Reklama

Kamień na szańcu

Niedziela warszawska 30/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Szare Szeregi - to legenda polskiego harcerstwa i młodzieńczego patriotyzmu. Żyją jeszcze wśród nas twórcy tego symbolu. Jednym z nich jest ks. prałat Stefan Wysocki, proboszcz z podwarszawskiej Wesołej, dziś kapelan Stowarzyszenia Szarych Szeregów.

JAN OŚKO: - Ile Ksiądz miał lat, gdy zaczęła się wojna?

KS. STEFAN WYSOCKI: - Jak się wojna zaczęła, byłem w czwartej klasie szkoły podstawowej, czyli miałem jedenaście lat, a gdy się skończyła, miałem siedemnaście. Ten okres dziecięco-młodzieńczy mam w pamięci bardzo żywo. Urodziłem się w 1928 r., mieszkałem w Łowiczu.

- Zakończenie wojny nie oznaczało niepodległości.

- Nie mogę zapomnieć wydarzeń z 1945 r. Pamiętam czołgi, które w połowie stycznia przejechały przez Łowicz. Żołnierze zapytali tylko, czy daleko do Berlina. Na tym się nie skończyło. Oczy nam się otworzyły, gdy za tymi czołgami przyjechało NKWD. Nie miałem wątpliwości, że jest to druga okupacja. Odczuliśmy to na własnej skórze.

- Więzienia zapełniły się ponownie...

- W Łowiczu było kilku Polaków z PPR, którzy natychmiast włączyli się do współpracy z radzieckim ruchem politycznym. Znali doskonale teren, wiedzieli, gdzie kto mieszka. To było małe miasteczko, wiedzieli, kto jest w AK. Mieli bardzo dobre rozeznanie. Zaczęło się wyłapywanie, wsadzanie do więzienia, a potem zsyłka na białe niedźwiedzie. Pierwszy transport z Łowicza wyjechał już w lutym 1945 r.

W przygotowywanym drugim transporcie miał znaleźć się nasz kolega Zbyszek Feret, pseudonim "Cyfra". Siedział w więzieniu i wyjazd miał nastąpić lada moment. Zwołaliśmy zebranie. Jeden z kolegów mówi: "W Warszawie ´Rudego´ uwolnili, a my ´Cyfrę´ zostawimy?" . Było jasne, że nie można odmówić pomocy. Rozpoczęliśmy przygotowania, przeprowadzono rozpoznanie terenu. Szukaliśmy zezwolenia na przeprowadzenie akcji, Armia Krajowa była rozwiązana, nie było już Szarych Szeregów. Ale sytuacja była wyjątkowa, nie można przecież zostawić tego człowieka, była jeszcze broń i wszystko, co jest potrzebne do przeprowadzenia takiej akcji. Otrzymaliśmy pozwolenie na jej przeprowadzenie. Możemy uwolnić kolegę, żołnierzy AK i Polaków, którzy są w więzieniu. Dochodzi do akcji 8 marca 1945, wieczorem.

- Wyglądało to jak operacja wojskowa z dobrego filmu sensacyjnego.

- Tak, nawet po latach nakręcono film o tych wydarzeniach. Pod pretekstem wprowadzenia do więzienia kolejnych więźniów koledzy włamują się do środka. Odcinamy linie telefoniczne, strażnik siłą zostaje wprowadzony do środka, w tym samym miejscu, w jego kożuchu, staje nasz kolega. Rzecz była trudna do wykonania, udało się sterroryzować strażników więzienia. Przed akcją na krzyż ślubowaliśmy: "Nie strzelamy do Polaków". Obojętnie, co myślą, co robią i kim są. To byli jednak Polacy, a do Polaków nie strzelamy. Doszło do przepychanki, jeden z kolegów zarepetował broń. Szczęk metalu sprawił, że strażnicy poczuli respekt dla ostrej broni. Jeden z nich krzyknął: "Nie strzelać, ja mam dzieci". Otworzyli wszystkie cele, nie wypuściliśmy jedynie kryminalistów i Niemców. Sprawa była czysta, nie było ani jednego wystrzału, nikt nie został ranny. Uwolniliśmy ponad 80 osób. To nie jest bagatela. Komuniści szaleli, najbardziej szukano dowódcy akcji, gdyby go złapano, zostałby rozstrzelany natychmiast.

- Kto dowodził akcją?

- Porucznik Janek Opałka, ps. "Antek". Nie żyje już, mieszkał w Łodzi, miał dużą rodzinę. Bardzo inteligentny, ciekawy człowiek, wyjątkowo prawy. Przyjaźniliśmy się do ostatniej chwili. Ja go zresztą pochowałem w Łodzi, kiedy odszedł.

- Jakie były początki, jak rozpoczęła się działalność w Szarych Szeregach?

- Już przed wojną byłem w ruchu harcerskim, przed wojną składałem przyrzeczenie. Miałem wtedy 10 lat. Do Szarych Szeregów trafiłem, bo byli tam moi koledzy.

- Szare Szeregi to przede wszystkim tzw. mały sabotaż...

- Malowaliśmy wieczorami napisy na płotach. Trzeba było być bardzo ostrożnym. Był wyraźny rozkaz, że po akcji rączki trzeba myć do czysta, aby nie został żaden ślad. Pewnego razu jeden z kolegów już chciał biec do domu, zbliżała się godzina policyjna. Nasz przełożony zatrzymał go i kategorycznie kazał umyć ręce. Nie bardzo chciał, ale zastosował się do polecenia. Potem pędem poleciał do domu, przed samą furtką stała policja i Niemcy. Pierwsza rzecz, o jaką zapytali: "Pokaż ręce". Pokazał czyste. Niewiele by brakowało, a byłaby wsypa. Niemcy byli bardzo radykalni, oni nie patrzyli czy jest to chłopak, czy dorosły.

- Czy dysponowaliście bronią?

- Były ćwiczenia z bronią, mieliśmy umieć się nią posługiwać. Bronią i materiałami wybuchowymi, trotylem, spłonkami. Chodziło o to, aby siła wybuchu nie szła w pustkę. Mieliśmy instrukcje, trzeba było dużo czytać.

Poza tym poznawaliśmy topografię miasta. Niemcy gdy robili łapanki, zamykali ulice. My szukaliśmy miejsc ucieczki, np. był to dom, do którego można wbiec i przebiec na drugą ulicę. Przygotowaliśmy mapy takiego rozeznania miasta. Trzeba było umieć uciekać, przechytrzyć wroga. Nie było innego wyjścia.

- Jak rodzice traktowali działalność kilkunastoletniego syna? Mama się nie bała?

- Wiedzieli, że gdzieś należę, ale nie wiedzieli, gdzie. Nie zapomnę dwóch takich wydarzeń. Pierwsze - po zajęciach z minerki. Wziąłem do domu pudełko ze spłonkami. Wróciłem z tym do domu i schowałem między węglem w komórce. I gdy siedzieliśmy przy kolacji, ojciec do mnie mówi: "Stefan, czy tam czegoś nie posiałeś w komórce?". Pobiegłem, spłonki położył na stoliku, aby mi dać do zrozumienia, że źle schowałem. Dla mnie to był pstryczek. To tak, jakby mi ojciec powiedział: "Jak mogłeś tak źle schować?!". Żadnych wyrzutów i rozmowy.

Drugie wydarzenie było dla mnie także potwierdzeniem, że dom wie i akceptuje. Przyprowadziłem do domu komendanta "Antka", który przyjechał z Warszawy. Ja miałem lat 16, przyprowadzam kolegę, który ma lat 29. Musiało to być dziwne, że mam takiego kolegę, Powiedziałem, że chce przenocować. Został i mieszkał, nikt mi nic nie powiedział.

- Po latach tak duże zaangażowanie młodzieży w walkę przedstawiane było jako rodzaj szaleństwa; w Powstaniu Warszawskim zginęło wielu młodych ludzi.

- To nie było szaleństwo ani rzucanie się z motyką na słońce. Bardzo troszczono się o wychowanie młodego pokolenia, była troska o nauczanie, na przygotowanie młodzieży do przyszłości. W Szarych Szeregach stawiano to na czele. Myślano o niepodległości. Z tym, że Niepodległa zjawiła się nam w sposób bardzo niedoskonały.

Jeżeli chodzi o Powstanie, to nie wiem, komu bym przypisał większą wprawę w niszczeniu Polaków: Stalinowi czy Hitlerowi. Jeden i drugi starali się o jedno, niszczyli to, co jest istotne w Polsce - inteligencję i młodzież. I to w sposób perfidny i niesamowicie skuteczny.

- Godne podziwu jest, że w latach okupacji istniał tajny system edukacyjny, stojący na wysokim poziomie. Oprócz wszystkiego młodzi żołnierze musieli chodzić do szkoły...

- Wykształcenie było bardzo tępione przez okupanta. Młodzież polska mogła chodzić tylko do szkoły zawodowej, nie było gimnazjów. A szkoła zawodowa nauczała zawodu bardzo prymitywnie. Myśmy przygotowywali się do służby ojczyźnie poprzez edukację, aby po wyzwoleniu obywatele nie byli durniami. Bardzo dobrze pamiętam czasy mojego nauczania. Na kompletach w małych grupach przerabialiśmy program szkoły gimnazjalnej. Tajna szkoła była doskonale zorganizowana, był dyrektor, byli profesorowie, szkoła była płatna, aby profesorowie mogli się utrzymać.

- Opłaty były wysokie?

- Nie były to duże pieniądze. Opowiem ciekawostkę. Na nasze zajęcia, które prowadził prof. Rękawek, przyszedł dyrektor konspiracyjnego gimnazjum prof. Zubniewek. Było nas pięciu lub sześciu chłopaków. Usłyszałem wtedy, że za tę grupę płaci organizacja Szarych Szeregów. Nie wiedziałem o tym, wiedziałem, że moi koledzy byli także w Szarych Szeregach, choć w akcjach byliśmy w innych grupach. Wtedy dowiedziałem się, że za mnie nie płacą rodzice, ale organizacja, w której byłem. Troską organizacji było, abyśmy się uczyli, aby młodzież przygotować do przyszłej pracy w Polsce niepodległej. To była podstawowa zasada, w Szarych Szeregach bardzo istotna: Dziś - Jutro - Pojutrze. Były to trzy etapy. Dzisiaj walczymy - ale tak, żeby jak najbardziej osłonić młodzież przed stratami. Bardzo łatwo było wtedy o straty, to byli młodzi, nieroztropni i z zapalonymi głowami chłopcy.

- Jak potoczyły się powojenne losy kolegów?

- Wszyscy skończyli studia. Trafiali do więzień za działalność z lat okupacji. W tej chwili niewielu nas zostało.

- Jak Ksiądz rozumie patriotyzm?

- Myślę o domu, który mnie wychował. Była w nim przez całe lata zaborów prawdziwa tęsknota za wolną ojczyzną. Wszystko, co polskie, było bardzo kultywowane. W 1920 r. mieliśmy taki zachwyt wolnością. Ojczyzna w czasie okupacji była bardzo zagrożona, wtedy patriotyzm jest dobrze widoczny. Dzisiaj my tego nie widzimy. Nie ma lęku, że ktoś mi wyrywa ojczyznę. W czasie okupacji miłość do ojczyzny pokazała się z dużą siłą. Wszyscy w domu byli w jakiś sposób zorganizowani w służbie ojczyźnie.

- A jaki rodzaj pobożności dominował wśród kolegów?

- To różnie. Nie zapomnę żartu mojego kolegi. Było to już po ataku na więzienie. Ja też się znalazłem w rękach NKWD. Była tam konfrontacja: mnie z kolegami. I nie miałem wątpliwości, że jedyna rzecz, jaką mogę powiedzieć to, że nikogo nie znam i że nic nie wiem. Musiałem się wszystkiego wyprzeć. Natomiast kolega sobie zażartował. Powiedział: "Ja go znam" - pokazując na mnie. Pomyślałem, że Kazik zwariował, a on powiada: "On jest ministrantem w kolegiacie" . Ich szlag trafił, przecież on mógł widzieć stu takich jak ja. W Szarych Szeregach było sporo ministrantów, i w zasadzie myśmy chodzili do kościoła. Choć nie było bigoterii.

- Czy to w tamtych czasach odnalazł Ksiądz swoje powołanie kapłańskie?

- Jeszcze przed wojną wracałem z obozu harcerskiego, i jedna z sióstr ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia, od siostry Faustyny, odebrała mnie z dworca kolejowego. Była moją matką chrzestną. Szliśmy Wronią - dzisiaj jest tam Skwer Kard. Stefana Wyszyńskiego. Spytała mnie: "Stefan, czy ja mogę modlić się o powołanie dla ciebie?" . Odpowiedziałem: "Dobrze". Zgodziłem się, ale nie wiedziałem, co mówię. Później, gdy miałem już lat 19, trafiłem do niej do Wrocławia. Trochę bałem się powołania, ale powiedziałem, że mogę pójść do seminarium we Wrocławiu. Odesłała mnie do Warszawy, tam było moje miejsce, i przyjęli mnie do seminarium.

- Nie było żal Księdzu harcerstwa?

- W 1948 r. byłem w ruchu harcerskim, miałem stopień instruktorski podharcmistrza. Będąc już w seminarium trafiłem na kurs instruktorów do Zakopanego. Gdy dowiedziano się, że jestem w seminarium, prowadząca ten kurs wezwała mnie, zabrała notatki, zapisała na nich: "Nie zaliczam". Odebrano mi książeczkę instruktorską i powiadomiono, że jestem obcy ideologicznie - "Usuwamy z organizacji".

- Dziękuję za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przewodniczący Episkopatu na Tydzień Wychowania: Niech nadzieja towarzyszy rodzicom, nauczycielom i uczniom

2025-09-15 08:53

[ TEMATY ]

abp Tadeusz Wojda SAC

Konferencja Episkopatu Polski

Tydzień Wychowania

www.tydzienwychowania.pl

Tydzień wychowania

Tydzień wychowania

Niech nadzieja towarzyszy wszystkim rodzicom, nauczycielom, duszpasterzom oraz uczniom i wychowankom - powiedział abp Tadeusz Wojda SAC, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, w nagraniu z okazji XV Tygodnia Wychowania. Rozpoczął się on w Kościele katolickim w Polsce 14 września i potrwa do 20 września.

Piętnasty już Tydzień Wychowania przypada w Roku Jubileuszowym poświęconym nadziei. Dlatego przyświeca mu hasło: „Wspólnota Nadziei”. „Niech ta nadzieja towarzyszy wszystkim: rodzicom, nauczycielom, duszpasterzom oraz uczniom i wychowankom. Niech będzie obecna szczególnie mocno w sercach nauczycieli religii” - powiedział abp Tadeusz Wojda SAC w nagraniu wideo z okazji tegorocznego Tygodnia Wychowania.
CZYTAJ DALEJ

Św. Katarzyna z Genui

Drodzy bracia i siostry! Dzisiaj chciałbym wam powiedzieć o kolejnej, po św. Katarzynie Sieneńskiej i św. Katarzynie z Bolonii świętej noszącej imię Katarzyna. Myślę o św. Katarzynie z Genui, znanej przede wszystkim z powodu jej wizji czyśćca. Tekst, który opisuje jej życie i myśl, został opublikowany w tym liguryjskim mieście w 1551 r. Jest podzielony na trzy części: „Życie i nauka”, „Udowodnienie i wyjaśnienie czyśćca” - bardziej znana jako Traktat oraz „Dialog między duszą a ciałem”. Redaktorem końcowym był spowiednik Katarzyny, ks. Cattaneo Marabotto. Katarzyna urodziła się w Genui w 1447 r. Była ostatnią z pięciorga dzieci. Została osierocona przez ojca, Giacomo Fieschi, gdy była jeszcze dzieckiem. Matka, Francesca di Negro, dała jej dobre wychowanie chrześcijańskie, na tyle, że starsza z dwóch córek została zakonnicą. W wieku szesnastu lat Katarzyna został wydana za mąż za Giuliano Adorno, człowieka, który po wielu doświadczeniach militarnych i handlowych na Bliskim Wschodzie, powrócił do Genui, aby się ożenić. Życie małżeńskie nie było łatwe, także ze względu na charakter małżonka, uzależnionego od hazardu. Sama Katarzyna miała początkowo skłonność do prowadzenia pewnego rodzaju życia światowego, w którym jednakże nie mogła odnaleźć spokoju. Po dziesięciu latach, w jej sercu było głębokie poczucie pustki i goryczy. Nawrócenie rozpoczęło się 20 marca 1473 r., dzięki wyjątkowym przeżyciom. Udawszy się do kościoła świętego Benedykta i klasztoru Matki Bożej Łaskawej, aby się wyspowiadać, klękając przed kapłanem, „otrzymała - jak sama pisze - ranę w sercu, ogromną miłość ku Bogu”, z bardzo jasną wizją swojej nędzy i wad, a jednocześnie dobroci Boga, że omal nie zemdlała. Z tego doświadczenia zrodziła się decyzja, która ukierunkowała całe jej życie: „Nigdy więcej świata, nigdy więcej grzechów” (por. Vita mirabile, 3rv). Wówczas Katarzyna uciekła, przerywając spowiedź. Gdy wróciła do domu, weszła do najodleglejszego pokoju i długo płakała. W tym momencie była już wewnętrznie pouczona o modlitwie i świadoma ogromnej miłości Boga względem niej, grzesznej. Było to doświadczenie duchowe, którego nie mogła wyrazić słowami (por. Vita mirabile, 4r). To właśnie przy tej okazji ukazał się jej cierpiący Jezus, niosący krzyż, jak jest to często przedstawiane w ikonografii świętej. Kilka dni później wróciła do księdza, by w końcu dokonać dobrej spowiedzi. Tutaj zaczęło się owo „życie oczyszczenia”, które przez długi czas było przyczyną jej stałego bólu za popełnione grzechy i pobudziło do przyjmowania pokuty i ofiar, aby ukazać Bogu swoją miłość. Na tej drodze Katarzyna coraz bardziej przybliżała się do Pana, aż do wejścia w to, co nazywa się „życiem zjednoczenia”, to znaczy relacji wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. W Vita mirabile napisano, że jej dusza była prowadzona i pouczana wewnętrznie jedynie słodką miłością Boga, który dawał jej wszystko, czego potrzebowała. Katarzyna oddała się niemal całkowicie w ręce Pana, aby żyć przez około dwadzieścia pięć lat - jak pisze - „bez pośrednictwa jakiegokolwiek stworzenia, żyć pouczana i rządzona przez samego Boga”(Vita mirabile, 117r-118r), karmiąc się nade wszystko nieustanną modlitwą i Komunią Świętą przyjmowaną każdego dnia, co w jej czasach nie było powszechne. Dopiero wiele lat później Pan dał jej kapłana, który zatroszczył się o jej duszę. Katarzyna zawsze niechętnie zwierzała się i wyrażała doświadczenie swej mistycznej komunii z Bogiem, przede wszystkim ze względu na głęboką pokorę, jaką doświadczała w obliczu łask Pana. Jedynie perspektywa uwielbienia i możliwości pomagania w rozwoju duchowym innych ludzi pobudziła ją, aby powiedzieć innym, co się w niej wydarzyło, począwszy od chwili nawrócenia, które było jej doświadczeniem pierwotnym i podstawowym. Miejscem jej wstąpienia na szczyty mistyki był szpital Pammatone, największy kompleks szpitalny w Genui, którego była dyrektorką i inspiratorką. Tak więc Katarzyna żyła życiem w pełni czynnym, pomimo owej głębi swego życia duchowego. W Pammatone utworzyła się wokół niej grupa zwolenników, uczniów i współpracowników, zafascynowanych jej życiem wiary oraz miłością. Sam jej małżonek Giuliano Adorno, został nim na tyle pozyskany, że porzucił rozpustne życie, aby stać się tercjarzem franciszkańskim, przenieść do szpitala, i pomagać swej żonie. Zaangażowanie Katarzyny w opiekę nad chorymi trwało aż do końca jej ziemskiej pielgrzymki, 15 września 1510 r. Od nawrócenia do śmierci nie było wydarzeń nadzwyczajnych, ale dwa elementy charakteryzują całe jej życie: z jednej strony doświadczenie mistyczne, to znaczy głębokie zjednoczenie z Bogiem, odczuwane jako unia oblubieńcza, a z drugiej opieka nad chorymi, organizowanie szpitala, służba bliźniemu, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i opuszczonym. Te dwa bieguny - Bóg i bliźni wypełniają całkowicie jej życie, praktycznie spędzone w obrębie szpitalnych murów. Drodzy przyjaciele, nigdy nie wolno nam zapominać, że im bardziej miłujemy Boga i trwamy w modlitwie, tym bardziej potrafimy prawdziwie kochać otaczające nas osoby, ponieważ będziemy zdolni do dostrzeżenia w każdej osobie oblicza Pana, który kocha bezgranicznie, nie czyniąc różnic. Mistyka nie tworzy dystansu wobec bliźniego, nie tworzy życia abstrakcyjnego, lecz raczej przybliża do drugiego człowieka ponieważ zaczyna się postrzegać świat oczyma i sercem Boga. Myśl Katarzyny o czyśćcu, ze względu na którą jest ona szczególnie znana, jest skondensowana w ostatnich dwóch częściach cytowanej księgi: „Traktat o czyśćcu” i „Dialogu między duszą a ciałem”. Ważne, aby zauważyć, że Katarzyna w swym doświadczeniu mistycznym nie ma nigdy szczególnych objawień o czyśćcu czy też doznających tam oczyszczenia duszach. Jednakże w pismach inspirowanych naszą Świętą jest to element centralny, a sposób jego opisania ma cechy oryginalne, na tle swej epoki. Pierwszy rys indywidualny dotyczy „miejsca” oczyszczenia dusz. W jej czasach przedstawiano go głównie odwołując się do obrazów związanych z przestrzenią: sądzono, że istnieje pewna przestrzeń, gdzie miałby się znajdować czyściec. U Katarzyny jednak czyściec nie jest przedstawiony jako element krajobrazu wnętrzności ziemi: jest to ogień nie zewnętrzny, ale wewnętrzny. Czyściec jest ogniem wewnętrznym. Święta mówi o drodze oczyszczenia duszy ku pełnej komunii z Bogiem, wychodząc od swojego doświadczenia głębokiego bólu z powodu popełnionych grzechów, w porównaniu z nieskończoną miłością Boga (por. Vita mirabile, 171v). Słyszeliśmy, że w czasie nawrócenia Katarzyna nagle odczuwa dobroć Boga, nieskończoną odległość swego życia od tej dobroci oraz palący ogień w swym wnętrzu. To jest ten ogień, który oczyszcza, jest to wewnętrzny ogień czyśćca. Także i tu jest rys oryginalny w porównaniu z myślą tamtej epoki. W istocie nie wychodzi się od zaświatów, aby powiedzieć o mękach czyśćcowych - jak to było w zwyczaju w tym czasie, a być może jeszcze dziś - aby następnie wskazać drogę do oczyszczenia i nawrócenia. Nasza Święta wychodzi od własnego doświadczenia życia wewnętrznego na drodze ku wieczności. Dusza - mówi Katarzyna - przedstawia się Bogu jako nadal związana pragnieniami i cierpieniami wynikającymi z grzechu, a to uniemożliwia jej, aby cieszyła się uszczęśliwiającą wizją Boga. Katarzyna stwierdza, że Bóg jest tak święty i czysty, że dusza zbrukana grzechem nie może się znaleźć w obecności Bożego majestatu (por. Vita mirabile, 177r). Także i my czujemy, jak bardzo jesteśmy oddaleni, jak bardzo jesteśmy pełni tak wielu rzeczy, które uniemożliwiają nam widzenie Boga. Dusza jest świadoma ogromnej miłości i doskonałej sprawiedliwości Boga, i w konsekwencji cierpi, że nie odpowiedziała w sposób prawidłowy i doskonały na tę miłość, a właśnie sama miłość wobec Boga staje się tym samym płomieniem, sama miłość oczyszcza z rdzy grzechu. U Katarzyny można dostrzec obecność źródeł teologicznych i mistycznych, z których zazwyczaj czerpano w owym czasie. W szczególności odnajdujemy typowy obraz zaczerpnięty od Dionizego Areopagity, to jest złotą nić, łączącą serce człowieka z samym Bogiem. Kiedy Bóg oczyścił człowieka, wiąże go cieniutką złotą nicią, jaką jest Jego miłość, i pociąga go ku sobie uczuciem tak silnym, że człowiek staje się „pokonanym, zwyciężonym, pozbawionym siebie”. W ten sposób serce człowieka jest opanowane przez miłość Boga, która staje się jedynym przewodnikiem, jedynym poruszycielem jego egzystencji (por. Vita mirabilis, 246 rv). Owa sytuacja wyniesienia ku Bogu i powierzenia się Jego woli, wyrażona obrazem nici, jest używana przez Katarzynę, aby wyrazić działanie światła Bożego na dusze w czyśćcu, światła, które je oczyszcza i unosi do wspaniałości promienistego blasku Bożego (por. Vita mirabilis, 179r). Drodzy przyjaciele! Święci w swoim doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem, osiągają tak głębokie „poznanie” Bożych tajemnic, w którym nawzajem przenikają się miłość i poznanie, że stanowią pomoc dla teologów w ich wysiłkach badawczych, intellectus fidei rozumienia tajemnic wiary, rzeczywistego zgłębienia tajemnic, na przykład, czym jest czyściec. Poprzez swe życie święta Katarzyna poucza nas, że im bardziej kochamy Boga i wchodzimy w zażyłość z Nim na modlitwie, to tym bardziej pozwala się On poznawać i rozpala nasze serca swoją miłością. Pisząc o czyśćcu, Święta przypomina nam podstawową prawdę wiary, która staje się dla nas zachętą do modlitwy za zmarłych, aby mogli oni osiągnąć uszczęśliwiającą wizję Boga w komunii świętych (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1032). Pokorna, wierna i wielkoduszna służba, jaką Święta zaoferowała przez całe życie w szpitalu Pammatone, to jasny przykład miłości dla wszystkich i szczególna zachęta dla kobiet, które wnoszą fundamentalny wkład na rzecz społeczeństwa i Kościoła, wraz ze swą cenną pracą, ubogaconą przez ich wrażliwość i poświęcenie się dla najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Dziękuję. Tłum. st (KAI)/Watykan
CZYTAJ DALEJ

Warszawa: Episkopat powoła radę ekonomów diecezjalnych

2025-09-15 17:27

[ TEMATY ]

KEP

Episkopat News

Rada ekonomów diecezjalnych ma powstać przy Biurze Ekonoma Konferencji Episkopatu Polski. To jeden z efektów spotkania ekonomów, które odbyło się w poniedziałek w Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski. - Tak jak wspólnoty zakonne musimy działać razem. Możemy tworzyć grupy zakupowe czy instytucje, które mają siłę nabywczą i stają się podmiotem negocjacji z dostawcami. Siła jest w jedności i do tej jedności dążymy - powiedział KAI ks. dr Marcin Kokoszka, ekonom Konferencji Episkopatu Polski.

Spotkanie, jak poinformował ekonom KEP, zostało zainicjowane przez samych ekonomów diecezjalnych. - Chcemy wspólnie pracować i przekazywać sobie to, co jest przedmiotem naszej codziennej troski - powiedział KAI ks. dr Marcin Kokoszka.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję