Mariusz Rzymek: - Jak udaje się Księdzu Proboszczowi zaktywizować parafian do niezbyt wdzięcznej pracy, jaką jest sprzątanie świątyni?
Ks. Stefan Klajman: - Tutejsi parafianie jeszcze za mojego poprzednika, śp. ks. Jana Sarn, przychodzili sprzątać, a na dodatek sami tego pilnowali, więc nie muszę ich specjalnie dopingować. W sumie moja rola ogranicza się do przeczytania na ogłoszeniach ośmiu rodzin, na które przypadła kolej sprzątania, i podziękowania tym, którzy to wcześniej uczynili. Owszem, zdarza się, że do sprzątania zgłosi się czasem mniej, a czasem więcej osób. Jest to jednak nieuniknione. Bardzo dobitnie wychodzą wtedy kwestie związane ze stosunkami międzyludzkimi. Jak ludzie dobrze żyją z sobą po sąsiedzku, to i sprzątanie im lepiej wychodzi. Gdy jest odwrotnie, od razu to widać, najczęściej po niskiej frekwencji.
- W Wieprzu sytuacja jest o tyle utrudniona, że parafia posiada dwa ośrodki kultu: główny kościół i kaplicę. To powoduje, że ludzie muszą częściej niż gdzie indziej być gotowi do wykonania pracy porządkowych na rzecz parafii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Zgadza się, ale i z tym dają sobie radę. Raz w tygodniu o czystość w kaplicy dba 5 rodzin i to wystarcza. Wcześniej, gdy na terenie parafii był tylko jeden kościół, częstotliwość sprzątania była zdecydowanie mniejsza. Teraz na jej wpływ ma także zwiększająca się ilość osób starszych, które nie są w stanie przyjść i pomóc w pracach porządkowych. Pewnym problemem jest także rozległość terenu, który jest objęty posługą duszpasterską. Z tego względu, że niektórzy parafianie mają bliżej do kościoła w Andrychowie niż do kościoła macierzystego (tam kilometr, a tu pięć), trudno poinformować ich o przypadającym dyżurze. Niemniej, gdy już wiedzą, z reguły starają się wywiązać ze swoich powinności względem parafii.
- Niezależnie od tego, jak ważne dla parafii będzie sprzątanie, zawsze znajdzie się określona ilość osób, które będą deprecjonować zasadność tej formy pracy. Czy stara się Ksiądz takich parafian jakoś namówić do zmiany stanowiska?
- Często staram się wszystkim przypominać, że życie polega na najprostszej służbie. Podobnie miłość też wyraża się w służbie. Kościoła nie sprząta się dla księdza, dla siebie, ale dla Boga i dla wspólnoty. W końcu w jego wnętrzu wszyscy się spotykamy i chcemy, by było godne i czyste.
- Jak wygląda zaangażowanie się w to dzieło ludzi młodych?
- Z roku na rok, co mnie niezwykle cieszy, przychodzi coraz więcej dzieci i młodzieży. To nic, że wysyłają ich rodzice, ważne, że jednak trafiają na sprzątanie o właściwej porze. W ten sposób dorośli zaszczepiają w nich troskę o parafię, której są żywą częścią. Owoce tego widać później jak na dłoni. W Roratach uczestniczyło bardzo wiele osób, pomimo iż część nabożeństw odprawiana była o godz. 6.30. Aż 96 dzieci uczestnicyło we wszystkich nabożeństwach roratnich. Te dzieci widzą, że ich rodzice, też poświęcają swój czas dla kościoła i nie traktują tego w kategoriach przykrego obowiązku.
Reklama
- Z tego, co Ksiądz Proboszcz mówi, wynika, że, w odróżnieniu od miasta, na wsi łatwiej jest ludzi namówić do wspólnego działania.
- Wiele lat pracowałem w ośrodkach miejskich, na osiedlach, gdzie mogłem na własne oczy zobaczyć, czym jest anonimowość wielkiej płyty. Znałem osoby, które zupełnie nie kojarzyły sąsiadów mieszkających piętro niżej lub wyżej. Ten brak kontaktu powodował, że na pogrzebie takiego człowieka zjawiało się później zaledwie 4 lokatorów z tego samego piętra. Na wsi tak nie jest. Ludzie wzajemnie się sobą interesują. Może nie wszystkim się to podoba i nie zawsze jest to dobre, ale jest w tym także sporo plusów. Dzięki temu na wsi ludzie łatwiej się integrują oraz szybciej podejmują decyzję o wspólnym działaniu. Tego zresztą nauczyło ich życie. Gdy chcieli mieć np. wodociąg, wiele prac musieli wykonać we własnym zakresie. Z tego względu działali zespołowo.
- Dziękuję za rozmowę.