Zofia i Janusz Muszewscy 29 maja obchodzili złote gody. Pan Janusz jest rówieśnikiem Ojca Świętego, urodził się 30 czerwca 1920 r. w Warszawie. Wychowali szesnaścioro dzieci. Wszystkie dzieci założyły własne rodziny, a dwanaścioro z nich mieszka w Częstochowie. Mieszkanie dziadków w domu na Starym Rynku pozostaje miejscem spotkań rodzinnych.
Janusz Muszewski urodził się w rodzinie Natalii i Mariana Muszewskich
jako najmłodszy z trójki synów. Mieszkali w samym centrum Warszawy,
gdzie ukończył szkołę podstawową im. Tadeusza Kościuszki na Nowym
Świecie, a następnie podjął naukę zawodu ślusarza w warsztacie Bolesława
Sosnowskiego. Równolegle chodził do znanej szkoły rzemieślniczej
przy ul. Karolkowej. Po zdaniu egzaminu czeladniczego w 1937 r. pozostał
w warsztacie Sosnowskiego jako pracownik. Lata II wojny światowej
dla rodziny pana Janusza były niezwykle tragiczne. Ojciec, mama i
najstarszy brat zaangażowani byli w działalność konspiracyjną. Janusza
w 1940 r. zgarnięto w łapance ulicznej i wywieziono na roboty do
Niemiec. Ojciec był w czasie okupacji kierownikiem tajnej drukarni
umieszczonej w piwnicy przedwojennych doświadczalnych Warsztatów
Lotniczych przy ul. Wawelskiej 4. Dla osłony drukarni w pomieszczeniach
górnych funkcjonował warsztat naprawy latarni ulicznych. W 1942 r.
doszło do wsypy i najścia gestapo na drukarnię. Ponieważ rodzice
pana Janusza mieszkali w pokoiku na terenie warsztatu, zostali wraz
z najstarszym synem aresztowani. Brata rozstrzelano na Pawiaku, ojca
wysłano do obozu koncentracyjnego Gross Rosen, gdzie zginął, a mamę
do obozu koncentracyjnego Ravensbruack. Pan Janusz, zesłany na roboty,
uratował się, długo nie wiedział o tragicznych losach rodziców i
brata. Po wojnie powrócił do Warszawy, by stwierdzić, że dom rodzinny
nie istnieje. Nie odnajdując nikogo z rodziny, pojechał do Katowic,
by w tamtejszym Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym dostać skierowanie
do Legnicy i objąć tam w zarządzanie majątek ziemski. W 1946 r. przeniósł
się do Złotoryi i zarządzał tam majątkiem ziemskim do 1949 r., aż
do przekazania go siedmiu osadnikom zza Buga. W tym czasie odwiedzał
swoich kolegów z przymusowych robót zamieszkałych w Częstochowie.
W czasie tych odwiedzin poznał swoją żonę Zofię. Właśnie kolega,
Stanisław Polaczkiewicz, pomógł mu znaleźć pracę i mieszkanie w Częstochowie.
W 1946 r. do Polski powróciła matka pana Janusza i zamieszkała w
Ursusie pod Warszawą. Nie ominęły ją represje Urzędu Bezpieczeństwa,
16 razy była przesłuchiwana z powodu przynależności do Armii Krajowej.
Po ślubie w 1950 r. państwo Muszewscy zamieszkali w mieszkaniu
Janusza w II Alei Najświętszej Maryi Panny.
Zofia z domu Kozieł urodziła się w 1927 r. w Częstochowie.
Miała trzy siostry i brata. Również jej rodzina doznawała represji
okupanta. Ojciec po aresztowaniu został wysłany na roboty do Niemiec.
Na roboty do Niemiec trafiły też starsze siostry Zofii. Dlatego dopiero
po wojnie mogła ukończyć szkołę podstawową, nie przerywając pracy
w dzisiejszym Wełnopolu (wówczas Motty). Na życzenie męża przerwała
pracę, zajmując się prowadzeniem domu. W 1951 r. urodziła najstarszego
syna Mariana, który po ukończeniu TZN zamieszkał w Warszawie i tam
ożenił się. Zginął w czasie pracy w wieku 28 lat, pozostawiając żonę
z pięcioletnią córką.
Kolejne dzieci rodziły się prawie co roku, tak że w 1963
r. w pokoju z kuchnią Zofia i Janusz mieszkali z ósemką dzieci. Mieszkanie
na Starym Rynku otrzymane od miasta w 1963 r. było na tyle obszerne,
że dało się jakoś rozlokować dzieci. Tutaj przychodziły na świat
kolejne dzieci, wśród nich bliźniaki Iwona i Adam. Najmłodszy Sławek
urodził się w 1972 r., gdy Pani Zofia miała 45 lat. Pan Janusz przez
31 lat pracował w zakładzie "Domgos" przy ul. Krótkiej, pełniąc przez
szereg lat odpowiedzialną funkcje kierownika produkcji. W 1981 r.
przeszedł na emeryturę.
Przez lata pogłębiały się szczególne więzi rodziny Muszewskich
z parafią pw. św. Zygmunta. Proboszczem był wówczas bp Stanisław
Czajka. Chłopcy kolejno zostawali ministrantami, a dziewczynki czynnie
uczestniczyły w procesjach. W latach 50. Ksiądz Biskup kupił 10 ha
ziemi, by powiększyć cmentarz Kule. Nie mógł znaleźć firmy, która
by podjęła się ogrodzenia tego terenu. Dlatego zwrócił się do pana
Janusza o pomoc. Po złożeniu zamówienia do "Domgosu" dyrektor zlecił
wykonanie tej pracy panu Januszowi, zaznaczając, że to on będzie
tłumaczył się w Komitecie Miejskim PZPR za wykonanie zamówienia parafii.
Po wykonaniu zamówienia pan Janusz został wezwany do Komitetu Miejskiego
PZPR, gdzie grożono mu zwolnieniem z pracy.
W parafii krążą opowieści o dyscyplinie, która obowiązywała
w rodzinie Muszewskich. Dzieci musiały zostawiać buty w przedpokoju
w równym rządku. Ale tylko dzięki dyscyplinie można było zapanować
nad taką gromadą zdrowych dzieci.
Szczególne miejsce w pamięci Zofii i Janusza pozostawiła
postać drugiego proboszcza parafii św. Zygmunta - ks. inf. Władysława
Gołąba, w którym mieli zawsze oparcie. Pani Zofia wspomina szczególnie
pierwsze trudne lata. Poczciwą "franię" kupili dopiero w 1963 r.,
gdy przeprowadzili się do nowego mieszkania. Wówczas też zakupili
lodówkę. Dziennie kupowało się 4-5 kg chleba i kilka litrów mleka.
Barwnie wyglądały wyjazdy na sześciotygodniowe wakacje do Ostrów
n. Okszą. Przez osiemnaście lat wyjeżdżali z dziećmi do domu pani
Psiukowej, gdzie na podwórzu rozbijali wojskowy namiot. Dzieci starsze
mieszkały w nim przez całe wakacje. Codziennie kupowało się bańkę
mleka. Dzieci rankiem chodziły z rodzicami do lasu na jagody, które
częściowo sprzedawali. Popołudniami mogły kąpać się w Okszy, która
płynęła za domem.
Pani Zofia dzień zaczynała od wyprawienia męża do pracy.
Jako kierownik produkcji przychodził do zakładu o godz. 5.30. Później
wyprawiała do szkoły dzieci. Po południu dzieci przez dwie godziny
miały obowiązek pomocy mamie w wykonywaniu pracy chałupniczej. Dzięki
temu zajęciu pani Zofia ma dzisiaj emeryturę. - Nieraz - wspomina
pan Janusz - przed pójściem do pracy dowiadywałem się od żony, że
nie ma pieniędzy na zakupy. Brało się w zakładzie "chwilówkę" i podrzucało
żonie, by mogła zrobić zaopatrzenie.
Dzisiaj Zofia i Janusz doczekali się trzydzieściorga
wnucząt. Wszystkie dzieci zdobyły wykształcenie i założyły rodziny.
Wojciech ukończył Akademię Rolniczą w Krakowie i z żoną osiedlił
się w Komorowie k. Świdnicy. Zbyszek jest lekarzem domowym w Lublińcu,
a Małgosia mieszka wraz z mężem w Golubiu-Dobrzyniu. Jadwiga od dwudziestu
lat choruje na stwardnienie rozsiane i jest przykuta do wózka inwalidzkiego.
Rencistą jest też jej mąż, ich jedyna córka zmarła.
W dniu 50. rocznicy ślubu proboszcz parafii św. Zygmunta
ks. kan. Marian Wojcieszak odprawił Mszę św. w intencji Jubilatów
przekazując im jednocześnie błogosławieństwo i upominek od abp. Stanisława
Nowaka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu