Niemiecki antypolonizm
Reklama
Po tylu latach niegodnego milczenia o zagrożeniach niemieckiego szowinizmu dla Polski od paru tygodni najbardziej wpływowe media, nagle przebudzone, zaczynają się rozpisywać o ofensywie
niemieckiego antypolonizmu. Z bardzo ostrym tekstem na ten temat wystąpiono nawet na łamach tygodnika Wprost, dotąd głównie znanego z wybryków krajowego antypolonizmu i maksymalnego
nagłaśniania zagranicznych krytyk na temat Polski i Polaków. Tym bardziej godny uwagi jest więc tekst znającej dobrze Niemcy (jako polska korespondentka prasowa przez lata przebywająca w tym
kraju) Krystyny Grzybowskiej pt. Ofiary polskiego imperializmu (nr z 7 września). Grzybowska pisze m.in. o tym, czego uczono jej córkę w niemieckiej szkole koło Bonn:
„Na lekcji historii córka dowiedziała się, że Józef Piłsudski był imperialistą i dyktatorem, który napadł na młode państwo radzieckie, odbierając mu odwieczne rosyjskie terytoria, a potem
dokonał faszystowskiego przewrotu (...). Gdyby córka nie miała możliwości poznania historii Polski od własnych rodziców, wychowywałaby się w pogardzie dla Polaków, którzy - jak się dowiedziała
w szkole - mieli się dobrze pod okupacją niemiecką, bo byli antysemitami”. Według Grzybowskiej, „w Internecie można przeczytać elaborat działacza wypędzonych Rolfa Józefa
Eibichta o polskim i czeskim imperializmie. Eibicht jest politologiem z zawodu, autorem książki Ucisk i prześladowania niemieckich patriotów. Z jego
tekstu każdy, kto chce, może się dowiedzieć, że od zarania dziejów Polacy i Czesi mordowali niewinnych Niemców i dokonywali czystek etnicznych (...). Bezgranicznie kłamliwy i bezwstydny
elaborat Eibichta, którego należałoby ścigać na podstawie artykułu o podjudzaniu do nienawiści rasowej i narodowej, to jedna z wielu podejmowanych ostatnio prób napisania
od nowa historii Niemiec. W tej historii prawdziwym, a właściwie jedynym wrogiem była i jest Polska. Osoby pokroju Eibichta boją się ruszać Żydów, ale mogą - jak
widać - bez obawy wyżywać się na Polakach (...). Zdaniem Eibichta, pierwsze obozy koncentracyjne w Europie Środkowej powstały właśnie w Polsce - tu w latach
20. torturowano i mordowano Niemców. Między 1919 a 1939 r. przed prześladowaniami uciekło z Polski 800 tys. Niemców. Okrucieństwa wobec Niemców spotęgowały się latem
1939 r., jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. I to było powodem wypowiedzenia Polsce wojny przez III Rzeszę. Orgia mordów osiągnęła swoje apogeum po rozpoczęciu walk. Wkraczające
oddziały niemieckie napotykały ciała tysięcy zamordowanych volksdeutschów, wielu innych było torturowanych, a kobiety brutalnie gwałcone (...).
Jak mogła powstać publikacja Eibichta? Jak mogło dojść do wpuszczenia na salony polityczne Republiki Federalnej Niemiec Eriki Steinbach, która myśli to samo, co ów politolog, choć wyraża to w zawoalowanej
formie? Niemców uważa się w Europie za chory naród i wiele jest w tym prawdy (...). W niemieckich rodzinach skrzętnie ukrywa się przed dziećmi zbrodnie
popełnione przez ojców i dziadków (...). Niemcy mają trudności z przezwyciężeniem przeszłości, ale nie mają prawa leczyć swoich kompleksów kosztem Polaków. Co najmniej zdumienie
musi budzić fakt zaangażowania się polskiej elity rządzącej (a zwłaszcza polskiego prezydenta) w ideę tzw. Europejskiego Centrum przeciw Wypędzeniom. Europa nie pragnie takiej instytucji (...).
W jakiej sprawie zatem Aleksander Kwaśniewski powołuje grupę roboczą i umawia się z prezydentem Rauem? Gdziekolwiek powstałoby to centrum (...), będzie naznaczone moralnymi
roszczeniami inicjatorów, czyli niemieckich wypędzonych, a na to nie możemy pozwolić.
Jedynym wytłumaczeniem dla osobliwej postawy polskiego prezydenta jest próba ratowania twarzy rządzącej w Niemczech lewicy, która poparła żądania wypędzonych (...)”.
W tekście K. Grzybowskiej zabrakło mi jednak jednego - zapytania o przyczyny wieloletniej bierności polskiego MSZ-u i polskich dyplomatów w Niemczech wobec nasilającej
się tam fali polakożerczych wystąpień telewizyjnych, prasowych i książkowych w stylu paszkwilu Eibichta. Warto zastanowić się również nad działalnością polskich ośrodków kulturalnych
w Niemczech, które zamiast zająć się maksymalnym popularyzowaniem prawdy o Polsce i polskiej historii, obroną polskości, same częstokroć dostarczają argumentów dla najjadowitszego
antypolonizmu przez różne „wykłady” skrajnie wyolbrzymiające domniemany „polski antysemityzm” (sławetne wystąpienie F. Tycha i in.).
To my ośmieliliśmy niemieckich rewizjonistów!
Reklama
Taka jest wymowa tekstu Janusza Roszkowskiego Wypędzeni to ofiary nazizmu, publikowanego w Przeglądzie z 14 września. Autor stwierdza m. in.: „Jedynym miejscem upamiętnienia krzywd Niemców może być muzeum zbrodni nazistowskich (...). Sprawa wypędzonych traktowana jest jako temat przewodni przybierającego na sile procesu upominania się o równe miejsce w wyliczeniach ofiar wojny. Rzecznicy tego - a są oni we wszystkich ugrupowaniach politycznych RFN - udają, że nie pojmują prostych, logicznych relacji pomiędzy tym, co było przyczyną zła, a co jest jego skutkiem, (...) gdyby Niemcy nie podjęli zaborczych wojen, by rozszerzyć swoją «przestrzeń życiową», nie utopili w morzu krwi innych narodów - ba, świata - nie byłoby późniejszej klęski, okrojenia terytorialnego jako konsekwencji przegranej Hitlera, którego sami nie potrafili (bo nie chcieli tego) w odpowiednim czasie okiełznać. Trwa więc w RFN proces łagodzenia kantów złej przeszłości poprzez coraz głośniejsze wołanie o zbrodniach dokonanych na Niemcach przez innych (...). Nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednym istotnym fakcie sprzyjającym tworzeniu się w RFN klimatu wpływającego na zacieranie się wizerunku przeszłości: toż to my sami zaczęliśmy prawić o pojednaniu, olśnieni nowymi jakościami w stosunkach z RFN. Uderzmy się w piersi - w przekonaniu niejednego z nas słowo «pojednanie» miało być gestem swoiście pojmowanej kurtuazji wobec dobrego niemieckiego sąsiada, czymś afirmującym go jako równego i w sferze historiozoficznej (...). To, co powinno być tematem głębokiego zastanowienia, rozmysłu wymagającego wnikliwej debaty, zostało wprowadzone do obiegu ze wszystkimi tego konsekwencjami pod wpływem klimatu czasu. To bardzo ośmieliło rzeczników rewizji historii”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kolejna metamorfoza A. Michnika
Z rok temu w publikowanym na łamach Niedzieli ostrym tekście piętnowałem jako „antypolski wybryk” wystąpienie Adama Michnika i Adama Krzemińskiego ze wspólnym oświadczeniem popierającym utworzenie Centrum przeciwko Wypędzeniom we Wrocławiu. I nagle widzimy radykalną zmianę postawy Michnika w tej sprawie, oczywiście, bez zająknięcia się gdziekolwiek na temat swojej tak szkodliwej poprzedniej postawy. Ten sam Michnik, który rok temu gardłował za powstaniem Centrum przeciw Wypędzeniom, teraz nagle dołączył swój podpis do listy osobistości polskich i zagranicznych ostro piętnujących pomysł powstania takiego Centrum. W liście tym, zamieszczonym w Gazecie Wyborczej z 4 września pt. Apel na rzecz krytycznej i rozumnej dyskusji o przeszłości, czytamy m.in.: „(...) mówimy z całą wyrazistością: Centrum przeciw Wypędzeniom nie przyniesie żadnej korzyści krytycznemu rozliczaniu się z historią (...). W ramach europejskich rozliczeń z przeszłością opierajmy się na pluralistycznym i krytycznym dyskursie. Centrum przeciw Wypędzeniom stałoby mu na przeszkodzie”.
Antykatolickie i antypolskie oszczerstwa A. Małachowskiego
Reklama
Aleksander Małachowski od lat jest swoistym „stachanowcem” krajowego antypolonizmu. Niejednokrotnie pisaliśmy już na łamach Niedzieli o jego wręcz nieobliczalnych wybrykach tego typu. W najnowszym tekście, publikowanym na łamach Gazety Wyborczej z 6-7 września pt. Ten plugawy kąkol, A. Małachowski zdobył się na swoisty rekord kalumnii na temat Polaków i Kościoła katolickiego w Polsce, łącznie z oszczerstwami na temat św. Maksymiliana Kolbego. W pełnym oszczerczego jadu tekście Małachowskiego znajdujemy niezwykle czarny obraz stosunku Polaków i Kościoła katolickiego w Polsce do Żydów. W tym obrazie nie znalazło się nawet jedno zdanie przypominające, że właśnie Polska była przez stulecia jedynym schronieniem dla Żydów - paradisus Judeorum, rajem dla Żydów, jak pisano nawet w Wielkiej Encyklopedii Francuskiej z XVIII wieku. Nie znalazło się również nawet jedno zdanie odnotowujące wybitne postacie Kościoła katolickiego w Polsce, które zasłużyły się swymi wystąpieniami w obronie Żydów czy pomocą dla nich. By przypomnieć choćby warszawskiego bp. Antoniego Sotkiewicza, który w 1881 r. po zapoczątkowaniu w Rosji fali pogromów zdecydowanie przeciwstawił się próbom upowszechniania przez carat antyżydowskich nastrojów w Warszawie. Interwencja polskiego biskupa Wilna Edwarda Roppa skutecznie zapobiegła w 1905 r. inspirowanym przez władze carskie próbom wywołania pogromu. Przykłady tego typu zachowań, podobnie jak ogromnej, pełnej poświęcenia działalności polskich duchownych dla ratowania Żydów w czasie II wojny światowej, można by długo mnożyć. Wszystko to jest jednak, oczywiście, gruntownie przemilczane w jadowitym, pełnym obrzydliwych antykatolickich uogólnień tekście. Ze względu na rozmiary kalumniatorskich przekłamań Małachowskiego zmuszony będę je szerzej omówić w tekście z cyklu Pod prąd, który ukarze się najbliższym numerze Niedzieli.
Potępienie owsiakowego hasła
Przedstawione niedawno w mediach obrazy niebywałego rozwydrzenia uczniów toruńskiego technikum pastwiących się nad swoim nauczycielem obnażyły katastrofalne skutki tak długo bezkrytycznie popieranej w mediach ideologii moralnego „luzu”, symbolizowanego przez sławetne hasło Owsiaka: „Róbta, co chceta”. O dziwo, tym razem z potępieniem skutków oddziaływania tego typu hasła wystąpił nawet dziennik Rzeczpospolita, znany ze swego poparcia dla maksymalnego liberalizmu. Jeden z czołowych publicystów tego dziennika - Krzysztof Gottesman napisał w tekście Róbta, co chceta (numer z 9 września) m.in., iż przez lata panowała u nas „powszechna fala pozwalania wszystkim na wszystko i kwestionowania wszelkich autorytetów (...). Dominowało hasło «Róbta, co chceta». Fałszywie pojmowano nie tylko znaczenie wolności. Również dyscypliny jako niezbędnego elementu wychowania (...). Chamstwo i agresja są często najbardziej widocznym przejawem zachowania młodych ludzi”.
Jakubowska kręci
Robert Więckowski w tekście Łże jak Pinokio (Super Express z 6-7 września) wskazuje na skutki wykrycia jaskrawych sprzeczności w zeznaniach Aleksandry Jakubowskiej, tak wpływowej dziś osoby w otoczeniu Leszka Millera. Zdaniem autora: „Sprzeczność w zeznaniach Aleksandry Jakubowskiej może zdradzić tajemnice «ludzi trzymających władzę» z afery Rywina”.
UE to „żart”
W Rzeczpospolitej z 6-7 września czytamy ogromnie interesujący wywiad Bronisława Wildsteina z najbardziej dziś uznanym teoretykiem współczesnego konserwatyzmu w Anglii Rogerem Scrutonem. Wywiad jest tekstem prowokującym do głębszych przemyśleń. Oto jeden z najciekawszych fragmentów poświęcony ocenie Unii Europejskiej: „Myślę, że to żart, utopijna wizja podzielana przez wielu starych, niemądrych ludzi. Tylko że ludzie ci mają dużo władzy, dużo pieniędzy i dużo wpływów. Dzięki temu kontynuują prace nad wielu europejskimi instytucjami, nad konstytucją itd. I w ten sposób tworzą rodzaj potiomkinowskiego państwa, którym będą zarządzali. Ale państwo to rozleci się przy pierwszym prawdziwym wstrząsie”. Przypomnijmy, że te bulwersujące stwierdzenia ukazały się na łamach tak prounijnej Rzeczpospolitej.
