Kiedy czytam niedzielną lub świąteczną Ewangelię, kiedy myślę
o homilii, szukam jednego zdania, jednego słowa, które ją streszcza.
Pomaga mi w tym bardzo mój kapłański modlitewnik, nazywany krótko
brewiarzem. Jest to wielki modlitewnik, złożony z 4 tomów. Np. 4.
tom, obecnie używany, ma aż 1742 strony. Szukając tej najważniejszej
myśli, skupiam uwagę na trzech antyfonach z tego brewiarza - do hymnu
Najświętszej Maryi Panny na I i II Nieszpory i do hymnu Zachariasza
na Jutrznię. Na tę dzisiejszą 32. niedzielę zwykłą powtarzają się
w tych antyfonach dwa słowa: uboga - wdowa. "Jezus ujrzał ubogą wdowę", "
uboga wdowa wrzuciła (do skarbony) najwięcej", "uboga wdowa wrzuciła
wszystko" do tej świątynnej skarbony. Te słowa wypowiedział Pan Jezus.
Mówi o Nim Ewangelista, że siedział naprzeciw skarbony... Ale On
nie obserwował ludzi jak urzędnik skarbowy, lecz jak Ktoś, kto z
miłością patrzy na każdego człowieka i w każdym oczekuje i szuka
dobra. Ta uboga wdowa przed nikim nie chwaliła się tą swoją naprawdę
wielką ofiarą. Może wrzucając do skarbony te dwa pieniążki, oglądała
się z niepokojem, czy ktoś nie widzi, że ona tak mało daje. A Jezus
widział, że "oddała wszystko, co miała, całe swoje utrzymanie".
Dziś tak bardzo lubimy obliczać procenty. I my spróbujmy.
Bogacze, którzy także wrzucali do skarbony swoje ofiary, dumni, że
dają tak wiele, faktycznie oddawali tylko mały ułamek procenta swojego
dochodu. A ona oddała 100%! Jezus mówi ze wzruszeniem: "całe swoje
utrzymanie". Mówimy czasem tak serdecznie o "groszu wdowim"... Dla
Pana Jezusa najważniejsze było to słowo "wszystko". Mówimy dziś dużo
i z niepokojem o konsumpcyjnym stylu życia wielu nam współczesnych
ludzi: mieć jak najwięcej, używać, spożywać, bawić się, podróżować,
konsumować... i znowu wydawać. W ofiarnym geście owej wdowy jest
jakieś wielkie dostojeństwo. Jezus podziwia jej ofiarę. Jest takie
łacińskie przysłowie: "Bis dat, qui cito dat". To znaczy: "Podwójnie
daje, kto szybko daje...". Ona nie tylko decyduje się szybko, ale
daje wszystko! Dziś żaden kapłan nie namawiałby nikogo, żeby oddał
wszystkie swoje pieniądze, nawet na budowę świątyni... A jednak można
dać jeszcze więcej, nie tylko pieniądze, ale siebie samego - całkowicie.
Ot, wydarzenie z życia Kościoła, jedno z wielu: Miła, ładna dziewczyna
kończy studia. Rodzina, koleżanki, koledzy podpowiadają jej, że teraz
czas na małżeństwo. Tylu wokoło niej dobrych chłopców, którzy czekają
na jej "tak!". Aż pewnego dnia, po wielu naleganiach, z radosnym
uśmiechem na twarzy, oświadcza: Tak, wybrałam, idę do klauzurowego
klasztoru Sióstr Eremitek!... Łatwo zrozumieć, ile tam było zdumienia,
przekonywania, odradzania... Ale ona zdecydowała się po wielu modlitwach,
rozważaniach..., to nie było szybko, ale na serio! Oddaje wszystko,
co się łączy z życiem młodego człowieka, młodej dziewczyny. Nie od
wszystkich Pan Jezus żąda aż tyle, ale Jego miłość jest tak wielka,
że On zawsze ma prawo wiele oczekiwać.
PS Nazwę tego klasztoru świadomie zmieniłem, żeby nie
było "pobożnej reklamy", ale fakt jest autentyczny i takich faktów
jest dużo...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
