O Owsiaku bez panegiryzmu
Reklama
Agnieszka Niezgoda w tekście Szczodry Polak po szkodzie (Polityka
z 18 sierpnia), pisze o problemach dobroczynności w Polsce. Najciekawsze
w całym tekście są dane pokazujące, ile różne organizacje i środowiska
zbierają na cele dobroczynne w ciągu roku. Według tych danych, Caritas
Polska i Caritasy diecezjalne zbierają kilkakrotnie więcej rocznie
od przereklamowanej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Owsiaka.
Ta ostatnia zbiera ok. 25 mln rocznie, a Caritasy diecezjalne 65,
7 mln, Caritas Polska 8,8 mln (razem 74,5 mln). A przecież akcji
Owsiaka towarzyszy stokrotnie większe nagłośnienie w najbardziej
wpływowych mediach niż akcji Caritas. A. Niezgoda pisze: "Zarzuty,
że gdyby podarowany Owsiakowi czas antenowy sprzedać reklamodawcom,
zysk byłby niebotycznie większy, socjologowie odpierają argumentem
o sile społecznej mobilizacji". Jak widać, w przypadku Caritas siła
społecznej mobilizacji już mało obchodzi tychże socjologów, nie mówiąc
o wpływowych mediach. Chodzi im przecież o nagłośnienie świeckiej
akcji Owsiaka, który poza wyraźnymi predylekcjami do reklamowania
Hare Kriszna - nie ukrywa, łagodnie mówiąc, swego pociągu do antywartości
w sprawach etycznych, skrajnego relatywizmu moralnego (osławione
hasło róbta, co chceta). Do najnowszych enuncjacji Owsiaka w tej
sferze nawiązał Jan Wróbel w Życiu z 14-15 sierpnia w tekście pt.
Jesteście wspaniali. Nauczyciel polski wykrzywia rozwój młodzieży.
Już Owsiak da mu popalić!. Wróbel pisze: "W piątek wieczór słucham
w radiu przemówienia Jerzego Owsiaka uroczyście otwierającego festiwal
muzyczny w Żarach. ´Nauczyciele mówią wam, że jesteście lumpami,
że jesteście niczym. To nieprawda, jesteście wspaniali!´ ryknął z
impetem (...). Zamurowało mnie.
Mój Boże, żeby to było takie proste! Żeby rzeczywiście
młodzi ludzie byli ´wspaniali´, a tylko nauczyciele, swoim ględzeniem
i niedocenianiem podopiecznych uniemożliwiali im rozwój... Gdyby
tak łatwo można całą polską młodzież zmienić..."
Szyderstwa z Unii Wolności
Prezes PSL Jarosław Kalinowski bezlitośnie szydzi z Unii Wolności w wywiadzie udzielonym Przeglądowi z 13 sierpnia pt. Wariantu litewskiego nie będzie: "Unia przez cztery lata nabroiła, i to dużo. I teraz jest w kropce (...) Bo jeżeli ktoś na trzy miesiące przed wyborami przypomina sobie, że są ludzie i że trzeba teraz wsiąść w autobus wolności i jechać w kraj, pytać ludzi, jakie mają problemy... To co oni robili przez cztery lata? Nic nie wiedzieli? Problemy trzeba znać. Inaczej mamy komedię - panowie w drogich koszulach i modnych krawatach zajeżdżają autobusem-mercedesem do Giżycka i zapraszają bezrobotnych na przejażdżkę jachtem".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nierozliczony sowiecki holocaust
Reklama
W tygodniku Wprost z 19 sierpnia arcyciekawy wywiad Józefa
Szaniawskiego z dwoma słynnymi rosyjskimi dysydentami: Wiktorem Suworowem
i Władimirem Bukowskim pt. Rosja radziecka. Pierwsza część wywiadu
obala zmitologizowany obraz Michaiła Gorbaczowa jako rzekomego wielkiego
inicjatora demokratyzacji w ZSRR, obraz szczególnie skwapliwie upowszechniany
w Polsce przez Michnika i Gazetę Wyborczą. Bukowski twierdzi, że
pucz Janajewa "zorganizowano zgodnie z zarządzeniem Gorbaczowa (...)
jest wystarczająco wiele dokumentów, żeby to udowodnić. Tyle że Gorbaczow,
próbując ratować system sowiecki, wyraźnie się przeliczył, gdyż "
nie uwzględnił kilka rzeczy. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo
zmalała jego władza w wojsku, administracji i KGB. Powodów tego było
kilka, m.in. krwawe wydarzenia w Tbilisi w 1989 r., kiedy na jego
rozkaz zamordowano ludzi (w kwietniu wskutek szarży wojsk MSW zginęło
co najmniej dwudziestu uczestników pokojowej demonstracji niepodległościowej),
a winą obarczono lokalne władze wojskowe. Dowództwo armii radzieckiej
było więc bardzo wyczulone, nie chciało wszczynać akcji bez osobistego
rozkazu głównodowodzącego". Tezom Bukowskiego wtóruje Suworow, mówiąc: "
Władza radziecka mocno się trzymała do momentu, kiedy brała odpowiedzialność
za wszystkie zbrodnie. W Katyniu rozstrzelano polskich oficerów -
władza nigdy nie wskazywała konkretnych sprawców, chroniąc w ten
sposób swoich ludzi. Dlatego każdy wykonawca wyroku był pewien, że
nie będzie zdemaskowany. To było podstawą owej kryminalnej struktury.
Gorbaczow zaś zaczął demaskować swoich ludzi w Tbilisi. Mówił wtedy:
´Nic o tym nie wiedziałem, takich rozkazów nie dawałem´. Gdy wybuchły
zamieszki na Litwie i zaczęto mordować ludzi, Gorbaczow mówił: ´Ja
spałem´. Kiedy wszyscy już wiedzieli, że władza radziecka nie bierze
na siebie tych zbrodni, było jasne, że nadszedł jej koniec".
Władimir Bukowski stanowczo ostrzega przed jakimikolwiek
iluzjami na temat Władimira Putina. Zaczyna od przypomnienia, że
w czasie puczu Janajewa w 1991 r. Putin "zajmował się w Petersburgu
tym, jak władza poprzez struktury kryminalne może sprzedawać metale
szlachetne". Następnie uogólnia: "Putin jest kontynuatorem i dziedzicem
KGB. Jest czekistą, jak sam wielokrotnie się z dumą nazywał. (...)
Głównym zadaniem pułkownika Putina jako rezydenta KGB (w Dreźnie
- J. R. N.) było nadzorowanie Stasi - czy była wystarczająco gorliwa
w zwalczaniu opozycjonistów NRD-owskich. (...) Najstraszniejszym
przestępstwem naszych czasów jest to, że sowiecki holocaust do tej
pory nie został rozliczony. Przestępców nie ukarano, pozwolono im
nawet rządzić Rosją. Putin jest i będzie gwarantem utrzymania status
quo". Wywiad puentuje Wiktor Suworow, mówiąc: "Problem polega (...)
na tym, że ludzie, którzy powinni być ukarani, dzisiaj rządzą".
Koszty rozdętej administracji
Pisałem już na tych łamach niejednokrotnie, ile kosztuje Polaków
rozdęta biurokracja, od o wiele za dużej administracji centralnej
po blisko 800 radnych, którzy "obżerają Warszawę". Gazeta Polska
z 15 sierpnia przynosi nowy, wielce pouczający raport na ten temat
pt. Co ma władza. Raport opracowali: Katarzyna Gójska, Eliza Michalik
i Tomasz Sakiewicz: Autorzy przytaczają między innymi następujące
dane: "W 1989 r. w Polsce było 42934 pracowników administracji centralnej.
W pierwszych rządach solidarnościowych administracja centralna została
rozbudowana do prawie 100 tys. osób. Za rządów koalicji SLD-PSL w
administracji znalazło zatrudnienie już ponad 120 tys. osób. Rząd
AWS-UW dołożył do tej liczby kolejne kilka tysięcy. Utrzymanie jednego
takiego etatu kosztuje miesięcznie podatników (wliczając w to pensję,
ubezpieczenie, wydatki na prowadzenie biura) najmniej 10 tys. zł.
W przypadku osób z tzw. erki, czyli posłów, senatorów i najwyższych
urzędników państwowych, jest to od 20 do 30 tys. zł".
Autorzy raportu podają szokujące informacje o rozbudowie
biurokracji wokół urzędów prezydenta i premiera, pisząc: "Mimo niewielkich
uprawnień przewidywanych w konstytucji dla głowy państwa, prezydent
daje zatrudnienie ponad pięciuset osobom. Jego kancelaria stanowi
właściwie drugi Urząd Rady Ministrów: pracują w niej ministrowie
stanu, sekretarze stanu, ich zastępcy, doradcy i szeregowi pracownicy. (...) W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pracuje prawie tysiąc osób (
w tym ministrowie, sekretarze i podsekretarze stanu oraz ich podwładni). Ministrowie mają zawsze kilku, zwykle pięciu, sześciu zastępców,
a w Ministerstwie Finansów jest ich nawet dziewięciu (...)". Do tego
dochodzi armia parlamentarzystów. Jak czytamy w raporcie: "Posłów
i senatorów jest w sumie 560. Każdy z nich ma prawo do zatrudniania
pracowników swego biura poselskiego (oczywiście, z pieniędzy publicznych). Oprócz tego licząca setki osób rzesza urzędników obsługuje kancelarie
Sejmu i Senatu". Na tle tych wyliczeń dobrą puentą stają się stwierdzenia
z innego tekstu publikowanego w tym samym numerze Gazety Polskiej
pt. Bez histerii, pióra Tomasza Sakiewicza. Autor zapytuje: "(...)
czy potrzebna jest armia urzędników, dziesiątki agencji będących
na ogół synekurami dla polityków? Czy stać nas na dziurawy system
podatkowy, z którego korzystają nieliczne firmy i stosunkowo najmniej
potrzebujący, bo zamożni podatnicy". Lekarstwem byłoby - według Sakiewicza
- przedstawienie przez rząd realistycznego budżetu "wraz z koniecznymi
ustawami poprawiającymi system podatkowy i przewidującego cięcia
wydatków na samą władzę". Propozycja Sakiewicza jest niewątpliwie
bardzo sensowna, tylko czy zdecyduje się na nią rząd Jerzego Buzka,
który tak długo sam wspierał mnożenie się wydatków na biurokrację
i sam ją intensywnie rozwijał?
O Unii Europejskiej
bez taryfy ulgowej
Nasza Polska z 14 sierpnia przynosi tekst Stanisława
Michalkiewicza Tylko srebrniki, wskazujący na różne przemilczane
złe strony Unii Europejskiej. Jak pisze Michalkiewicz: "Osobiście
sądzę, że Unia Europejska w płaszczyźnie politycznej jest próbą realizacji
umowy między Francją a Niemcami o wspólnym zarządzaniu Europą". Michalkiewicz
ostro krytykuje również promowanie w UE różnych niepokojących zjawisk
w sferze etycznej, pisząc m.in.: "Unia Europejska (...) wywiera presję
na państwa kandydujące, by zalegalizowały aborcję na życzenie, a
wkrótce - może i eutanazję? Nie wydaje się to świadczyć o wyższości
moralnej UE, tym bardziej, że m.in. od tego uzależnia ona dostęp
do korzyści ekonomicznych. Wreszcie UE próbuje narzucić państwom
kandydującym model ´państwa neutralnego światopoglądowo´. Jest to
koncepcja fałszywa przede wszystkim dlatego, że w ogóle nie jest
możliwa do zrealizowania (...) państwo neutralne światopoglądowo
nigdy nie istniało i istnieć nie może. Przyczyna jest prosta. Państwo,
jeśli chce pozostać państwem, nie może wyrzec się ustanawiania praw.
Jeśli państwo przestaje ustanawiać prawa, przestaje być państwem". Według Michalkiewicza, państwo, ustanawiając kodeks karny, musi
dokonywać zarazem "wyboru etyki, która ma obowiązywać na terenie
publicznym (...) - albo etyka złodziejska, albo nie-złodziejska (...) A ponieważ każda etyka zakotwiczona jest w konkretnym światopoglądzie,
z którego czerpie uzasadnienie dla swych norm i dla hierarchii tych
norm, to znaczy, że wraz z etyką, która ma obowiązywać na terenie
publicznym, państwo wybiera też światopogląd, który etykę tę uzasadnia (...) Państwo neutralne światopoglądowo po prostu nie istnieje; nie
ma takiego zwierzęcia".
