Pamięć zwycięstwa 1920 r.
Redakcja Głosu świetnie uczciła 80. rocznicę zwycięstwa pod Warszawą nad wojskami sowieckimi. W numerze z 12 sierpnia zamieściła fragmenty wykładu dowódcy armii sowieckiej Michaiła Tuchaczewskiego: Pochód za Wisłę i polemizującego z nim tekstu Józefa Piłsudskiego (z książki Rok 1920) oraz fragmenty zapomnianej dziś książki Edwarda Ligockiego: Gdyby pod Radzyminem... zwyciężyli bolszewicy. Ligocki snuł dość proroczy obraz krwawych przewrotów bolszewickich i wojen domowych, jakie nastąpiłyby w różnych krajach Europy po zwycięstwie sowieckim nad Polską.
Niechciany Kwaśniewski
Radni AWS Miasta Wołomin i Powiatu Wołomińskiego wystąpili publicznie z oświadczeniem (drukowanym w Naszym Dzienniku z 3 sierpnia) przeciwko uczestnictwu Aleksandra Kwaśniewskiego lub jego przedstawiciela w uroczystościach sierpniowych w Ossowie - miejscu bitwy z bolszewikami w 1920 r. Radni podkreślali, że: "Osoba Aleksandra Kwaśniewskiego jest ściśle związana z partiami komunistycznymi, które w tamtejszych czasach dążyły do oddania Polski w niewolę Rosji Sowieckiej". Protestujący przypomnieli również żenującą sytuację podczas wizyty A. Kwaśniewskiego w Charkowie, Katyniu i Miednoje, jego ówczesne wyraźne "niedysponowanie" i "niegodne zachowanie prezydenta podczas ostatniej wizyty w Izraelu".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kwaśniewski jako "symbol demokracji"
Reklama
Trwa histeryczna kampania rozpętana przez Gazetę Wyborczą w związku ze sprawą lustracji Wałęsy i Kwaśniewskiego. Szczególnie głośny krzyk podnoszony jest w Wyborczej w związku z przestrzeganiem obowiązującego prawa także w odniesieniu do prezydenta Kwaśniewskiego, serdecznego przyjaciela Michnika. Uparty wybielacz komunistów (w tym stalinowskich sędziów i prokuratorów typu Wolińskiej) Marek Beylin ostrzega z namiętnym patosem już w tytule swego tekstu: Jak umierają demokracje (GW z 3 sierpnia). Poskomunistyczna Trybuna z werwą nagłaśnia tyrady Michnika o tym, że "oskarżenie Aleksandra Kwaśniewskiego jest zamachem na polską demokrację". Komentujący te praktyki Tadeusz M. Płużański pisał w tekście Bolek i Alek (Najwyższy Czas z 5 sierpnia): " O jakim oskarżeniu może być mowa? Przecież sprawdzenie prawdziwości oświadczeń kandydatów na urząd prezydenta RP wynika z obowiązującego w Polsce prawa. Ustawa lustracyjna została uchwalona przez wybrany w demokratycznych wyborach parlament i weszła w życie po podpisaniu jej przez prezydenta Kwaśniewskiego".
Kompromitacja Michnika
Reklama
Skrajna histeria Michnika w związku z lustracją Kwaśniewskiego
wywołuje jego rosnącą izolację w przeważającej części środowisk,
nawet w najbliższych mu kręgach z Unii Wolności. Wymownie świadczy
o tym wywiad posła UW, mecenasa Edwarda Wende, pt. Kwaśniewskim musi
się zająć prokurator, udzielony Gazecie Polskiej z 9 sierpnia. Redaktor
GP Tomasz Sakiewicz zapytał: "Adam Michnik uważa, że w Polsce zagrożona
jest demokracja, a służby specjalne chcą uniemożliwić wybór prezydenta
Aleksandra Kwaśniewskiego. Czy zgadza się Pan z taką opinią?". Odpowiadający
Wende stwierdził m.in.: "To są androny (...). Michnik wielokrotnie
podkreślał, że Polska jest państwem prawa - dura lex, sed lex (twarde
prawo, ale prawo) i teraz ten sam człowiek w czasie postępowania
lustracyjnego, kiedy sąd niczego jeszcze nie przesądził, mówi o tym,
że pewne osoby powinny być wyjęte spod działania prawa." - Sakiewicz: "
Michnik sugeruje, że jeżeli ktoś ma 60% poparcia, to nie powinien
być lustrowany". - Wende: "Poparcie nie ma tu żadnego znaczenia,
nawet królów sądzono. Społeczeństwo udziela tak wielkiego poparcia,
bo ufa, że kandydat powiedział prawdę. Jeżeli ktoś miał związki ze
służbami specjalnymi PRL, co w wielu wypadkach oznaczało również
pracę na rzecz sowieckiego wywiadu, to ma mówić prawdę. Jeżeli jest
tchórzem i nie przyzna się, to nie może być prezydentem państwa."
- Sakiewicz: "Teza o nietykalności pewnych polityków wielokrotnie
pojawiała się w wystąpieniach Adama Michnika. To przecież on chciał
bezkarności dla Jaruzelskiego i Kiszczaka". - Wende: "To jest pewna
fobia redaktora naczelnego Gazety Wyborczej, który w ten sposób sam
podważa podstawową zasadę Konstytucji (tę, którą tak wychwalał),
a mianowicie, że Polska jest państwem prawa. Kwestionowanie tej zasady
jest niezwykle niebezpieczne. (...) To, co mnie szczególnie oburza,
to to, że chociaż w sprawie lustracji Kwaśniewskiego nic jeszcze
nie zostało przesądzone, nie zapadł żaden wyrok, a komisja badająca
działanie służb specjalnych nie stwierdziła żadnego złamania prawa
przez UOP, to jednak Michnik popada w histerię, jakby już zapadł
werdykt". - Sakiewicz: "Czyje poglądy są dzisiaj bliższe Unii Wolności:
Adama Michnika czy też Pańskie?" - Wende: "Bardzo wiele osób w Unii
myśli tak jak ja i wyklucza koalicję z SLD. Michnik też ma tam pewną
grupę zwolenników, jednak jest tylko, moim zdaniem, niewielka grupa
osób, która myśli o koalicji z postkomunistami". Mecenas Wende wyjaśnił
również, dlaczego odrzucił pomysł AWS powołania komisji sejmowej
w sprawie zarzutów finansowych wobec Kwaśniewskiego. Stwierdził,
że za najskuteczniejszą uważa tutaj drogę prokuratorską, bo "tam,
gdzie padają zarzuty kryminalne, z kodeksu karnego, sprawę powinien
poprowadzić kompetentny prokurator".
Histeryczne zachowanie Michnika w sprawie lustracji wywołało
również bardzo ostry komentarz Bronisława Wildsteina w tekście Lustracja,
czyli zamach stanu na łamach Nowego Państwa z 11 sierpnia. Wildstein
pisał tam m.in. o Michniku: "(...) cóż twierdzi najbardziej wpływowy
redaktor? Ano, twierdzi, że prawda może okazać się niezdrowa. Redaktora
już na początku lat dziewięćdziesiątych zaproszono do obejrzenia
ubeckich teczek i już wtedy uznał on, że poznanie ich za jego pośrednictwem
winno społeczeństwu wystarczyć. Uznał również, że wszystko jest dopuszczalne,
aby prawdę taką wbić Polakom do łbów. (...) Najbardziej wpływowy
redaktor pisze, że Polska jest zagrożona, a jej wizerunek jest nadszarpnięty.
Nadszarpnięty realizacją norm prawnych. Naprawimy go, kiedy posłuchamy
Michnika i prawa przestrzegać nie będziemy. (...) o ile procedury
lustracyjne wobec Wałęsy wywołały już gniew, o tyle lustracja Kwaśniewskiego
obudziła świętą wściekłość najbardziej wpływowego męża. A więc przywołuje
on argument, któremu nic już nie jest w stanie się oprzeć - popularność
Kwaśniewskiego. Jak można stosować prawo wobec człowieka, którego
lubi 60% obywateli?
Padają więc ze strony najbardziej wpływowego moralisty
najgorsze obelgi pod adresem politycznych przeciwników (...), nadyma
się balon histerycznego patosu i tylko zdumienie ogarnia, że czytelnik
Gazety Wyborczej może to wszystko potraktować serio. Czy znajdzie
się ktoś, kto zakrzyknie: redaktor jest nagi!?
´Zapytają nas kiedyś dzieci: dlaczego milczałeś w obliczu
draństwa? - kończy redaktor. No właśnie!"
Kandydat na Lenina
Aleksander Małachowski wyskoczył, dosłownie jak Filip z konopi, z płomienną zapowiedzią dokonania "wielkich czynów" w obronie "zagrożonego" lustracją Kwaśniewskiego. W wypowiedzi udzielonej Głosowi Wybrzeża Małachowski stwierdził: "Nie mogę wykluczyć, że uniemożliwienie kandydowania Aleksandrowi Kwaśniewskiemu może doprowadzić do gwałtownego wybuchu niepokojów społecznych. Sam byłbym gotów stanąć na czele takiej rewolucji". Cytujący tę wypowiedź w tekście Dwie rewolucje (Tygodnik Solidarność z 11 sierpnia) Maciej Łopiński pisze o Małachowskim: "Sędziwy kandydat na Włodzimierza Lenina złożył ofertę i czeka, aż go naród wezwie".
Niebezpieczne pomysły w Niemczech
Mnożą się fakty dowodzące, jak niesłuszne były iluzje różnych
polskich polityków i publicystów na temat sytuacji w Niemczech, choćby
sławetne oświadczenia b. ministra spraw zagranicznych Bronisława
Geremka o "cudzie pojednania" między Polską a Niemcami. W Niemczech
wyraźnie dochodzi do nasilenia tendencji rewizjonistycznych, w tym
wzrostu niechęci do Polski i do Czech, i jest to coraz mniej ukrywane.
Nader wymowny pod tym względem jest fakt, jak uczczony został ostatnio
czołowy rewizjonista niemiecki, znany z zapiekłej nienawiści do Polaków
- emerytowany profesor historii Ernst Nolte. Historyk ten, domagający
się rewizji faszyzmu, dostał właśnie w maju tego roku prestiżową
niemiecką nagrodę. Komentująca ten fakt Krystyna Jagiełło (w tekście
Terror wygolonych głów, Życie z 5 sierpnia) pisała, że wcześniej
przyznanie takiej nagrody Noltemu nie byłoby możliwe, ale "dziś klimat
społeczny dla ugrupowań nastawionych rewizjonistycznie do obrachunku
z faszystowską przeszłością jest lepszy niż kiedykolwiek po wojnie". Jagiełło przypomniała, że Nolte "w swych pracach podawał wiele
faktów nieprawdziwych, np. nt. rozmiaru prześladowań Niemców w Polsce
przed drugą wojną światową. Twierdził również, że: "ostateczne rozwiązanie
kwestii żydowskiej nie było dziełem Niemców, ale raczej wspólnym
dziełem europejskiego faszyzmu i antysemityzmu".
Ostatnie miesiące przyniosły wyraźny wzrost nasilenia
ataków niemieckich neonazistów przeciwko cudzoziemcom (m.in. zamach
bombowy w Duasseldorfie pod koniec lipca br., który spowodował poranienie
10 cudzoziemców). Wzmocnienie neonazistów ułatwił m.in. Internet.
Niemieccy neonaziści mają 2000 stron w Internecie, nadawanych głównie
z USA, autorami 300 spośród nich są Niemcy. Równocześnie zaś - według
niedawno przeprowadzonej ankiety - aż 62% zachodnich Niemców i 49%
Niemców wschodnich opowiedziało się za odkreśleniem kreską epoki
narodowego socjalizmu i skończeniem z obrachunkiem z niemieckimi
zbrodniami. Tendencja ta "dziwnie" współgra z nasileniem się roszczeń
pod adresem Polski i Czech. Jak na razie były one dużo donośniej
podnoszone wobec słabszych od Polski Czech.
Ostatnio doszło do bardzo ostrego antyczeskiego "popisu"
premiera Bawarii Edwarda Stoibera, który zaatakował zarówno rząd
czeski, jak i niemiecki za uznawanie tzw. dekretów Benesza, na podstawie
których wysiedlono Niemców z Sudetów. Nic dziwnego, że w Czechach
od kilku lat coraz bardziej nasila się niepokój przed groźbą rewizjonizmu
niemieckiego. Mówią o tym zarówno politycy, jak i intelektualiści.
Jeden z nich, prof. Dalibór Plichta, opublikował pełne przestróg
opracowanie Niemiecki cień nad Czechami, pokazujące fałszywą grę
Niemiec wobec Czech. Od szeregu tygodni publikowane jest ono w polskim
przekładzie na łamach Myśli Polskiej i zasługuje na przyswojenie
przez polskich czytelników. Tym bardziej, że przywódczyni Związku
Wypędzonych w Niemczech - Erika Steinbach ostatnio wpadła na pomysł
szczególnie niebezpieczny z naszego i czeskiego punktu widzenia.
Wystąpiła bowiem z inicjatywą budowy w sercu Berlina ogromnego "Centrum
przeciwko Wypędzeniom", które spełniałoby zarazem funkcję pomnika,
miejsca pamięci o wypędzeniach Niemców z Polski i Czech i wielkiego
ośrodka dokumentacji. Centrum to stanęłoby na życzenie Związku Wypędzonych
w bezpośredniej bliskości monumentalnego Pomnika Holocaustu. Berliński
publicysta Joachim Trenkner pisze bez ogródek, iż "projekt taki faktycznie
można odebrać jako chęć zrównania (bądź porównywania) niemieckiego
mordu na sześciu milionach Żydów z wypędzeniem milionów Niemców z
niemieckich kresów (por. J. Trenkner: Koniunktura na pamięć, Tygodnik
Powszechny z 6 sierpnia). Tak więc w centralnym punkcie Berlina na
równi upamiętnione byłyby: zbrodnia wymordowania Żydów przez Niemców,
jak i "równorzędna" jej jakoby "polska" zbrodnia wypędzenia Niemców,
podczas gdy nie byłoby żadnego śladu upamiętnienia zbrodni niemieckich
na milionach Polaków. Budowa Centrum przeciwko Wypędzeniom "kosztowałaby
160 milionów marek, które miałby wyłożyć rząd federalny i rządy krajowe
landów".
(Tekst przygotowano do druku 8 sierpnia br.)