Ruch Domowy Kościół jest małżeńsko-rodzinnym ruchem świeckich, działającym w ramach Ruchu Światło-Życie, będącym jednym z nurtów posoborowej odnowy Kościoła w Polsce. Powstał z inicjatywy ks. Franciszka Blachnickiego, a jego podstawowym założeniem jest troska o duchowość małżeńską i rodzinną jednocześnie. Ruch ma na celu pomóc małżonkom sakramentalnym w budowaniu między nimi prawdziwej jedności małżeńskiej, która stwarza najlepsze warunki do dobrego wychowania dzieci w duchu chrześcijańskim. Krąg rodzin Domowego Kościoła tworzy zwykle 4-7 małżeństw pragnących trwać przy Chrystusie w codziennym życiu.
Wymodlony krąg
"Ruch Domowy Kościół jest dla nas drogą, którą wspólnie obraliśmy,
aby pogłębiać wiarę, miłość oraz jedność w naszej rodzinie" - mówią
Iwona i Andrzej Walusiakowie z parafii pw. św. Maksymiliana Marii
Kolbego w Olkuszu, rodzice trojga dzieci, którzy od 5 lat należą
do jednego z olkuskich kręgów. Droga do Ruchu nie była prosta, nie
wiedzieli nawet, że coś takiego istnieje, wiedzieli natomiast na
pewno, że coniedzielna Msza św. to zbyt mało, aby jako rodzina chrześcijańska
mogli w pełni się realizować. "Często modliłam się słowami ´Boże
wskaż nam drogę, którą powinniśmy kroczyć. Jesteśmy już rodziną,
mamy cudownego syna, realizujemy się zawodowo, jednak jest jakaś
pustka, którą chcielibyśmy wypełnić. Boże, wskaż´. Wiem, że wszystkie
późniejsze szczęśliwe sploty okoliczności nie są dziełem przypadku.
Tu działał Bóg" - wyznaje Iwona. Postanowili szukać czegoś, co zaspokoi
w pewien sposób ich głód Boga. Po 6 miesiącach od tej deklaracji
okazało się, że istnieje to, czego pragną. To Ruch Domowy Kościół. "
Tak to się wszystko jakoś szczęśliwie układało. W mig znalazły się
inne rodziny o tych samych potrzebach. Niedługo potem okazało się,
że w Olkuszu od wielu lat istnieje już Ruch Domowy Kościół, który
nieustannie modlił się o powołanie nowego kręgu rodzin na tym terenie.
Modlitwa ma największą siłę sprawczą, więc udało się!
Para rejonowa, Wanda i Zbyszek Polowie znaleźli nam opiekunów
- Martynę i Tadeusza Gomółków, którzy wprowadzali nas we wszystkie
tajniki" - opowiada Andrzej. "Spotykamy się raz w miesiącu u poszczególnych
rodzin. Zaczynamy od agapy, podczas której cieszymy się swoją obecnością.
Później modlimy się na różne sposoby: słowem, śpiewem, w ciszy. Kolejny
etap spotkania to zobowiązania, którymi się dzielimy. Są one pomocą
jedności w małżeństwie i rodzinie, należą do nich m.in.: codzienna
modlitwa osobista, małżeńska i rodzinna, regularne spotkanie ze Słowem
Bożym, comiesięczny dialog małżeński oraz tzw. reguła życia, czyli
systematyczna praca nad sobą. Choć początkowo niektórych one przerażały,
to teraz, z perspektywy czasu, widzimy, jak bardzo są potrzebne i
jak dzięki nim możemy pomóc sobie nawzajem. Nasz krąg jest otwarty
i komunikatywny. Nie boimy się mówić o kłopotach w naszych małżeństwach,
a dialogi dotyczą nawet osobistych spraw naszego życia. Czujemy się
autentyczną wspólnotą - z przekonaniem podkreśla Iwona.
Reklama
Babcie i bieszczadzkie wędrówki...
"Rzeczywiście, bardzo owocne było to 5-lecie. Myślę jednak,
że nasze wspólne pragnienie tworzenia chrześcijańskiej rodziny ma
swoje źródło we wczesnym dzieciństwie. Oboje pochodzimy z rodzin
katolickich, w których zawsze Bóg był na pierwszym miejscu. To pewnie
dlatego dziś, przynajmniej tak nam się wydaje, wszystko jest na miejscu
właściwym. Bardzo duży wpływ na moją duchowość miały babcie, które
niemal od urodzenia wszczepiały mi odwieczną prawdę o Bogu" - podkreśla
Andrzej. "Tym człowiek nasiąka i to pozostaje na zawsze. Później
na pewno wielkie znaczenie miał dla nas Krąg Biblijny, który powstał
w naszej szkole średniej z inicjatywy ks. Edwarda Nowaka. Cykle spotkań,
wspólne dialogi o szerokim wachlarzu problemów nękających młodego
człowieka, bieszczadzkie letnie wędrówki. Tam kontakt z Bogiem
się rozwijał i umacniał w nas. Wydaje mi się, że tam również
zostało zasiane ziarno, które do dzisiaj wydaje owoce" - wyznaje
Iwona. "Wierzymy, że całe nasze dotychczasowe życie to nie przypadek.
Pan Bóg przygotował nam pewną drogę, na której stawiał odpowiednich
ludzi, ale niewątpliwie od nas też zależało, czy zdecydujemy się
pójść za Jego głosem, czy też żyć po swojemu" - mówią szczęśliwi
małżonkowie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W Krakowie...
Do ślubu, który zawarli 20 września 1991 r., prowadziła kręta droga. Choć znali się od I klasy ogólniaka i patrzyli na siebie na każdej lekcji, to na pewno nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. " Ja, właściwie przez całą szkołę średnią dojrzewałem do tego uczucia. Początkowo Iwonka wydawała mi się niedostępna i trochę zarozumiała. Mijały miesiące, a we mnie coś się jednak tliło. Pamiętam, że w maturalnej klasie byłem już mocno zakochany. Czas naglił, bo lada dzień kończyliśmy szkołę, więc postanowiłem się odkryć i wyznać jej miłość" - z nutką sentymentu w głosie wspomina pierwsze uczucie Andrzej. "Tymczasem nie trafił na odpowiedni moment. Kiedy on mówił o miłości, ja byłam jeszcze na etapie poszukiwań. Chciałam poznać wielu, aby na całe życie wybrać tego jedynego. Odrzuciłam go, a kiedy nastąpiło przebudzenie, Andrzej był już z kimś innym. Raz czy drugi uniósł się męską dumą i mimo starań potraktował mnie chłodno i z dystansem. Postanowiłam jednak walczyć i postawić wszystko na jedną kartę. Czułam, że to właśnie on. Przyznam szczerze, że nie było łatwo, ale wszystko zakończyło się szczęśliwie. Myślę, że i tym razem przedziwnymi wydarzeniami również nie rządził przypadek. Pan Bóg chciał, abyśmy byli razem" - z radością opowiada Iwona. "Iwonko, ale to dopiero wszystko wyszło na studiach" - przypomina Andrzej. Oboje studiowali w Krakowie - ona - filologię polską, a on AWF. I to właśnie w Krakowie wybuchło uczucie, które trwa do dziś.
Im bliżej Boga, tym bliżej siebie
Jego owocem są dzieci - zdrowi, dorodni chłopcy - Mikołaj,
Filip i Jakub, żartobliwie nazywani przez wikariusza i moderatora
dwóch olkuskich kręgów, ks. Krzysztofa Płatka - "krokodylami". W
tym momencie jak refren można powtórzyć zdanie, że dzieci też nie
są dziełem przypadku, ale świadomego otwarcia się na życie. Każde
z nich jest inne i każde też na swój sposób wyjątkowe. Każdemu też
inaczej rodzice okazywali swoje uczucia macierzyńskie i ojcowskie.
8-letni Mikołaj - jest niezwykle wrażliwy, choć tego
nie okazuje, uparciuch, solidny, na każdy temat ma swoje zdanie,
a w rozmowie z nim należy używać poważnej argumentacji, jest opiekunem
dla młodszego od siebie Filipa, którego pilotuje w drodze do i z
przedszkola, jego ulubionym daniem jest schabowy i ziemniaki z cebulą,
które najlepiej smakują u babci Czesi;
6-letni Filip - to typ całuśnika i przytulajki, niezwykle
uczuciowy, a jeszcze bardziej kontaktowy, uwielbia pomidorówkę.
6-miesięczny Kubuś - to pupilek całej rodziny, najbardziej
wycałowany i wybawiony przez babcie, rodziców i braciszków, jest
najwspanialszym prezentem dla Iwony i Andrzeja na 10. rocznicę ślubu,
bo urodził się tuż przed nią.
Rodzice cudownej trójeczki wciąż na nowo odkrywają siebie
i miłość, która nie bierze, ale daje. Po 10 latach wspólnej drogi
zgodnie twierdzą, że są coraz bliżej siebie. "Mieliśmy to szczęście,
że właściwie od początku do Boga idziemy wspólnie i dzięki temu czujemy,
że ´im bliżej Boga, tym bliżej siebie´".