Korzystając z wolnego weekendu, postanowiłam udać się do kina. Na ekrany wszedł właśnie najnowszy film Georga Lucasa z cyklu Gwiezdne wojny. Ta gwiezdna saga towarzyszy miłośnikom kina już prawie 30 lat (pierwszy z epizodów - IV: Nowa nadzieja ukazał się w 1977 r.) i wciąż cieszy się niesłabnącym entuzjazmem i zainteresowaniem kinomanów, o czym świadczyć może wypełnienie zielonogórskiego kina po ostatnie miejsce. Skądinąd to ciekawe, że jako ostatni z epizodów nakręcony został epizod III (z dziewięciu pierwotnie zapowiadanych, a nakręconych sześciu). W filmach Lucasa jest wszystko, co - moim zdaniem - w dobrym kinie być powinno: dobra fabuła, ciekawie zarysowane postaci bohaterów, dylematy moralne, walka dobra ze złem, widowiskowość i niezła muzyka. I choć akcja toczy się w odległej galaktyce w dalekiej „przeszło-przyszłości” (każdy z epizodów rozpoczyna się zdaniem: „Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce...”, co poniekąd może wskazywać, że wydarzenia pokazane w filmach są mitami przyszłości, a nie dosłownie działy się dawno temu, czyli w przeszłości), to pokazane problemy - zmaganie się dobra ze złem, miłości z władzą - aktualne są wszędzie i o każdym czasie.
Najnowszy film Lucasa - Zemsta Sithów jest tego najlepszym przykładem, w nim bowiem dochodzi do przemiany jednego z głównym bohaterów - Anakina Skywalkera (rycerza Jedi) w Dartha Vadera (lorda Sithów). Przemiana kierującego się kodeksem rycerskim wojownika, który stoi na straży pokoju i zasad Republiki, w dążącego do władzy za wszelką cenę sługę Galaktycznego Imperium. To jest jeden z problemów. Pokazuje on przyczynę tej przemiany, gdy gniew zaczyna brać górę, gdy powoli, małymi krokami rodzi się w człowieku zazdrość, gdy zostaje zraniona duma i zaczyna kiełkować chęć odwetu, zemsty. Ale to nie wszystko… Tak byłoby zbyt prosto, zbyt baśniowo. Anakin Skywalker ostatecznego wyboru dokonuje nie dlatego, że zraniono jego dumę, nie dlatego, że odmówiono mu tytułu mistrza, nie dlatego, że zaczął budzić się w nim gniew, najważniejszym powodem była chęć posiadania nieograniczonej władzy. Mocy nad życiem i... śmiercią. Jego żona oczekiwała potomstwa, Anakin miał przeczucie, że umrze ona w połogu. Rycerze Jedi (rycerze jasnej, dobrej strony mocy) nie potrafili dać mu natychmiastowego rozwiązania. Zalecali cierpliwość i nieuleganie zbyt łatwo emocjom. Jak im jednak nie ulegać, gdy widmo śmierci wisi nad kimś nam najbliższym, nad kimś kochanym. Anakin szukał dalej. I te poszukiwania zawiodły go na ciemną stronę mocy (którą posługują się Sithowie). Tu dostał zapewnienie, że wystarczy się do nich przyłączyć, poznać tajniki ciemnej strony, a zyska się nieograniczoną władzę - władzę nad śmiercią. Porywczy Anakin zbyt długo się nie waha… Chcąc ocalić życie tej, którą kocha, zawiera pakt ze złem. Ale czy zło może uratować dobro, jakim jest życie, dobro, jakim jest miłość?
W Zemście Sithów jest jeszcze drugi problem. Zazwyczaj szukamy zła daleko od siebie. W zewnętrznych agresorach, w innych ludziach, w okolicznościach. A zło lubi się gnieździć blisko nas, tam, gdzie się go nie spodziewamy. Rycerze Jedi bronią upadającej Republiki przed separatystami. Nie podejrzewają jednak, że zagrożenie jest w samym Galaktycznym Senacie, a jeden z lordów Sith znalazł się wśród najwyższych władz Republiki. Zło umiejscowiło się w samym sercu.
Rycerze Jedi mają w zwyczaju żegnać się słynnym już powiedzeniem: „Niech Moc będzie z Tobą”. Ale rozum niech przy tym nie śpi, gdyż nieustannie trzeba nam rozróżniać jej jasną i ciemną stronę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu