W tym roku w maju mija 20. rocznica zabójstwa Grzegorza Przemyka - postaci ważnej dla pokolenia wchodzącego w dojrzałość w latach stanu wojennego, dziś niemal zapomnianej bądź nieznanej,
zwłaszcza obecnym jego rówieśnikom.
Był młodym poetą, maturzystą Liceum im. A. Frycza-Modrzewskiego w Warszawie, synem opozycyjnej poetki - Barbary Sadowskiej.
12 maja 1983 r., po zdaniu pisemnej matury, zaprosił do domu kilku kolegów. Wypili trochę wina. Za oknem zrobiło się ciemno od chmur. Grzegorz lubił burzę. Krzyknął: "Idziemy na Starówkę! Dajmy
się zmoczyć!". Na pl. Zamkowym zatrzymali ich milicjanci. G. Przemyka z kolegą zabrali na komisariat przy ul. Jezuickiej. Bili pałkami i łokciem w brzuch i po plecach. Jeden z milicjantów
instruował: "Bijcie tak, żeby nie było śladów". Z komisariatu zabrało Grzegorza pogotowie. Lekarz nie stwierdził pobicia, dostrzegł natomiast obłęd. Ze szpitala psychiatrycznego matka zabrała
go do domu. Nazajutrz trafił do szpitala na Solcu. Po północy - 14 maja - lekarze przystąpili do operacji. Najchętniej bym zemdlał - powiedział jeden z nich, gdy zajrzał do środka. Grzegorz Przemyk
zmarł wczesnym popołudniem w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Za 3 dni skończyłby 19 lat.
Pamięci Grzegorza Przemyka Paweł M. Nawrocki
Miałeś dziewiętnaście lat
Łódź, 19/20 maja 1983 r. |
Jego śmierć była być może zemstą na matce - niepokornej poetce działającej w Komitecie Prymasowskim, pomagającej sądzonym i skazanym za działalność polityczną, a może wynikiem "zadziornej"
postawy G. Przemyka i jego aparycji: długie, zmierzwione włosy, za duży sweter, wysoki wzrost, godne, drażniące spojrzenie i dumna odpowiedź na głupio postawione pytanie, coś, co mogło
wzbudzić agresję niewiele starszego chłopaka w milicyjnym mundurze.
Grzegorz Przemyk był wrażliwym, gniewnym nastolatkiem, żyjącym jednak takimi samymi problemami, jak jego rówieśnicy: marzył, kochał, snuł plany na przyszłość. Drukował i kolportował ulotki, składał
"bibułę". Zamierzał zdawać na historię sztuki.
Gitara, pianino i własna poezja były cichymi zaułkami, w których chronił się przed gwarem domu pełnego koczujących w nim przedstawicieli bohemy tamtych czasów: niedocenionych albo zakazanych
artystów, poetów przeklętych (np. Stachura, Milczewski-Bruno), młodzieży, coraz starszych "dzieci-kwiatów", dopiero co wypuszczonych z więzienia robotników odsiadujących wyroki "za wolność"; domu,
w którym wprawdzie zawsze dbano o człowieka, ale w którym on jednak często nie znajdował dla siebie azylu.
Domowa atmosfera, rozstanie rodziców, choroba matki i prześladowania za jej działalność niepodległościową pogłębiały wewnętrzne konflikty chłopca i spowodowały, że wcześnie wydoroślał
i był dojrzalszy od swoich rówieśników. Wspominają go jako człowieka wrażliwego, otwartego i tolerancyjnego, o serdecznym, życzliwym stosunku do ludzi i pogodnym usposobieniu. Niekiedy
bywał dominujący w swojej skłonności do literackiego ekshibicjonizmu, potrzeby twórczej autoprezentacji. Mawiał: "Chodźcie posłuchać, napisałem wiersz". Stworzył wokół siebie kółko wielbicieli.
Pragnął stabilnego domu z codziennym obiadem, ciszą, z rodzinnym ciepłem i hierarchią ról, gdzie mama jest mamą, a nie "Basią". Z czasem zaczął przejmować rolę opiekuna, chciał
troszczyć się o matkę.
Potrzebę ofiarowywania troskliwości i uczuciowości uzewnętrzniał w relacjach ze swoją dziewczyną. To nie był jakiś flirt grzecznego chłopca z ładną panienką, ale miłość, jaka przytrafia
się tylko poetom.
Lubił siadywać z gitarą. Czytał wiersze, grał na gitarze, śpiewał Wysockiego i Cohena, parodiował Kaczmarskiego, bo go nie lubił. Nosił chlebak odziedziczony po Edwardzie Stachurze i z
papierosem w ustach ochrypłym głosem wykonywał jego piosenki.
Wszyscy mówili mu, że jest podobny do Wojaczka - również niegdysiejszego przyjaciela domu. Z nim się utożsamiał.
Z namaszczeniem recytował wiersze francuskich poetów przeklętych: Baudelaire´a, Verlaine´a i Rimbauda. Także stylizował się trochę na poetę przeklętego. W jednym z zeszytów zanotował:
"Poeta musi mieć stygmat oraz piętno grzechu, w oczach gniew, bunt".
Spieszył się. Śmierć była w tym, co mówił, co czytał i co pisał. Żył na zabój. Recytował jakiś dwuwiersz, kasłał i dodawał: "Szkoda, że wybrańcy bogów umierają tak młodo". Trudno powiedzieć,
na ile śmierć w jego twórczości była manifestacją młodzieńczej dekadencji, a na ile przejawem intuicyjnej antycypacji przedwczesnego dopełnienia własnego życia. W wierszach G. Przemyka
uwidaczniało się wewnętrzne rozdarcie, bolesna konieczność tworzenia całym sobą, bez reszty. Sam był twórcą i tworzywem - jak pisał - "krwią swoją cierpiąc i sycąc się". Zdawał się pytać, czy
"zanurzony" w twórczość, "skazany" na ból tworzenia, naznaczony twórczą przyszłością, piętnem twórcy, potrafi na progu poetyckiego i dojrzałego życia "wyczytać swój czas"?
Jego dojrzewaniu towarzyszyły zmagania z wrogością świata i lęk przed czymś przeczuwanym, złowrogim.
W niektórych wierszach wyraźnie daje się odczuć atmosferę młodzieńczej ponad-wrażliwości, odurzenie doznaniami, pragnieniami, wizjami niemal ekstatycznymi, po których, w jakiejś "pustce dziecięctwa",
między "piekłem" a "niebem", następuje jednak opamiętanie, ukojenie będące efektem duchowej inicjacji.
Zawarty w poezji Grzegorza tragizm czasów rozdarcia, wyborów, pokoleniowego zagubienia, wyobcowania nawiązuje zapewne do przeżyć związanych z wybuchem stanu wojennego kończącego okres wzajemnej
bliskości, solidarności, do moralnych dylematów z zakresu postaw, relacji międzyludzkich, zagadnień przyjaźni - nie-przyjaźni, wierności ideałom, nawet za cenę własnej ofiary, cierpienia, poświęcenia.
Jest to jednak przekazane w sposób powściągliwy, bez epatowania wielkością słów i emocji.
Są też wiersze, w których zabawną formą, grą słów dopełniających się niekiedy w nowe, zaskakujące znaczenia, mówi o prawdach najprostszych, opisuje świat widziany wprawnym okiem wnikliwego
obserwatora ("nie płacz dziecię/ cebulą/ bo i tak/ nie wierzę").
"Gorąco polecam Jego wzruszającą poezję - napisał ks. Jan Twardowski we wstępie do zbioru wierszy Grzegorza - która ma dobrą duszę, szlachetną wrażliwość, wspaniałą zapowiedź. Należy ocalić od
zapomnienia młodego poetę".
Za życia Grzegorza Przemyka ukazał się zbiór jego wierszy pt. Oko. Drugi, pośmiertny tomik Syn, a może sen, opublikowany przez jedno z podziemnych wydawnictw w 1983 r., przetłumaczony
został także na język francuski.
Nadal trwa proces jego zabójców. Okres przedawnienia mija w 2005 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu