Z ks. dr. Manfredem Deselaersem, z Centrum Dialogu i Modlitwy w Oświęcimiu, rozmawia Mariusz Rzymek
Mariusz Rzymek: - Jak to się stało, że niemiecki ksiądz zdecydował się osiąść w cieniu obozu Auschwitz w Oświęcimiu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. dr Manfred Deselaers: - Jeszcze w czasach komunistycznych często podróżowałem do Polski. Za zgodą mojego biskupa w końcu mogłem osiąść w Polsce na dłużej. Najpierw na rok, później na dwa lata. Zacząłem uczyć się języka polskiego i robić doktorat. Po jego skończeniu rozpocząłem pracę między ludźmi i osiadłem w Oświęcimiu, by pomagać innym zrozumieć, czym był obóz w Auschwitz.
- Czy ludziom rzeczywiście trzeba tłumaczyć, czym był obóz koncentracyjny w Auschwitz. To chyba nie wymaga komentarzy.
- W mojej pracy chodzi o to, by nie przedłużać siły zła, by nie pozwalać żyć nienawiści. Nawet z tragedii Auschwitz może coś pozytywnego wyniknąć. Wiele nauczyli mnie w tej materii Polacy. Pokazali mi, co dla nich znaczy ten obóz. Tą wiedzą dzielę się później z grupami młodych ludzi z Niemiec i Izraela, które przybywają do Centrum Dialogu i Modlitwy. Wciąż jednak trudno na ten temat rozmawiać, bo dla wielu Auschwitz jest jak otwarta rana, którą gdy się dotyka, zaczyna boleć. Ten ból powoduje, że człowiek częściej krzyczy niż dyskutuje.
Reklama
- Krzyk jest najczęściej wyrazem bezradności, którą obóz w Auschwitz był przepełniony. Może jest to więc naturalna reakcja dla tych wszystkich, którzy stracili tu bliskich?
- Auschwitz, to jednak nie tylko miejsce ludzkiej bezradności. Przecież wielu więźniów podejmowało cierpienie w imię wiary. Krzyż, który dźwigali był dla nich znakiem, że Chrystus jest po ich stronie, a nie po stronie oprawców. Udowodnił to zresztą św. Maksymilian Kolbe. Jego decyzję o oddaniu życia za współwięźnia można spokojnie porównać do eksplozji światła w piekle. Po pierwsze poświęcił samego siebie, a po wtóre sprowokował ciąg wydarzeń, które nie miały prawa rozegrać się w obozie koncentracyjnym. Jak wspomina Adam Jurkiewicz, były więzień obozu, za wyjście z szeregu bez rozkazu groziła śmierć. Nic takiego się jednak nie stało. Mało tego, esesman pozwolił mówić Franciszkaninowi, a na dodatek zgodził się na jego propozycję. I wreszcie, ku zdumieniu wszystkich, nakazał Gajowniczkowi wrócić do szeregu, a nie pomaszerować do celi śmierci. Dla więźniów było to coś niewytłumaczalnego. Kolbe fizycznie przegrał, ale moralnie zwyciężył.
- Wielu osobom wizja zdeptanej ludzkie godności przysłania poświęcenie św. Maksymiliana.
- Ten problem dotyczył na przykład komunistów. W 1971 r. konsekwentnie odmawiali zgody na Mszę św. na terenie obozu, choć był to rok beatyfikacji Kolbego. Im duch postępowania Franciszkanina był obcy. Według ich mniemania Auschwitz miał być symbolem klęski człowieka i triumfu siły zła. Niczym więcej.
Reklama
- W podobny sposób na Auschwitz patrzy do dziś wielu Żydów, którzy w obozie widzą miejsce, w którym Bóg odwrócił się od człowieka.
- Wielu Żydów wciąż zadaje sobie pytania: Czemu Bóg zezwolił na Auschwitz, czemu im nie pomógł? Te pytania są często źródłem kryzysu tożsamości. Coś zmienia się jednak i w tym temacie. Będąc na konklawe w Rzymie spotkałem profesora z Jerozolimy. Mówił on, że rozrastają się szeregi tych, którzy nie chcą budować swej tożsamości religijnej i narodowej na Auschwitz. „Bóg nie opuścił Żydów. Doskonale widać to na przykładzie państwa Izrael, które po II wojnie światowej odzyskało niepodległość. To znak, że Bóg o nas nie zapomniał” - tak twierdził mój rozmówca. Widać więc, że optyka spojrzenia na Auschwitz ulega modyfikacji.
- Jak to się jednak dzieje, że pomimo pewnych zmian w mentalności Izraelitów, tak trudno dziś prowadzić polsko-żydowski dialog?
Reklama
- Myślę, że i tak z roku na rok jest coraz lepiej. Za zaniedbania w tej materii część winy ponoszą komuniści. To za ich sprawą przez długi czas o problemie Auschwitz nie można było normalnie rozmawiać. Teraz dopiero te zaległości są nadrabiane. W końcu coraz więcej Żydów zaczyna poznawać Polskę. Wiele mitów pryska. Efekt tego jest taki, że w Izraelu dyskutuje się nad zasadnością organizowania wyjazdów młodzieży żydowskiej do Oświęcimia bez spotkań z polskimi rówieśnikami. Kiedy w końcu do nich dochodzi, to nagle okazuje się, że znacznie lepiej rozumieją się Polacy i Żydzi niż Żydzi i Niemcy.
- Niezależnie od liczby wspólnych spotkań, Auschwitz jeszcze przez szereg lat dla wielu nacji będzie znaczyło co innego. Dla jednych będzie to miejsce narodowej mogiły, dla innych narodowego wstydu. Czy te różnice w interpretacji może pogodzić jedno uniwersalne przesłanie płynące z Auschwitz?
- Owszem, tylko trzeba się na nie otworzyć. Ono zresztą już jest. To przesłanie św. Maksymiliana Kolbe, które jest niczym innym, jak wyborem kultury bezkrwawej walki. Stawia ona na godność człowieka, a nie na zniszczenie wroga, który także ma szansę odnaleźć swoją godność. O tym, że ta postawa przynosi efekty, w Polsce nikogo nie trzeba przekonywać. Wystarczy przypomnieć zwycięstwo nad komunizmem.
- Dziękuję za rozmowę.