Manipulacje wokół rocznicy ludobójstwa na Polakach
Reklama
Od dawna zauważamy stosowanie dwóch miar - innej wobec ewidentnych zbrodni na Polakach i zupełnie odmiennej wobec zbrodni zarzucanych Polakom. Pamiętamy, jak ogromny szum medialny towarzyszył sprawie
Jedwabnego, bo chodziło o maksymalne upokorzenie Polaków jako narodu, ciągłego ich biczowania, częstokroć kosztem wybielania Niemców. Jakże inaczej podchodzi się do sprawy okrutnych ludobójczych rzezi
na Polakach dokonanych przez szowinistów ukraińskich w czasie II wojny światowej. Zginęło tam minimum 100 tys. Polaków, okrutnie zamęczonych w setkach polskich wsi na Wołyniu i we wschodniej Małopolsce,
a jednak całą sprawę maksymalnie wyciszało się i wycisza lub po prostu maksymalnie pomniejsza. Dziesiątki tysięcy Polaków mordowano w sposób wyjątkowo okrutny, tnąc ich brzuchy piłami, obcinając piersi
kobietom, rozbijając główki niemowląt o ściany. A jednak strona polska jakoś dziwnie nie upominała się o przeprosiny za te setki wołyńskich "Jedwabnych", ba - maksymalnie relatywizowała całą sprawę. Stosunek
do historii tych okrutnych masakr dobrze ilustrowały szokujące kłopoty z uzyskaniem sali dla promocji znakomitej monumentalnej książki Ewy i Władysława Siemaszko: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów
ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945 - książki, która w tym roku jakże słusznie została uhonorowana Nagrodą im. Józefa Mackiewicza.
Mamy dziś kolejny przykład relatywizowania i pomniejszania ówczesnej martyrologii polskiej na Kresach. Otóż okazuje się, że oficjalne władze RP zabierają się do obchodów rocznicy rzezi na Polakach
na Wołyniu, ale pod niezwykle eufemistycznym kostiumem "wydarzeń na Wołyniu".
Szef BBN - minister Marek Siwiec powołał specjalny Komitet Organizacyjny Obchodów 60. rocznicy Wydarzeń na Wołyniu. Skład Komitetu został odpowiednio dobrany. Są w nim takie postacie, jak: Leon Kieres,
Stanisław Ciosek, Henryk Wujec i Eugeniusz Smolar, a zabrakło osób najbardziej zasłużonych dla wykrycia i nagłośnienia prawdy o masakrach na Wołyniu, w tym E. i W. Siemaszków czy słynnego ukraińskiego
historyka, rzecznika prawdziwego pojednania polsko-ukraińskiego - Wiktora Poliszczuka. Całej sprawie poświęcone zostało obszerne oświadczenie Prezydium Ogólnopolskiego Społecznego Komitetu Obchodów 60.
Rocznicy Ludobójstwa dokonanego przez OUN i UPA na ludności polskiej Kresów Wschodnich RP w latach 1939-47, wydrukowane na łamach Nowej Myśli Polskiej z 2 marca pt. Obchody nie za wszelką cenę. Stanowisko
to jest prezentowane przez przewodniczącego Prezydium wspomnianego Komitetu, Jana Niewińskiego. Prezydium Komitetu zarzuca m. in., że "władze polskie, reprezentowane przez obóz prezydencki, powołały,
bez konsultacji nawet z reprezentatywnymi środowiskami kresowymi, skład Komitetu Organizacyjnego Obchodów 60. Rocznicy Wydarzeń na Wołyniu. Komitet ten budzi zasadnicze zastrzeżenia z następujących względów:
a) w komitecie tym znalazły się osoby znane ze swoich sympatii do ukraińskiego nacjonalizmu, w tym do zbrodniczych struktur OUN-UPA;
b) w składzie tego gremium nie uwzględniono przedstawicieli organizacji kresowych;
c) nazwa tego komitetu stanowi manipulację historią, ponieważ zawęża okres ludobójstwa tylko do Wołynia i tylko do 1943 r., a użycie w jego nazwie terminu "wydarzenia wołyńskie" jest próbą zafałszowania
historii;
d) za skandal uważamy powołanie w skład komitetu Mirosława Kertycza - przewodniczącego Związku Ukraińców w Polsce, a więc organizacji jawnie gloryfikującej OUN-UPA i jej przywódców".
Autorzy oświadczenia zarzucają obozowi prezydenckiemu tendencje do częściowego przynajmniej obciążania Polaków za tragedię Kresów Wschodnich przez zamierzoną formę obchodów. Odrzucają też ograniczanie
sprawy martyrologii ogromnej rzeszy Polaków na Kresach Wschodnich w latach 1939-47 wyłącznie do masakr na Wołyniu w 1943 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kłamstwa "Gazety Wyborczej"
W powyższej sprawie od razu napotyka się na kłamliwe informacje w organie Michnika. Marcin Wojciechowski w tekście Smutne święta (Gazeta Wyborcza z 15 lutego) twierdzi, że "podczas nocnych rajdów Ukraińcy mordowali mężczyzn z polskich wiosek, zwłaszcza związanych przed wojną z administracją, wojskiem i policją, a kobietom i dzieciom radzili, żeby się wynosiły". Jest to jaskrawe kłamstwo. Ludobójcy ukraińscy mordowali wszystkich Polaków, jakich napotykali w kolejnej wiosce, bez względu na wiek, zawód, to, co robili czy czego nie robili przed wojną. Jakże ponuro przygnębiające pod tym względem są wyliczenia zawarte we wspomnianym dziele E. i W. Siemaszków. Oto na przykład w I tomie, s. 181, wydania z 2000 r. czytamy, iż w kolonii Połuchno zamordowano m.in. "Annę Bracław, lat 90, i jej córkę Annę Keller, lat 60, Kazimierę Keller z d. Keller, c. Anny, lat 28, jej siostrę Weronikę Keller, lat 19, Genowefę Keller (...) córeczki w wieku 4 i 2 lat (...) 6 dzieci, w wieku poniżej lat 15, z rodziny Omelańskich (zarąbane siekierami)". Od takich smutnych wyliczeń roi się gruba, ponad 1400-stronicowa książka Siemaszków. Jak na tym tle wyglądają kłamstwa redaktora Gazety Wyborczej?
Atak na IPN za "antypolskość"
Reklama
Na tle sprawy ludobójstwa na Polakach na Kresach Wschodnich doszło do bardzo ostrego ataku na Instytut Pamięci Narodowej w przeprowadzonym przez Waldemara Brzozowskiego z Nowej Myśli Polskiej (z 9 lutego)
wywiadzie z przewodniczącym Kresowego Ruchu Patriotycznego Janem Niewińskim, b. komendantem Placówki AK w Rybczy (pow. Krzemieniec), przekształconej w Samoobronę. W wywiadzie zatytułowanym: IPN ma charakter
antypolski i antynarodowy Niewiński twierdzi, że "IPN - wbrew założeniom tej placówki - ma charakter antypolski, antynarodowy, podważający naszą tożsamość".
Krytykując wydane przez IPN materiały dotyczące stosunków polsko-ukraińskich w XX wieku, Niewiński stwierdza: "Określenie tych materiałów mianem skandalu byłoby eufenizmem. Opracowania te są oparte
na wynikach 5-letnich pseudohistorycznych seminariów Polska-Ukraina. Trudne pytania. Ich rezultaty zawarto w 9 opasłych tomach będących mieszaniną kłamstw i prawdy, półprawd i zwykłych fałszów". Niewiński
krytykuje fakt, że uczestnicy tych seminariów "ochoczo zastępowali pojęcie "ludobójstwa" słowem "konflikt". To tak jakby zabójstwo Abla przez Kaina nazwać konfliktem "Kain-Abel". Zdaniem Niewińskiego,
wyjątkowo tendencyjnie dobrano skład uczestników seminariów, a później eliminowano z nich historyków nie pasujących do założonych koncepcji. Na posiedzenia nie zaproszono m.in. takich historyków, jak
wspomniani już E. i W. Siemaszkowie czy W. Poliszczuk.
Odojewski w obronie prawdy
Do sprawy przemilczeń i manipulacji wokół ludobójczych masakr na Wołyniu nawiązał również słynny pisarz polski Włodzimierz Odojewski, od ponad 30 lat przebywający na emigracji w Niemczech. W wywiadzie udzielonym Bronisławowi Tumiłowiczowi z Przeglądu (nr z 5 stycznia) pt. Skarga pamięci Odojewski z pasją upomina się o zapominaną i zaprzeczaną prawdę o rozmiarach martyrologii Polaków, zgotowanej przez szowinistów ukraińskich w dobie wojny. Przypomina również, że ukraińscy ludobójcy wymordowali wówczas poza Polakami również wielkie rzesze ludności żydowskiej. Akcentuje: "Wtedy wymordowano niemalże wszystkich chasydów, ale do odkrycia takiej prawdy nie jesteśmy przygotowani ani my, ani Ukraińcy (...). Ofiary i mordercy byli obywatelami II Rzeczypospolitej, ale Instytut Pamięci Narodowej tej sprawy chyba rozmyślnie nie podejmuje". Zdaniem Odojewskiego, w upamiętnieniu spraw rzezi popełnionych na Polakach przeszkadza swoista "poprawność polityczna", doprowadzająca do zacierania istoty sporów z Ukraińcami i milczenia "tam, gdzie powinno się mówić". Dodaje, że "w kraju mamy jeszcze inny problem - środowiska ukraińskie, lobby na wyższych uczelniach, w elitach władzy i pieniądza, nawet w parlamencie. Są naukowcy, np. na KUL, którzy próbują relatywizować powody, rozmiary i proporcje wzajemnych krzywd".
Prohitlerowskie pomniki w Polsce
O szokujących faktach informuje publikacja Henryki Wolińskiej - Van-Das: Pomniki niezgody. Śląsk Opolski. Powrót Smętka (Trybuna z 5 lutego). Autorka pisze o powstających na Opolszczyźnie coraz liczniej
niemieckich pomnikach z emblematami nazistowskimi, Krzyżami Żelaznymi na grobach niemieckich żołnierzy poległych w najeźdźczej wojnie, rzeźbach żołnierzy w hitlerowskich mundurach. Stwierdza, że "specjalna
komisja powołana przez wojewodę opolskiego w styczniu br. stwierdziła, iż na 27 zlustrowanych przez nią obiektów 21 łamie prawo i to w aż czterech podstawowych punktach. Po pierwsze - nadal istnieją nazwy
miejscowości w brzmieniu nadanym im w okresie III Rzeszy, po drugie - nie upamiętniają one ofiar wojny z 1945 r., a żołnierzy Wehrmachtu i SS, po trzecie zaś i po czwarte - na pomnikach nadal są takie
symbole, jak Żelazne Krzyże i umundurowane sylwetki oraz grupy niemieckich żołnierzy". Poseł mniejszości niemieckiej Henryk Kroll zajął w tej sprawie nader twarde, nieustępliwe stanowisko, mówiąc: "Jeśli
ktoś uważa, że te pomniki są niezgodne z prawem, niech je zburzy, ale nie rękami naszych wójtów i burmistrzów (...) mówienie, że Wehrmacht jest organizacją zbrodniczą, jest obrażaniem nas. Nasi ojcowie
i dziadkowie nie byli zbrodniarzami. A jeżeli Polacy nie chcą zaakceptować Krzyża Żelaznego, to niech się wypiszą z NATO".
Szczególnie godne refleksji jest podejście niektórych przedstawicieli mniejszości niemieckiej do polskich pamiątek i pomników - począwszy od Muzeum Czynu Powstańczego na Górze Świętej Anny, znajdującego
się na terenie gminy Leśnica w powiecie strzeleckim, w której władzę sprawują przedstawiciele mniejszości niemieckiej. Wystąpili oni z projektem "zreformowania muzeum - uczynienia z niego ośrodka regionalnego.
Dotychczasowe zbiory miałyby stanowić jedynie jedną z ekspozycji placówki". Tylko głośny sprzeciw kombatantów, naukowców i działaczy kultury zapobiegł zatwierdzeniu tej "osobliwej reformy" przez Sejmik
Wojewódzki. Z kolei władze gminy Gogolin z mniejszości niemieckiej powiedziały twarde "Nein" projektowi budowy pomnika poświęconego Kadetom Lwowskim, uczestnikom Trzeciego Powstania Śląskiego. Zablokowano
możliwość budowy tego pomnika w sytuacji, gdy już wszystko było gotowe do budowy, gdy uzyskano lokalizację, zwieziono piaskowiec i granit.
Sprawa zabójstwa generała Papały
Szokujące fakty sygnalizują Maciej Duda i Daniel Walczak w tekście Prokurator ma killera (Superexpress z 24 lutego). Nawiązując do postawionych przez prokuraturę Ryszardowi B. zarzutów udziału nakłaniania innej osoby do zabójstwa gen. Marka Papały, autorzy piszą, że prokuratura warszawska już w październiku ub. r. przedstawiła listę osób, które chce postawić przed sądem za udział w zabójstwie komendanta policji. Według autorów: "Na liście oprócz B. znalazły się też nazwiska osób, które wydały wyrok na Papałę i zleciły zabójstwo. Byli to pracownicy PRL-owskich służb specjalnych, znajomi generała pracujący do dziś w administracji państwowej. Zdaniem prokuratora Jerzego Mierzejewskiego, to oni wydali wyrok na Papałę. Komendant chciał bowiem zdradzić tajniki ich ciemnych interesów, m.in. handel narkotykami. Zdaniem prokuratury, o tym Marek Papała chciał powiedzieć tuż przed śmiercią Leszkowi Millerowi".