Z ks. prał. Józefem Sanakiem, honorowym członkiem „Solidarności”, oraz Janem Olbrychtem, posłem Parlamentu Europejskiego, rozmawia Mariusz Rzymek
Mariusz Rzymek: - Jak Ksiądz Prałat wspomina moment ogłoszenia podpisania porozumień sierpniowych?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. prał. Józef Sanak: - Wspominam z radością, ale i z rozczarowaniem. Każdy pamięta przecież, jak cudownie to się zapowiadało. Wszystko rozegrało się bez rozlewu krwi, bez wybijania szyb. Byłem tym zachwycony. Niestety, wszystko to zostało później zmarnowane. Teraz już nie widać owoców tego zrywu. Gdzieś zanikło także oddziaływanie „Solidarności”.
- W związku z tą sytuacją nie zadaje sobie Ksiądz Prałat pytania: „Po co było się angażować w pomoc temu ruchow, skoro po drodze zgubił on własne ideały?”.
Reklama
- Zaangażowanie się na rzecz „Solidarności” uważam za coś wspaniałego. Trzeba pamiętać, że narodziny NSZZ były efektem narodowego zrywu. Chęcią ucieczki spod buta komunizmu. Jednym słowem był to krzyk wolności, który odniósł sukces. Teraz trzeba na nowo odkryć tamte ideały. Nie mogą one dłużej pozostawać na bocznym torze. To, że się tam znalazły jest pewnie zasługą infiltracji szeregów „Solidarności” przez czerwonych. Według mnie tylko powrót do korzeni może odrodzić NSZZ.
Trudno teraz wyrokować, ale może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby wielu działaczy „Solidarności” nie musiało wyjechać za granicę. Szkoda, bo byli to wartościowi ludzie, których zaangażowanie mogło wolnej Polsce przynieść sporo pożytku. Lukę po nich wypełnili inni, wśród których znaleźli się tacy z niezmiernie wygórowanymi ambicjami. Gdyby „Solidarność” pozostała tylko związkiem zawodowym, to jestem przekonany, że jej dzieje potoczyłyby się innymi kolejami. Niestety, w pewnym momencie za bardzo się upolityczniła i teraz za to płaci.
- Najpiękniejszą kartę w historii „Solidarności” zapisano we wczesnych latach 80. Później po roku 1989 z ruchu wyodrębniło się wiele frakcji i ugrupowań politycznych, co w znacznej mierze osłabiło działalność Związku.
- Nie tylko to. W pierwszych miesiącach po narodzinach „Solidarności” obserwowałem, jak wielu komunistów rzuca legitymacje partyjne i zapisuje się do struktur NSZZ. Nie czynili tego z pobudek patriotycznych. Robili to po to, by ten ruch wykoleić. I to później przyniosło „owoce”.
- W czym upatrywałby Ksiądz Prałat szansy na odrodzenie się Związku?
- Przede wszystkim „Solidarność” musi zająć się działalnością stricte związkową. NSZZ musi wrócić do swych korzeni. Powinien starać się organizować miejsca pracy i chronić już istniejące.
- Na Zachodzie Europy coraz mocniej rozpowszechnia się pogląd, iż to Niemcy są głównymi autorami rozpadu bloku komunistycznego. Skąd się to bierze?
Jan Olbrycht: - Uderzmy się w piersi i powiedzmy otwarcie, przespaliśmy swoją historyczną szansę.
W Polsce każdy wie, że to my doprowadziliśmy do demontażu systemu komunistycznego. Znamy rolę, jaką w tym procesie odegrał Ojciec Święty. Nie zadbaliśmy jednak o to, by złota legenda „Solidarności” była w świecie stale odświeżana. Na dodatek zaczęliśmy obrzucać błotem symbole naszego narodowego zrywu. Przypomnijmy sobie, jak podle przez długi czas był traktowany przez różne gremia, w tym przez media, Lech Wałęsa. Nie rozumieliśmy, że symbole naszej walki są ważne również i dla świata. Doprowadziło to do tego, że opinia międzynarodowa znalazła sobie inne. Mur berliński stał się czytelniejszym hasłem i obrazem przełamania tamtej epoki. Trzeba zresztą powiedzieć, że Niemcy konsekwentnie budowali mit muru. My jedynie możemy im tego pozazdrościć. Na szczęście i z naszej strony nastąpiło pewne przebudzenie. Polscy eurodeputowani zatroszczyli się o dofinansowanie z pieniędzy unijnych obchodów 25-lecia powstania NSZZ „Solidarność”. Z okazji jubileuszu w kraju i w Parlamencie Europejskim będą zorganizowane okolicznościowe wystawy i konferencje. Wraz z rocznicowymi obchodami dawni bohaterowie, stojący teraz po różnych stronach sceny politycznej, pokazują, że są razem. Dają światu czytelny sygnał, że potrafią wznieść się ponad podziały. I to przynosi efekty. Już teraz Niemcy podkreślają, iż bez wydarzeń w Polsce nie byłoby muru berlińskiego, o czym wcześniej jakby trochę zapomnieli. Teraz trzeba tylko zadbać o to, by dobrze wykorzystać nasze kolejne pięć minut. Należy zrobić to ze świadomością, że nawet jeśli nie wszystko ułożyło się tak jak sobie tego życzyliśmy, nie warto dla doraźnych korzyści niszczyć symbolu, który dla całego świata jest czytelnym znakiem zwycięstwa nad komunizmem.
- Dziękuję za rozmowę.