Pozwolić działać Panu Bogu
Reklama
Jak wspomina s. Gertruda, ona i jej towarzyszki „wyruszyły donikąd”, ale szybko okazało się, że „Pan Bóg kieruje swoimi sprawami”. W przeddzień wyjazdu w 2001 r. ktoś ze znajomych zaproponował im zamieszkanie w małym domku na Mazurach - w ciszy, w lesie nad jeziorem. Wymarzone warunki dla zakonu klauzurowego! Był to dobry czas dla trzech zakonnic. Od maja do sierpnia miejscowy ksiądz proboszcz codziennie wystawiał Najświętszy Sakrament, miały też swego spowiednika i opiekę duchową. „Ludzie nas od razu przyjęli, pomogli się zagospodarować, podarowali nam telefon komórkowy” - opowiadają siostry.
To wszystko było opatrznościowe, bowiem w sierpniu przyszły dokumenty i trzeba było zacząć szukać miejsca, tak dokładnie opisanego przez s. Faustynę w jej widzeniach. Trzeba było dać się Panu Bogu pokierować w poszukiwaniach tego miejsca, które już 100 lat wcześniej ujrzała św. Faustyna. Dokumenty sióstr z nowo budowanej Wspólnoty Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia zostały podpisane 17 sierpnia 2001 r., a już we wrześniu znalazły się w Rybnie.
Ta sama przyjaciółka, która gościła je na Mazurach, zaofiarowała siostrom ziemię na Zamojszczyźnie. Siostry bardzo chciały przyjąć ten dar, ale kościół był oddalony aż o 8 km, a przecież św. Faustyna pisała, że w pobliżu klasztoru ma być mały kościółek. Znajoma była nawet gotowa obdarować je samochodem, ale siostry musiały odmówić i dalej ufnie szukały miejsca, które sam Bóg wybrał dla ich wspólnoty.
Siostry kontaktowały się z Kurią zamojską, miały też propozycję od Biskupa Lubelskiego. Ale kolejnym spotkaniom i rozmowom ciągle coś stawało na przeszkodzie. Zabrały więc rzeczy z Mazur i wracały do Warszawy. Na kilka kilometrów przed Warszawą zadzwonił telefon - był to zaprzyjaźniony kapłan z Rzymu, który zaproponował spotkanie. Od słowa do słowa - umówili się na rozmowę, a przyjaciel obiecał skontaktować je ze swoim biskupem diecezjalnym. Nawet nie wiedziały, z jakiej ten ksiądz jest diecezji.
Biskup jak ojciec
W tym momencie na drodze sióstr pojawił się Łowicz, a dokładniej, najpierw bp Alojzy Orszulik. „Ksiądz Biskup przyjął nas całym sercem - wspominają - od razu, jak prawdziwy ojciec. W Łowiczu przywitano nas w sposób zdumiewający! Miałyśmy przygotowane dokumenty, ale Ksiądz Biskup nawet ich nie chciał czytać, powiedział, że potem. A samochód już stał przygotowany. 29 września zawiózł nas do Rybna, na Michała Archanioła, który miał się opiekować tym dziełem! Zaproponował to miejsce, a jeśli nam się nie spodoba, to mieliśmy szukać dalej. Faustyna zastrzegła, że ma być specjalne miejsce: dom w ruinie, mały kościół w pobliżu, Godzina Miłosierdzia na ołtarzu. Wszystko się zgadzało!”. Siostry poczuły się wreszcie u siebie i zaczęło się wspólne życie w Rybnie. Jeszcze w tym samym roku dołączyła się s. Agnieszka.
Ksiądz Biskup często przyjeżdżał do sióstr. Powiedział, że chciałby zrobić w domu sióstr kaplicę - na Boże Narodzenie. „A tu się waliło! Dobrze, że jesień była ciepła!” - wspomina s. Gertruda. Młode siostry same chwyciły za kielnie, co mogły, to robiły własnymi siłami. W ostatnim momencie pomogły im rodziny. Siostry miały wprawę, bo to już trzeci remont, jaki robiły, każde wcześniejsze doświadczenie miało się tu przydać. Ksiądz Biskup uznał, że warunki są godne, można robić kaplicę. I w Boże Narodzenie w ubogiej kaplicy w Rybnie narodził się Pan Jezus. Pierwszą Mszę św. odprawił tu ks. Paweł Staniszewski, pozostawił w kaplicy Najświętszy Sakrament.
Tak, jak remont przebiegał szybko, także też szybko do sióstr zaczęli się garnąć ludzie i to z całej Polski. Ta wspólnota ma w fundamentach Pana Boga. Ludzie zjeżdżają tu nawet z Niemiec, ze Szwecji. Całe pielgrzymki czasami. Odwiedzający nosili meble, pomagali się zagospodarować. Zaangażowali się też miejscowi czy mieszkańcy okolicy. „Ludzie z Rybna są jak rodzina, sami się skrzyknęli i zabezpieczyli nas na zimę” - podkreślają siostry.
Instytut Nasiennictwa i Szkółkarstwa z Ołtarzewa ofiarował wspólnocie nasiona i sadzonki, specjalistka z Rybna projektuje siostrom ogród. Siostry mają już swoją, słynną w okolicy, kwietną łąkę. Podkreślają: „Ludzie chcą się angażować, wszystko jest możliwe!”.
Za szczególny dar siostry uważają fakt, że Ojciec Święty Jan Paweł II zdążył im przesłać swe błogosławieństwo. 26 czerwca 2004 r. pobłogosławił imiennie s. Gertrudzie i wspólnocie, na wierność Chrystusowi.
Ucieczka dla świata
Dziś s. Gertruda mówi: „Jesteśmy tu dopiero czwarty rok, a już wota się pojawiają. Ewidentne jest działanie Boga w tym wszystkim”. Św. Faustyna widziała aż trzy rodzaje wspólnoty: klauzurową, czynną i taką, do której przynależą świeccy. Mówiła też o wspólnocie męskiej i żeńskiej.
Odwiedzający pytają, jak mogą się włączyć w dzieło sióstr? Kapłan z Bawarii już poinformował siostry, że chce założyć męską wspólnotę, ale najlepiej tu, przy wspólnocie żeńskiej. Siostry zostawiają to zatem Panu Bogu.
A tymczasem Wspólnota Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia chce budować dom, bo Faustyna to też przewidziała. Przepisano już na nie ziemię i od razu znalazła się pani, która przygotowuje plany. Widać konieczność istnienia osób, które działałyby jako wspólnota czynna albo zewnętrzna. Bo dużo ludzi chce być formowanych, przyjeżdżają tu, by odnaleźć Chrystusa, przeżyć rekolekcje - potrzeba wybudować dom rekolekcyjny.
„Jesteśmy wspólnotą klauzurową - wyjaśnia s. Gertruda - nie możemy podjąć się wszystkich tych dzieł apostolskich, więc skoro tyle ludzi chce się w to włączyć, to Pan Bóg coś przygotuje. Naszą sprawą jest przede wszystkim modlitwa - osiem godzin dziennie. Mamy też 3,5 ha ziemi do obrobienia, piszemy, wyszywamy, robimy różańce, figurki gipsowe. Utrzymujemy się z Bożej Opatrzności. Nie pracujemy zarobkowo, jest nas tylko sześć.
My będziemy ufać, a Pan Jezus o wszystko się zatroszczy. Już szósty czy siódmy rok tak się utrzymujemy!”.
Do Wspólnoty zgłasza się sporo kandydatek, ale siostry proszą je, by najpierw ukończyły studia. W piśmie z 20 października 2003 r. bp Orszulik pozwolił siostrom na opuszczenie klauzury w przypadku konieczności wyjazdu na studia, do lekarza, na załatwienie spraw publicznych. Siostry nie mają jednak urlopów. Tylko w przypadku śmierci rodziców lub bardzo ciężkiej choroby siostra może skorzystać z dyspensy.
„Nie mamy telewizji, radia - wyjaśniają siostry. - Gdy dzieje się coś ważnego, jak ostatnio śmierć Papieża, to ktoś nam pożycza. Ale tylu ludzi tu przyjeżdża, rozmawia z nami, że i tak wiemy, co się dzieje na świecie i za co się modlić. Tu ludzie ciągną, świat do nas przychodzi. Nasza wspólnota i klasztor to nie ucieczka od świata, ale dla świata. Żeby wypraszać mu potrzebne łaski”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu