Pamiętam jeszcze ubiegłoroczną wystawę malarstwa impresjonistów,
która - o ile dobrze pamiętam - w Poznaniu, Warszawie i Krakowie
skupiała zainteresowanie nie tylko miłośników malarstwa. Odwiedzały
ją tłumy ludzi. Dla wielu była to z pewnością pierwsza, a przynajmniej
pierwsza od wielu lat okazja, by przekroczyć progi muzeum. Rzeczywiście,
wystawa była wspaniała, chociaż z Muzeum Narodowego w Krakowie pamiętam
zbyt duży tłok w salach muzealnych i zbytnią pośpieszność oglądania
dzieł. Może trzeba było skorzystać z oferty nocnego zwiedzania, by
w spokoju i, podobno, z lampką czerwonego wina w ręku móc kontemplować
dzieła impresjonistów?
Dla mnie z tamtą wielką wystawą doskonale współgrała ubiegłoroczna
ekspozycja "Italia oczami artystów polskich" przygotowana w Muzeum
Okręgowym w Rzeszowie. Nie przez styl dzieł - prac impresjonistycznych
lub nawiązujących do impresjonizmu, było tam niewiele. Dominował
raczej pejzaż romantyczny. Oprócz obrazów były eksponowane również
rzeźby, rysunki, grafiki, elementy małej architektury, ozdoby. Natomiast
podobnie jak wystawa impresjonistów dla Warszawy czy Krakowa, tak "
Italia..." dla Rzeszowa była po prostu "wydarzeniem" artystycznym.
Wyeksponowano 300 dzieł sztuki zafascynowanych Italią polskich artystów,
m. in. Józefa Chełmońskiego, Artura Grottgera, Aleksandra Gierymskiego,
Henryka Siemiradzkiego, Stanisława Witkiewicza, Jana Stanisławskiego,
Teodora Axentowicza, Józefa Pankiewicza, Teofila Lenartowicza, Józefa
Ignacego Kraszewskiego (prace plastyczne i literackie) i innych.
Tę wystawę naprawdę warto było zobaczyć.
Wspominam o niej nie bez powodu. Chciałbym bowiem, aby to
wspomnienie było jednocześnie zachętą dla Czytelników do odwiedzenia
kolejnej wystawy przygotowanej w rzeszowskim Muzeum Okręgowym. Tym
razem jest to wielka ekspozycja pejzażu polskiego "Wiosna, lato,
jesień, zima w malarstwie polskim". W czterech muzealnych salach
zebrano 200 dzieł (z 17 placówek muzealnych) najwybitniejszych polskich
artystów tworzących od końca XVIII wieku do roku 1939. Głównym motywem
obrazów jest pejzaż polski, tu ukazany w następstwie pór roku - od
wczesnej, jeszcze "nieśmiałej" wiosny, przez wiosnę "kwitnącą", słoneczne
i upalne lato, lato "żniwne", "złotą" polską jesień, szarugę jesienną,
aż do wspaniałej, śnieżnej zimy. "Geograficznie" uwieczniono i krajobrazy
tatrzańskie, i innych gór, i równin mazowieckich - z charakterystycznymi
wierzbami, i stepów dawnych, polskich kresów wschodnich. Ta chronologia
i "geograficzność" to dodatkowe walory wystawy, bo pozwalają zwrócić
uwagę na czasowe i przestrzenne urozmaicenie krajobrazów polskiej
ziemi (także dawnych ziem polskich).
I znowu przewijają się największe nazwiska polskiego malarstwa
- Gierymskiego (tym razem Maksymiliana), Juliana Fałata, Jana Stanisławskiego,
Wojciecha Weissa, Leona Wyczółkowskiego, Włodzimierza Tetmajera,
Jana Cybisa, Jacka Malczewskiego, Ferdynanda Ruszczyca, Stanisława
Witkiewicza i Witkacego oraz wielu innych, w sumie 100 nazwisk. Jedne
- przy pojedynczych dziełach, inne - przy nader licznych, jak np.
Stanisława Kamockiego, wspomnianego już Fałata czy Antoniego Broszkiewicza.
Wędrówka wśród tych dzieł okraszona jest pełną znawstwa narracją
komisarz wystawy Marii Stopyry.
Na wystawie wiele jest obrazów, które po prostu "chciałoby
się" mieć. W mojej pamięci szczególnie utkwiły dwa z nich: niewielki "
Krajobraz wieczorny" Adama Chmielowskiego (św. Brata Alberta) i "
Widok na Sandomierz" Stanisława Kamockiego (chyba ze względu na mój
sentyment do tego miasta).
Wystawa czynna będzie do końca września, ale ja już teraz
zachęcam do jej odwiedzenia. Czas wakacji temu sprzyja. Niechaj to
będzie jeszcze jedna, trochę niekonwencjonalna wędrówka po Polsce.
Pomóż w rozwoju naszego portalu