I znowu zbliża się uroczystość Wszystkich Świętych i dzień
Wszystkich Wiernych Zmarłych. Znowu więcej myśli poświęcimy tym,
którzy odeszli. Zatopimy się w przeszłość, w nasz czas miniony, bo
przecież i my powolnie umieramy z naszymi zmarłymi.
Polska specjalnie w okresie kontrreformacji miała rozbudowany
ceremoniał pogrzebowy; w dawnych źródłach z XVII wieku znajdujemy
zapiski dotyczące organizacji pogrzebu, aby odbył się ze "zwyczajną
pompą" - co za rozbrajająca szczerość: zwyczajna pompa.
W okresie owego barokowego "sarmatyzmu" obrzędy pogrzebowe
obfitowały w szereg wybujałych form bliskich przesadzie i ekstrawagancji.
Wynikało to z mentalności naszych możnych i szlachty. Bezskutecznie
wymawiano polskim panom, że wydają na pogrzeby zbyt wiele, tak iż
pogrzeb zwykłego szlachcica w Polsce mógł dorównać skalą wydatków
pogrzebowi francuskiego wielmoży. Prawdą jest, że łamano surowe
postanowienia testamentów - organizując dwa pogrzeby: jeden skromny
- zgodnie z przekazem testamentowym, drugi za kilka dni - uroczysty
i trwający nieraz kilka tygodni, pochłaniający wartość nawet i kilku
wsi.
W ścisłym związku z pojmowaniem przez dawnych Polaków
śmierci i koniecznością okazałej formy pożegnania zmarłego powstały
obrzędy parateatralne (do nich zaliczamy inscenizację kolejnych faz
życia zmarłej osoby), z położeniem nacisku na elementy panegiryczne
- czyli eksponowanie cnót takich jak: miłosierdzie, zasługi dla dobra
Ojczyzny, wytrwałość w wierze, wyrzeczenie się dóbr doczesnych itp.
Posługiwano się charakterystykami panegirycznymi, tak modnymi w dobie
baroku, pisanymi zarówno przez wybitnych humanistów, profesjonalnych
poetów, jak i amatorów. Powstawała bardzo interesująca dziedzina:
druki ulotne, ozdobne, zapraszające na uroczystości pogrzebowe, jak
i wspomniane utwory panegiryczne dotyczące zmarłego, częstokroć z
wizerunkiem na "totenbett" (niem. łoże śmierci) "katafallen", "castrum
doloris". Rozwijała się specyficzna forma architektury okazjonalnej,
przeznaczona do uświetnienia pogrzebu. Tej architekturze, rozbudowanej
bądź w katafalki, bądź tzw. castrum doloris, towarzyszyły rozmaite
rzeźby, od "ptactwa katafalkowego" (orły i sokoły itp.), poprzez
figury rzeźbione w całej postaci (np. ocalone figury hetmanów), aż
po dużą ilość puttów - aniołków. Często putta niosły światło i świece
woskowe, lampy oliwne lub podtrzymywały czarne opony z aksamitu,
którymi zakrywano okna i ściany. Dopiero w takim wnętrzu, całkowicie
odmienionym, ponurym i wytwornym stopniowano efekty sztucznego oświetlenia.
Tej atmosferze theatrum pogrzebowego sprzyjały portrety trumienne
- specjalność polska. Reprezentowały one podczas długo trwających
uroczystości pogrzebowych "osobę nieboszczykowską", stanowiły centrum
architektury przestrzennej, powstałej na okoliczność pogrzebu. Tworzyli
je najczęściej anonimowi malarze, dając modelom dosadną, realistyczną
charakterystykę, czasami graniczącą z karykaturą. Dzięki tym portretom
poznajemy wiele prawdy o naszych protoplastach, taki sarmacki Polaków
portret własny.
Część portretów trumiennych przetrwała do naszych czasów
na kościelnych strychach, stanowiąc cenny dokument kultury staropolskiej.
Na terenie kraju przetrwało też wiele pozostałości elementów rzeźbiarskich
towarzyszących uroczystościom "pompy funebris" (wg słowa łac. pompa
pogrzebowa). Rzeźby te reprezentują wysoką klasę artystyczną.
W kościele farnym w Kazimierzu nad Wisłą jest przechowywany
zespół rzeźbionych puttów z I połowy XVIII w., wykonanych na pogrzeb
nieznanej osobistości z tegoż okresu. Z tego zespołu czternaście
rzeźb służyło jako świeczniki i dziś pełnią one tę funkcję - przerobione
na elektryczne kandelabry, wisząc na ścianach kościoła, oświetlają
jego wnętrze. Sześć puttów (na podstawkach), z atrybutami cnót, stało
niegdyś wokół katafalku nieznanej osobistości. Dziś ustawiono je
na parapecie chóru muzycznego z jednymi z najpiękniejszych organów
w Polsce. Są po niedawnej konserwacji, lśnią kolorami pod przejrzystą,
połyskliwą polewą. Wyglądają tak pięknie i niosą nasze cnoty przed
oblicze Boga.
Poprzez wieki "pompa funebris" stopniowo wyciszała się,
tak jak zmieniały się formy naszej obyczajowości. Wspominam dawne
pogrzebowe staropolskie obyczaje zaledwie fragmentarycznie, a są
one interesujące dla wielu badaczy sztuki i kultury. Dużą pomocą
była tu dla mnie świetna książka Pompa funebris Juliusza A. Chrościckiego,
dziś profesora historii sztuki zajmującego się sztuką i kulturą czasów
baroku polskiego i francuskiego. W swojej książce na tematy funeralne
cytuje on też źródła z epoki kontrreformacji i daje poznać stare
polskie słownictwo, jak np. "żałomsze", "osoba nieboszczykowska",
ptactwo "katafalkowe" itp.
Już nie z lektur, ale z autopsji znam grobowiec na rdzennym
Mazowszu, w Starej Rawie, przy drewnianym kościele z XVIII wieku (1723 r.) fundacji prymasa Teodora Potockiego. Grobowiec ten należał
do rodziny Prandotów-Trzcińskich i Niemiryczów, tak jak pobliski (ok. 4 km) majątek Trzcianna oraz dwie wsie: Trzcianna i Prandotów.
Niemirycze w XVI wieku, wykształceni i elitarni, grzeszyli, należąc
do arian - Braci Polskich, sekty religijnej, ale w czasach, kiedy
zamieszkiwali Trzciannę, byli już prawowitymi dziećmi Kościoła. Rodzina
mojej babki to owi Prandotowie i Niemirycze. Stara Rawa była ich
kościołem parafialnym. Stąd grobowiec wzniesiony w pobliżu kościoła,
bo tak chowano niegdyś właścicieli ziemskich. Trzcianna była dla
mnie legendą, jak i grobowiec, gdzie wedle określeń miejscowych chłopów: "
młodzieniec leży w mundurze z książką i smutnie duma". Poniżej młodzieńca
w stroju z Księstwa Warszawskiego - płaskorzeźby z piaskowca, tak
jak cały grobowiec, z Alegoriami Śmierci, prawdopodobnie sprowadzone
z Francji. Kiedy tam przyjeżdżam w okresie zadusznym, kiedy zapalam
znicze i zaczynam modlić się za zmarłych, słyszę pośród suchego szelestu
jesiennych liści, które tu leżą jak dywan złotawordzawy, ich szepty
i głosy: to ciotka Muszka, to piękna ciocia Marzenna, to ciotka Janina,
to Feliks (lubił strzelać do kawek), to pradziadek Roman Niemirycz,
to staruszek wuj Kazio Niemirycz, który podobno jako dziecko chciał
mówić tylko chłopską gwarą, bo w czasie wakacji bawił się z młodym
parobkiem. Słyszę (chyba mi się nie zdaje?) daleko głos babki Wacławy.
Zapominam, gdzie jestem i gdyby nie Ksiądz Ludwik, który jest mi
życzliwy i zaprasza na plebanię na herbatę z ciastem, myślałabym,
że czas miniony nie jest wcale miniony.
Trzcianna, Stara Rawa - cmentarz grzebalny - ogólny,
zmuszają do zamyślenia. Oczyma wyobraźni widzę pogrzeby chłopskie,
takie jak na obrazie Józefa Szermentowskiego. Jeszcze niekiedy pogrzeby,
które widziałam w Kazimierzu nad Wisłą, zachowały nastrój dawnej
obrzędowości, pełnej powagi i prowincjonalnej ceremonialności.
Przez tę obrzędowość człowiek starał się oswoić tajemnicę
śmierci, ale to było zawsze trudne. Ból, jakiego człowiek doznaje
po stracie bliskich, może złagodzić tylko Bóg i modlitwa, bo przemija
postać świata.
Pragnę podziękować pani Jolancie Kulińskiej za pomoc w wyszukaniu pozycji bibliotecznych potrzebnych do tego opracowania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu