczach umierać, a oni nie mogli i nie potrafili mu pomóc. W ruch poszły taborety i gardła. Wrzask i tumult po dłuższej przerwie ściągnął klawisza i zomowca - w masce i z pałą w ręku, z psem, który ujadał i rzucał się na skazanych.
- Nie szkodzi i tak jest was do diabła - stwierdził sucho zomowiec, gdy usłyszał, o co chodzi.
Koledzy przystąpili do ratowania Andrzeja. Masowanie nóg i sztuczne oddychanie okazało się skuteczne. Odzyskał przytomność. W końcu zjawił się lekarz z pielęgniarką. Miał przyrząd do mierzenia ciśnienia, a ona wydatny nos, który jeszcze bardziej zadzierała w rozmowie z internowanymi. - Jeszcze nie umiera, będzie żył - stwierdził doktor. I poszedł.
Murawski: - Błagaliśmy Andrzeja, żeby przerwał głodówkę, bo nie możemy tego psychicznie znieść. Przekonywaliśmy, że im i tak na nas nie zależy, chcą, żebyśmy się powykańczali sami. Gdy nas w końcu usłuchał, byliśmy mu bardzo wdzięczni. Długo wracał do zdrowia.
W połowie grudnia doszła wieść, że PZPR dokonała strasznej zbrodni - polała się robotnicza krew w kopalni „Wujek”. W celi powiało grozą. Optymiści: pojedziemy na Sybir, pesymiści - że „Katyń”. Jeszcze inni, że i to, i to. Było bezsporne, że komuniści byli zdecydowani na wszystko.
- Zaczęliśmy w myślach żegnać się z najbliższymi. Okazało się, że prawie każdy z nas miał w rodzinie kogoś, kto doświadczył zesłania na Sybir, wielu zostało w wiecznej zmarzlinie - mówi Murawski.
Któregoś wieczoru do celi doszedł chóralny śpiew Boże, coś Polskę. Przerażenie, że to rodziny przyszły pod więzienie, żądając wypuszczenia bliskich na wolność, i że czerwoni zaczną strzelać. Przecież tam mogą być kobiety i dzieci. W „Wujku” było wielu zabitych i rannych. Gdy skończyła się pieśń, zapadła głucha cisza. - Co będzie dalej - zastanawiano się. Nawet kryminalni nie wykrzykiwali pod adresem internowanych obraźliwych haseł. Drugiego dnia okazało się, że śpiew, który wywołał tyle emocji, dochodził z jednej z cel. Od tego dnia wszystkie cele uchylały okna i o godz. 21.00, z całej piersi śpiewały Boże, coś Polskę.
Murawski: - Dopiero potem dowiedzieliśmy się, że nasz śpiew było słychać nawet na Polance.
- Mijają już prawie dwa tygodnie naszego pobytu w więzieniu, zbliża się Wigilia Bożego Narodzenia - wspomina dalej. - I tak wiemy, co będzie na kolację - jak zwykle czarny chleb i gorzka kawa zbożowa, w ściśle wyliczonych ilościach. Ale do kolacji jeszcze daleko, a zbliża się pora obiadowa. Nagle otwierają się drzwi do celi - kalifaktorzy wnoszą duży kosz z książkami do czytania. Już same nazwiska autorów wzbudziły niechęć do czytania.
- Ta książka będzie na pewno ciekawa - klawisz podał mi jedną z nich.
Ta sama otworzyła mi się w rękach. W środku kartka, którą schowałem do kieszeni. Niektórzy coś tam wybrali z tych książek. Klawisz w stopniu kapitana, nazywany wychowawcą, pouczył nas, że te książki to dla nas drogowskazy - jak mamy żyć i postępować w socjalistycznej ojczyźnie, i szanować przyjaźń z bratnim Związkiem Radzieckim, a nie buntować niewinnych ludzi przeciw władzy ludowej. Dodał, że surowa ręka władzy ludowej na pewno przywoła nas do porządku - tego możemy być pewni na sto procent. Gdy wyszedł z celi, gruchnęliśmy śmiechem.
Przypomniałem sobie o kartce. W niej - że mają wywieźć nas do NRD. A jeśli tak, to tylko Sybir. W celi powiało grozą. Ktoś powiedział, że to niemożliwe i że chcą nas postraszyć za wieczorne śpiewanie. Byliśmy bardzo podenerwowani. Wniesiono obiad. Zgodnie z przewidywaniami kasza - już na nią patrzeć nie mogę.

Obraz piąty: Wigilia strażników Kremla

Ledwo zdążyliśmy uporać się z obiadem, nagle otworzyły się drzwi, w których stanął klawisz. Wywołał jednego z nas. Kazał szykować się z manelami. Potem wywołał kolejnego. Naprędce podzieliliśmy się chlebem, bo opłatka nie było. Złożyliśmy sobie życzenia. Jakie były - wolałbym nie wspominać, bo to chwile nie do opisania. Kapłan, który wcześniej podczas Mszy św. udzielał rozgrzeszenia, pobłogosławił nas tak jak skazańców, co szli na stracenie. Na apel wieczorny zamiast ośmiu stanęło nas trzech. I znów trwoga - co z nami zrobią. Nasza trójka była najbardziej radykalna w działaniu w „Solidarności”. Doszliśmy po wniosku, że nas rozwalą na miejscu. Jednym słowem - Wigilia zgotowana przez strażników Kremla w Polsce.
Na szczęście czarny scenariusz nie sprawdził się. Byliśmy świadkami, jak po każdej pacyfikacji większego zakładu we Wrocławiu w więzieniu przy Kleczkowskiej przybywało nowych osadzonych. Zakład karny przepełniony był do granic ostateczności. Nasza cela była ponownie pełna już pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia. Od nowych aresztantów dowiedzieliśmy się, jak pacyfikują duże zakłady pracy, jak ZOMO - bije i gazuje (nie bez przyczyny nazywano je bijącym sercem partii). Wpadli w popłoch, gdy dowiedzieli się, że naszych poprzednich kolegów z celi wywieziono w nieznanym kierunku. W celi była gruba aluminiowa folia, którą połamaliśmy na kawałki, na każdym ostrym kantem trzonka łyżki wypisaliśmy imię i nazwisko, datę urodzin i imię ojca. Do schowania pod język. Gdyby nas rozstrzelano, co braliśmy poważnie pod uwagę, i gdyby doszło do ekshumacji, blaszka byłaby dowodem naszej tożsamości.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Róża z Limy

[ TEMATY ]

święci

wikipedia.org

Religijne wychowanie Izabela de Floresy del Oliva urodziła się 20 kwietnia 1586 r. W Limie przeżyła całe swoje życie. Imię wybrała jej matka, okazało się, że na krótko. Dziewczynka ze względu na delikatną cerę nazywana była Różą. Potem otrzymała to imię podczas bierzmowania i mało kto pamiętał, że wcześniej nazywała się Izabela. Pracowitość Róża była równie pracowita, co piękna. Odznaczała się głęboką wiarą i pobożnością. Bardzo szybko zaczęła pomagać rodzinie. Hodowała kwiaty, haftowała, szyła. Jako młoda dziewczyna obiecała Panu Bogu całkowite oddanie i złożyła ślub czystości. Kiedy próbowano wydać ją za mąż, ona zdecydowanie przeciwstawiła się temu. Wszystkie trudności znosiła z wielką cierpliwością.
CZYTAJ DALEJ

Czy staram się wybierać miłość, by żyć w niebie?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii Łk 13, 22-30.

Niedziela, 24 sierpnia. Dwudziesta pierwsza niedziela zwykła
CZYTAJ DALEJ

Wyjątkowy gość

2025-08-24 10:40

Archiwum prywatne

Podczas IV Podkarpackiego Festiwalu Piłki Nożnej Kobiecej swoją pierwszą oficjalną wizytę jako Pierwsza Dama RP złożyła Marta Nawrocka.

Na murawie tarnobrzeskiego MOSiR-u spotkały się drużyny młodych zawodniczek, by rywalizować w duchu sportowej pasji i wspólnoty. Festiwal, który z roku na rok zyskuje coraz większe znaczenie, stał się platformą do promowania kobiecego futbolu i zachęcania dziewcząt do aktywności sportowej. Dla Marty Nawrockiej był to dzień szczególny. Po raz pierwszy wystąpiła publicznie w roli Pierwszej Damy, samodzielnie reprezentując tę funkcję. Ceremonię otworzyła symbolicznie, kopnięciem piłki dając sygnał do rozpoczęcia rywalizacji. W krótkim przemówieniu podkreśliła, że piłka nożna kobiet to nie tylko sport, lecz także wyraz siły, ambicji i determinacji.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję