Wzgórza łagodne jak wersety Ewangelii,
Niewiasty u studni
I szklane niebo, przez które widać
Gołębia, unoszącego się
Ponad domami białymi
Jak sad aniołów.
Gabriel leciał powoli i z trudem,
Bo miał zwiastować nowinę
Tak nieoczekiwaną,
Że uginał się pod jej ciężarem.
Drżał, nie wiedząc,
Czy ją zrozumie kobieta z krwi i ciała.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Posłańcy, którzy przynoszą nieoczekiwaną wieść,
Są równie zaskoczeni,
Jak ci, którzy ją otrzymują.
Lecąc nisko nad ulicami,
Był bardzo rad,
Że go nie spostrzegli ludzie,
Którzy zmożeni upałem
I oddzieleni od rzeczywistości
Ścianą snu,
Leżeli na chodnikach
I na progach domów.
Gabriel był widzialny tylko dla samego siebie
I smagłej Dzieweczki,
Która cichym ruchem dłoni
Odgarnęła z czoła ciemne włosy,
Gdy zbliżając się do Niej,
Musnął nieostrożnie skrzydłami
Jej cień.
Mówili z sobą zwyczajną mową,
A im prostsze były ich słowa,
Tym bardziej zawiła była ich tajemnica.
Wielka była radość,
Gdy Dzieweczka
O czole z błękitu,
O spojrzeniu utkanym z ptaszęcych świergotów
Bez sprzeciwu przyjęła nowinę
I pochyliła w pokorze dłonie,
Na których spoczęła równowaga człowieka.
Anioł uniósł się w powietrze
I szybko się oddalił,
Bo miał przed sobą długą drogę,
Prowadzącą obok studni i śpiących ludzi,
A chciał jeszcze przed zapadnięciem nocy
Zdążyć z powrotem do swojego domu,
Zbudowanego z pierwszych kart
Ewangelii.
Zmęczony,
Mijając studnię,
Zanurzył w niej swoje stopy,
Gorące od lotu.