Czy AWS oprze się szantażowi?
Reklama
Po trzech dniach zwlekania premier Jerzy Buzek podpisał decyzję
o mianowaniu rządowego komisarza dla miasta Warszawy. Jest to najlepsza
decyzja premiera Buzka od szeregu miesięcy, podejmująca wreszcie
sprawę katastrofalnego wręcz zdeformowania istoty samorządu kosztem
społeczeństwa. Chodzi o marnotrawienie ogromnych pieniędzy, napychających
kieszenie stołecznych notabli.
Jak komentował Łukasz Perzyna w Życiu (tekst Ruch kanclerza),
Jerzy Buzek "uderzył w układ oligarchów z SLD i UW, służący sobie
samemu, a nie mieszkańcom Warszawy. Poseł Polskiej Racji Stanu Dariusz
Grabowski słusznie zauważył, że premier poszedł na wojnę z biurokracją,
co - jak wiadomo co najmniej od czasów Faraona Prusa - niesie za
sobą duże ryzyko".
Poseł ROP Jarosław Kaczyński stwierdził na temat decyzji
powołania rządowego komisarza w Warszawie: "(...) tak trzeba było
zrobić i trzeba być w tej sprawie całkowicie i bezwzględnie konsekwentnym
- i z powodów doraźnych, i dotyczących państwa". Zdaniem posła PSL
Bogdana Pęka, "(...) nie do utrzymania jest obecna struktura samorządu.
Musi nastąpić nowelizacja ustawy warszawskiej". Znamienna jest również
opinia Ryszarda Bugaja, b. przywódcy Unii Pracy: "(...) jako obywatel,
myślę, że działo się w gminie Centrum fatalnie" (wszystkie trzy opinie:
J. Kaczyńskiego, B. Pęka i R. Bugaja cytuję za tekstem Łukasza Warzechy:
Awantura w gminie Centrum, (Życie z 23 maja).
Decyzja uzdrowienia sytuacji w gminie Centrum wywołała oczywiste
gwałtowne protesty ze strony SLD i UW, dotychczasowych beneficjentów
niezdrowej sytuacji w samorządzie Warszawy. Leszek Miller nazwał
decyzję premiera "zamachem", UW grozi wyjściem z koalicji rządowej.
Czy AWS oprze się szantażowi i będzie konsekwentna w działaniach
dla uleczenia katastrofalnej sytuacji w gminie Centrum?
Niefortunne wypowiedzi
Reklama
Tak atakowana przez UW i SLD decyzja premiera Buzka może trochę
poprawi jego image, mocno nadszarpnięty przez, łagodnie mówiąc, niefortunne
wystąpienia ostatnich miesięcy. W połowie maja ukazały się kolejne
protesty w związku z nagłośnioną w Gazecie Wyborczej wypowiedzią
premiera Buzka, godzącą w Naszą Polskę i Myśl Polską. Poseł Adam
Słomka zarzucił rządowi "ingerencję w suwerenne prawa mediów, wynikające
z konstytucji RP" (zob. tekst wypowiedzi Słomki: Czy kompetencją
rządu jest łamanie prawa?, Nasza Polska z 17 maja). 23 posłów i senatorów
z różnych ugrupowań (AWS, PSL, ROP, KPN-OP, PRS, AWS-ZChN, PP) podpisało
list otwarty do premiera RP, krytykujący groźbę wstrzymania kolportażu
Naszej Polski i Myśli Polskiej jako próbę "przywrócenia instytucji
cenzury prewencyjnej wobec pism stojących na gruncie polskiej racji
stanu, odważnie broniących polskiego interesu narodowego" (Myśl Polska
z 21 maja). Podpisani pod protestem parlamentariusze (m.in. Adam
Biela, Adam Glapiński, Janusz Dobrosz, Dariusz Grabowski, Jan Łopuszański,
Bogdan Pęk) stwierdzili m.in., że: "Angażowanie autorytetu Premiera
Rządu Rzeczypospolitej Polskiej w jakieś partykularne działania wąskich
grup narusza (...) powagę instytucji Państwa Polskiego".
Nader niefortunne okazało się również wystąpienie publiczne
premiera Jerzego Buzka w sprawie rzekomych incydentów antyżydowskich
podczas Marszu Żywych. Premier, opierając się wyłącznie na wypowiedzi
izraelskiego deputowanego Avrahama Herszona o rzekomej akcji antysemickiej
grupy Polaków, pochopnie potępił ją w ostrych słowach. Jak się później
okazało, żadnych takich incydentów nie było; zrodziły się wyłącznie
w fantazji izraelskiego deputowanego. Zaprzeczył fałszywym twierdzeniom
o incydencie rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji Paweł Biedziak.
W prasie ukazało się wiele tekstów krytykujących wypowiedzi premiera
piętnującego incydent "niepotwierdzony przez polskie służby policyjne" (m.in. w Naszym Dzienniku z 10 maja, Tygodniku Solidarność z 12 maja
i w Głosie z 13 maja). Poseł na Sejm Witold Tomczak wystąpił z bardzo
ostrym Listem otwartym do premiera w tej sprawie (Nasz Dziennik z
10 maja). Poseł Jacek Szczot wystąpił z interpelacją w tej samej
sprawie (Nasz Dziennik z 13 maja).
Błyskawiczna i niczym nieuzasadniona reakcja premiera na
rzekomy incydent w Majdanku szła, niestety, w parze z kolejnym przejawem
całkowitej bierności na drastyczny przejaw wandalizmu antychrześcijańskiego
i antypatriotycznego. W nocy z 6 na 7 maja "nieznani sprawcy" sprofanowali
na warszawskiej Cytadeli krzyż upamiętniający Romualda Traugutta
i czterech innych bohaterów Powstania Styczniowego. Zniszczono całą
drewnianą część krzyża. Nikt z władz nie zabrał publicznie głosu
w sprawie oburzającej profanacji. Małgorzata Rutkowska pisała w tekście
Milczenie premiera (Nasz Dziennik z 10 maja): "Akt dewastacji i profanacji
miejsca stracenia Traugutta nie spotkał się, jak na razie, z żadnym
potępieniem ze strony tzw. władz. Nikt na przeprosiny nie złożył
kwiatów pod krzyżem, nie wyraził choćby zdawkowych słów oburzenia.
Przykro to kontrastuje z medialnym zawirowaniem wokół rzekomych wydarzeń
na Majdanku w ubiegłym tygodniu, gdy premier polskiego rządu, uprzedzając
zbadanie całej sprawy i zajęcie stanowiska przez powołane do tego
urzędy i instytucje, przesądził swymi przeprosinami o ´antysemickich´
wybrykach w czasie Marszu Żywych. Gdy profanowane są polskie miejsca
pamięci - zapada milczenie. Można bezkarnie obrażać i lżyć. Niepokojąca
jest ta różna miara".
20 maja doszło do kolejnego przejawu wandalizmu antychrześcijańskiego,
tym razem w kościele św. Katarzyny w Bytowie. Wandale wpadli przed
Mszą św. do świątyni, wyzwali księdza, poturbowali paru wiernych
i ruszyli na ołtarz, niszcząc figury świętych, księgi, kielichy (wg korespondencji Waldemara Ulatowskiego pt. Boga się nie bali w
Gazecie Wyborczej z 22 maja). I znów nie było żadnej publicznej reakcji
ze strony władz RP na ten akt antychrześcijańskiego barbarzyństwa.
Czy władzom nie przeszkadzają ataki na krzyże i kościoły katolickie?
Czy interesują je wyłącznie skargi mniejszości narodowych z powodu
domniemanych uraz? Dzieje się to w tym samym czasie, gdy władze zupełnie
nie reagują na antypolskie treści w finansowanym przez państwo czasopiśmie
ukraińskim Nasze Słowo. Według Listu otwartego Forum Organizacji
Kresowych i Kombatanckich RP, każdy numer Naszego Słowa "zawiera
antypolskie treści (Nasz Dziennik z 22 maja).
Dlaczego MSZ nic nie robi?
Szeroko podjął tematykę antypolonizmu Krzysztof Warecki
w artykule Przeprosiny bez zadośćuczynienia (Nasz Dziennik z 18 maja). Przytaczając różne przykłady kłamstw antypolonizmu, Krzysztof Warecki
szczególnie skupił się na opisanym już w Niedzieli "wyskoku" czołowego
izraelskiego historyka Yehudy Bauera. Przypomnijmy, że użył on określenia "
polski obóz zagłady" w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika Der Spiegel.
Warecki pisze: "kłamstwo to wyszło z ust człowieka, który niejako
z urzędu (Bauer jest naukowcem jerozolimskiego Instytutu Pamięci
Yad Vashem) jest strażnikiem prawdy o zagładzie Żydów. Mogłoby się
wydawać, że od kogoś takiego można było spodziewać się rzetelności. (...) wywiad z izraelskim naukowcem przeprowadzał Niemiec, a więc
reprezentant narodu, którego inni przedstawiciele są sprawcami holocaustu
m.in. Żydów. Niemiecki dziennikarz powinien być (...) szczególnie
wyczulony na obraźliwą dla nas kalumnię Bauera. W tej sytuacji jedyną
reakcją dziennikarza powinno być skorygowanie kłamliwej wypowiedzi
żydowskiego historyka".
Warecki ostro skrytykował również skrajną, szokującą bierność
przedstawicieli polskich władz wobec prawdziwej fali antypolonizmu
zalewającej zagraniczne media w ostatnich latach. Pisał: "Z listów
i telefonów, które docierają do redakcji, wynika, że wielu Polaków
odnosi wrażenie, jakby rząd nic albo zbyt mało robił w sprawie zwalczania
antypolskiej nagonki w zagranicznych mediach. Gdzie jest polski rząd,
co robi polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, co robią polskie
ambasady, aby ukrócić rozpasanie wrogów Polski? - pytają Czytelnicy". Warecki wyraził nadzieję, że w przyszłości MSZ obok zdawkowych
przeprosin i spóźnionej korekty "będzie żądać od oszczerców także
zadośćuczynienia w postaci zamieszczania na własny koszt obszernych
i rzetelnych artykułów na temat prawdziwego oblicza holocaustu".
Znamienne, że o sprawie tak obelżywego dla Polaków wyskoku Bauera
w Der Spiegel milczały tak skore zawsze do tropienia domniemanego
antysemityzmu w Polsce Gazeta Wyborcza, Polityka, Wprost. Milczało
także i Życie. To milczenie jest znamienne. Napis na domu Edelmana,
wykonany przez jakiegoś skina czy prowokatora, wywołuje wielką falę
protestów w mediach, potępienie ze strony premiera RP, PEN-Clubu
etc. Gdy czołowy historyk żydowski posunie się do aktu antypolonizmu,
i to na łamach najgłośniejszego tygodnika niemieckiego, panuje zdumiewające
milczenie mediów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Miłosz przeciw wybielaniu Beauvoir
W Niedzieli (nr 18) krytykowałem, jako skrajny przykład wybielania
intelektualistów prosowieckich - poputczików, tekst Grażyny Borkowskiej
o Simone de Beauvoir w Rzeczpospolitej z 5 kwietnia. Rzeczpospolita
z 17 maja opublikowała obszerny tekst Czesława Miłosza Niepełna prawda,
krytykujący tekst Borkowskiej. Miłosz stwierdził: m.in.: "Myślę,
że tak wypowiadać się o tej pisarce, jak to robi Borkowska, po prostu
nie wypada. (...) Grażyna Borkowska nazywa Les temps modernes ´doskonałym
pismem´. Prawda jest taka, że było to pismo od mącenia (na wysokim
poziomie) ludziom w głowie i od obław na nieprawomyślnych. (...)
W 1954 r. Simone de Beauvoir dostała nagrodę Goncourtów za powieść
Mandaryni, która ´przyniosła jej niekwestionowaną sławę´ - pisze
Borkowska. Owa sława stąd pochodziła, warto przypomnieć dzisiaj,
że czytano jej książkę jako plotkę towarzyską i powieść z kluczem.
Stanowiła część obławy na Camusa (...). (...) Albert Camus w rozmowie
ze mną określił to dzieło jako ´rynsztok´".
I tyle zostaje z "niekwestionowanej sławy". Miłosz skrytykował
tę niemal hagiografię uprawianą przez Borkowską wobec jednej z osób
chorych na "dur, który zaćmił umysły francuskiej elity w okresie
zimnej wojny". Miłosz przypomniał przy tym, że Camusa atakowano (m.in. w tekstach Sartre´a i Beauvoir) za to, że ośmielił się piętnować
sowiecki system. Zdumiewające tylko, dlaczego trzeba było czekać
od 5 kwietnia aż do 17 maja, aby Rzeczpospolita sprostowała wierutne
nieprawdy Borkowskiej.
Feta dla Sorosa
W licznych pismach ze zdumieniem zareagowano na szokującą fetę, jaką urządziła Gazeta Wyborcza ku czci Georgea Sorosa. Rafał Ziemkiewicz pisał w tekście Miliardy nie śmierdzą (Gazeta Polska z 24 maja), iż wszystkie operacje finansowe Sorosa polegały na spekulacji i korzystały z jakichś luk prawnych. Ziemkiewicz ostro sprzeciwił się nazywaniu Sorosa "wielkim filantropem", stwierdzając, że jest to świadoma manipulacja. Jak pisał Ziemkiewicz: ´Filantropia´ to, według słownika, ´udzielanie pomocy potrzebującym´. Pan Soros nic takiego nie robi, wręcz twierdzi, że dawanie pieniędzy na chorych, biednych czy bezdomnych nie miałoby sensu. Pan Soros rzeczywiście wydaje miliardy, ale na finansowanie ideologii, którą się akurat zachłysnął. Jest to ideologia tzw. ´społeczeństwa otwartego´. (...) Zdaniem wyznawców ´społeczeństwa otwartego´, zniszczyć trzeba ´przesądy´ w postaci religii, patriotyzmu, rodziny etc. (...) Jeśli sponsorowanie ideologii jest filantropią, to za filantropów trzeba uznać wszystkich sowieckich przywódców, ze Stalinem na czele. Oni także wydawali miliardy na finansowanie ruchów pokojowych, obrońców praw człowieka i obywatela oraz temu podobnych. Rzekoma filantropia nie usuwa z sorosowskich miliardów smrodku spekulacyjnego pochodzenia".
