"Nauczycielu, gdzie mieszkasz? Chodźcie, a zobaczycie" . To pytanie skierowane przez przyszłych apostołów do Jezusa wybrał Jan Paweł II na hasło XII Światowego Dnia Młodzieży. Po spotkaniach w Ameryce Północnej i w Azji młodzież miała powrócić na kontynent europejski - tym razem do Paryża, stolicy Francji, zwanej najstarszą córą Kościoła. Jeszcze na początku sierpnia 1997 r. nikt nie spodziewał się, jak wiele osób dosłownie potraktuje to zaproszenie: "Chodźcie, a zobaczycie". Przyszli. Świat zaś nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Ponad milion osób zameldowało się w niedzielę 24 sierpnia na uroczystościach zamykających Dzień Młodzieży. Nie był to tylko chwilowy entuzjazm. Trzy lata później, podczas Jubileuszu Młodych w Rzymie Francuzi okazali się najliczniejszą (poza Włochami) grupą narodową obecną w stolicy chrześcijaństwa.
U stóp wieży Eiffla
Sierpień 1997 r. był w stolicy Francji wyjątkowo gorący. Miasto
opustoszało, większość rodowitych Paryżan wyjechała na wakacje. Czy
młodzież zaproszona na Światowe Spotkanie przez Papieża zdoła zapełnić
pustawe paryskie ulice? Takie pytanie zdawało się nurtować organizatorów
uroczystości, którzy nie kryli, że spotkanie w Paryżu może różnić
się - i to bardzo - od poprzednich wielkich uroczystości z udziałem
Ojca Świętego. Tu już nikt nie marzył o takim wydarzeniu jak w Manili,
gdzie przyszły miliony. Nikt nie wierzył, że w słynącej z laickiej
tradycji Francji pojawią się nagle tłumy ludzi na papieskiej Mszy
św. Mało tego, większość komentatorów, a nawet samych księży i biskupów
było przekonanych, że więcej będzie w Paryżu cudzoziemców niż rodowitych
Francuzów.
Pierwszy sygnał, że się te pesymistyczne prognozy nie
spełnią, młodzi ludzie dali w czwartek 21 sierpnia na Polach Marsowych
pod wieżą Eiffla. U jej stóp zgromadziło się kilkaset tysięcy osób,
które entuzjastycznie witały Ojca Świętego. Od tego dnia w Paryżu
rozpoczęło się wielkie święto, a nieco zblazowani mieszkańcy stolicy
Francji ze zdumieniem patrzyli, co dzieje się na ulicach. Dziesiątki
tysięcy uśmiechniętych twarzy, zapełnione kościoły, wielka życzliwość
w zatłoczonym do granic wytrzymałości metrze - tego nie widywało
się tutaj na co dzień.
W sobotę 23 sierpnia Paryż oplótł łańcuch braterstwa
- uczestnicy Dni Młodzieży wzięli się za ręce i utworzyli wielokilometrowe
koło wokół miasta. Dziwnym zbiegiem okoliczności stanęli niemal na
tych samych miejscach, na których niespełna 30 lat wcześniej ustawiły
się czołgi mające stłumić rewoltę studencką 1968 r.
Gdy na ulicach Paryża formowano łańcuch braterstwa, Ojciec
Święty modlił się w kościele akademickim Sorbony razem z grupą delegatów
młodzieży z całego świata. Było gorąco - na dworze ok. 30 stopni,
w kościele podobnie, z tym że tu panowała potworna duchota. Jan Paweł
II był w kompletnym stroju liturgicznym. Cały spływał potem, a raz
nawet otarł czoło kawałkiem ornatu. W pewnym momencie przerwał homilię
i zapytał: "Czujecie upał?". I patrząc na zmęczone twarze jego słuchaczy
dodał: "Ja też!". Papież wytrwał jednak do końca. A wieczorem przybył
na tor wyścigów konnych Longchamps, gdzie czekało już na niego 750
tys. ludzi. Tego nikt się nie spodziewał. Skąd oni się wzięli? -
pytali zdumieni dziennikarze. Tymczasem okazało się, że w ostatnich
dniach liczba zgłoszeń na uroczystości zamykające ŚDM zaczęła lawinowo
wzrastać. Do Paryża zjeżdżały się całe rodziny, zachęcone przykładem,
jaki dali im ich zagraniczni goście. Tydzień wcześniej bowiem w wielu
miastach Francji goszczono cudzoziemców, którzy zarazili swoich gospodarzy
religijnością i wewnętrzną radością. "Dlaczego i my nie mielibyśmy
pojechać do Paryża?" - pytali siebie Francuzi. I za tym pytaniem
poszła odpowiedź. Wielu z nich spędziło noc na Longchamps, pozostali
dotarli tu rano.
"Młodzi Przyjaciele, Wasza droga nie kończy się tutaj
- mówił im Papież. - Czas nie zatrzymuje się dzisiaj. Idźcie na drogi
świata, na drogi ludzkości, pozostając zjednoczeni w Kościele Chrystusa!
Kontemplujcie nieustannie chwałę i miłość Boga, a otrzymacie światło,
byście mogli budować cywilizację miłości i pomagać ludziom dostrzegać
świat przemieniony przez odwieczną mądrość i miłość". To zaproszenie
zostało przyjęte, co okazało się najpełniej trzy lata później w Rzymie.
Reklama
Najazd na Rzym
W połowie sierpnia 2000 r. stolica chrześcijaństwa przeżyła
inwazję. Nie był to jednak najazd Hunów. Jego sprawcy zmienili tu
ustrój i pod wodzą starego człowieka w bieli założyli niezależną
republikę. Jej oficjalnym językiem była modlitwa, jej walutą - uśmiech,
a prawem - miłość. Hasło Dnia brzmiało: Słowo stało się ciałem i
zamieszkało wśród nas (J 1, 14).
"Czworo moich dzieci jest tutaj - mówił francuski dziennikarz,
Elie Marechal, który pracuje dla Le Figaro. - I muszę powiedzieć,
że Światowe Dni Młodzieży wywarły na ich dojrzewanie głęboki wpływ.
Ja po raz pierwszy miałem szczęście brać udział w tym wydarzeniu
w 1991 r. na Jasnej Górze. Doznałem wstrząsu - oczywiście, w pozytywnym
znaczeniu tego słowa. Wówczas jeden z moich synów miał 15 lat, a
drugi 14. ´Musicie pojechać na Dzień Młodzieży´ - powiedziałem im
po powrocie z Częstochowy. Pojechali do Denver. Nie mogli dotrzeć
do Manili, bo było za daleko, ale bardzo mocno zaangażowali się w
przygotowania w Paryżu. Dziś są tutaj. Jeden z nich przywiózł ze
sobą 50 młodych, drugi jest odpowiedzialny za młodzież z kilku parafii.
Są także ich siostry: jedna ma 18, a druga 17 lat".
"Czy dałoby się porównać Twój pierwszy Światowy Dzień
Młodzieży z obecnym?" - pytam dziennikarza.
"Wszystko się zmieniło - odpowiada - i w Polsce, i we
Francji. Dziś młodzi Polacy nie różnią się niczym od swoich rówieśników
z innych krajów. Ani ubiorem, ani sposobem zachowania się. Kiedyś
mogłem poznać Polaka po sposobie poruszania się. Dziś oni chodzą
tak jak inni młodzi, ubierają się jak inni młodzi, mają przekłute
uszy i noszą kolczyki jak wielu ich rówieśników z Europy Zachodniej,
noszą takie same T-shirty i takie same spodnie. Dla Francuzów też
wszystko się zmieniło. W Częstochowie było ich chyba ok. 30 tys.
W Rzymie spodziewano się 60 tys. Przyjechało 80 tys. - więcej niż
Polaków. Gdyby ktoś 5 lat temu powiedział, że będzie nas tyle, uznano
by, że postradał zmysły".
Podobnie - tyle że po cichu - niektórzy wypowiadali się
o papieskim pomyśle spotkań młodzieży. Gdy kilkanaście lat wcześniej
Jan Paweł II zaprosił młodych do Rzymu, wielu powątpiewało, czy ma
to sens. Obawiano się wielkiej porażki Kościoła, który, szczególnie
na Zachodzie, tracił młodzież i nie mógł się otrząsnąć z kryzysu
przełomu lat 60. i 70. Tymczasem Papież zaryzykował i wygrał. Mało
tego - im jest starszy, tym więcej młodych przychodzi na spotkanie
z nim. Manila - ponad cztery miliony, Paryż - półtora miliona, Rzym
- dwa miliony dwieście tysięcy - najliczniejsze zgromadzenie w historii
Wiecznego Miasta. Wielu z nich obległo także 312 konfesjonałów ustawionych
w Circo Massimo, gdzie przez trzy dni od rana do wieczora można było
się wyspowiadać. Do sakramentu pojednania przystąpiło kilkaset tysięcy
młodych. Wśród nich była Florence z Chambery z Francji. "Przychodzę
do spowiedzi po raz pierwszy po 12 latach - mówiła. - Dotąd przystępowałam,
co prawda, często do Komunii, bo uważałam, że Pan Bóg w swoim miłosierdziu
i tak zawsze odpuszcza nam grzechy. Dopiero tu, w Rzymie, zrozumiałam,
że pośrednictwo kapłana może być też łaską od Boga, bo przecież działa
On zawsze przez ludzi".
Kto z kim przestaje - takim się staje
19 sierpnia młodzi opuścili Rzym i w 40-stopniowym upale powędrowali
na Tor Vergata, gdzie mieli wieczorem spotkać się z Papieżem, a nazajutrz
uczestniczyć we Mszy św.
Po pokonaniu 20-kilometrowej trasy zobaczyli olbrzymi teren,
na którym rozmieszczono prowizoryczne fontanny. Spragnieni ludzie
gromadzili się pod bijącymi kilkanaście metrów w górę strumieniami
wody. Upał ich nie wystraszył i nie wystraszył też Ojca Świętego. "
Można być starym ciałem, ale młodym duchem - mówił mi 22-letni Jan (
na drugie Paweł - tak zadecydowała jego matka, bo urodził się on
w roku wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową). - On myśli i czuje
jak my. W nim jest ta wielka siła młodości. On czerpie radość z życia
i z wszystkiego, co go otacza - z tego, że jest słońce, że Bóg nas
stworzył, że żyjemy w takim, a nie w innym świecie, że jest przed
nami jakaś jasna przyszłość".
Tę przyszłość widział Papież, gdy przez okno helikoptera
zobaczył dwumilionową rzeszę młodych na Tor Vergata. Obok niego siedział
ks. Tadeusz Styczeń. "Papież nic nie mówił, tylko się modlił - wspomina
ks. Styczeń. - W pewnym momencie ośmieliłem się przerwać tę ciszę
i zapytać, co czuje, widząc tych ludzi przed sobą. On się uśmiechnął
i powiedział: ´A cóż ja mogę myśleć. Będziemy się razem modlić. A
po drodze możemy jeszcze zaśpiewać´. I po chwili w helikopterze zabrzmiał
baryton Jana Pawła II: ´ Legiony to żołnierska nuta´".
"Ojciec Święty promieniuje swoją siłą na młodzież - dodaje
ks. Styczeń - a jednocześnie kontaktując się z młodzieżą jest jakby
napromieniowany siłą pochodzącą od niej".
W sobotę wieczorem Papież odłożył laskę i przechodząc
przez symboliczną bramę wzniesioną na Tor Vergata, oparł się na ramionach
młodych. Kilka godzin później powiedział im po polsku: "Kto z kim
przestaje - takim się staje". I z uśmiechem na ustach obejrzał jeszcze
pokaz ogni sztucznych. To nie było przewidziane. Według programu,
stary Papież miał jechać do domu odpocząć. Ale młodzieńczy odpoczynek
różni się od odpoczynku starca. Nie może być biernością. Dlatego
nazajutrz mimo gorąca i krótkiej nocy, cały świat zobaczył szczęśliwych
młodych i szczęśliwego Papieża, który przed modlitwą Anioł Pański
powiedział do nich, używając biblijnego cytatu: "Pozdrawiam (...)
Was, Młodzi z całego świata, radości i chwało moja".
Na zakończenie zaś powiedział, że następny Światowy Dzień
Młodzieży odbędzie się w lecie 2002 w Toronto: "Już teraz, zapraszając
młodych z całego świata, by wyruszyli tam w drogę, specjalne pozdrowienie
kieruję do delegacji kanadyjskiej, obecnej na tej liturgii, która
przyjmuje to zadanie na przyszłość. Proszę Najświętszą Dziewicę o
opiekę dla nich i dla misji, którą dziś podejmują".
Pomóż w rozwoju naszego portalu